Pijanowski o wpadce w "Milionerach". Nie ma wątpliwości co do pytań
- Takie sytuacje się zdarzają i będą się zdarzać, producenci muszą być na to przygotowani - tak Wojciech Pijanowski skomentował w rozmowie z WP wpadkę w teleturnieju "Milionerzy".
16.03.2021 15:55
Od wczoraj wiele osób liczy, ile dni ma który miesiąc i śledzi historię Londynu - wszystko za sprawą błędu, który pojawił się w ostatnim odcinku popularnego teleturnieju "Milionerzy".
Kiedy dzwoni Big Ben
Chodziło o moment pierwszego uderzenia w dzwon zwany Big Benem. W programie podano nieprawidłową datę, co szybko wykryli czujni internetowi komentatorzy i komentatorki.
W odpowiedzi na pytania Wirtualnej Polski osoby związane z "Milionerami" i stacją TVN, która emituje ten program, zapowiedziały, że w środę ma zostać wydane oficjalne stanowisko w tej sprawie. Wskazują jednak, że w podobnych sytuacjach, które miały miejsce w przeszłości, wątpliwości były zawsze rozstrzygane na korzyść grających - zdarzało się, że po ujawnieniu błędu, byli oni przywracani do gry w kolejnym wydaniu.
Pytania układają ludzie pozostający w cieniu
Jak to wygląda w przypadku innych podobnych programów? Tadeusz Sznuk, od wielu lat prowadzący teleturniej "Jeden z dziesięciu" na antenie TVP, nie chciał się wypowiadać na temat błędów konkurencji. Przyznał, że w przypadku prowadzonego przez niego programu, system przygotowywania pytań i weryfikowania odpowiedzi jest dwuetapowy.
Zgadza się to z tym, co na ten temat powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską najbardziej doświadczony pomysłodawca i producent teleturniejów w Polsce, Wojciech Pijanowski.
- To się powinno odbywać w dwóch etapach. Najpierw jedna grupa układa pytania, potem druga, zupełnie inne osoby, powinna je weryfikować. Jedni i drudzy powinni korzystać ze sprawdzonych źródeł. Należy unikać tych niepewnych, a więc przede wszystkim Wikipedii. Wiadomo przecież nie od dziś, że tam potrafią się pojawić całkiem niesprawdzone i nieprawdziwe informacje. Osoby układające pytania i weryfikujące odpowiedzi nie muszą zajmować się daną dziedziną na poziomie akademickim, ale powinny mieć o niej co najmniej sporą wiedzę. Jeśli teleturniej dotyczy np. historii, byłoby dobrze, gdyby miały wykształcenie historyczne.
Trzy lata temu w rozmowie z portalem Interia Hubert Urbański prowadzący "Milionerów" niechętnie uchylił rąbka tajemnicy tego programu, odnosząc się właśnie do kwestii tego, kto układa pytania. Mówił wtedy: "Ci ludzie muszą pozostać w cieniu. Jest to grupa ekspertów z rozległą wiedzą w rozmaitych dziedzinach. Jej skład w zasadzie pozostaje od lat ten sam".
Pijanowski uważa, że nie ma sensu robić wielkiej afery wokół błędu w "Milionerach".
- Takie sytuacje się zdarzają i będą się zdarzać, niezależnie od tego, jak precyzyjne będą systemy układania i weryfikowania pytań. Producenci teleturniejów muszą być na to przygotowani i mieć opracowane zasady postępowania w takich przypadkach.
Lama, pomidor, Kaczyński i Meksyk
Sytuacja, która zdarzyła się w "Milionerach" emitowanych 15 marca, rzeczywiście nie jest jedyna. Media informowały o wielu podobnych przypadkach, dotyczących zarówno tego, jak i innych teleturniejów. Prawie dokładnie cztery lata temu, w marcu 2017 roku, wyemitowany został odcinek "Milionerów", w którym z dalszych etapów odpadła uczestniczka odpowiadająca na pytanie o aktorskie występy prezydentów różnych krajów: miała wybrać tego, który nie zagrał w filmie. Wskazała Lecha Kaczyńskiego, który jako dziecko wystąpił w fabule "O dwóch takich, co ukradli księżyc". Ale problem polegał na tym, że każdy z czterech polityków do wyboru miał aktorską przeszłość. Osoby układające pytania za prawidłowy uznały wybór Vaclava Havla, ale on także zagrał w filmie na długo przed swoją prezydenturą.
Źródłem wielu wpadek jest "Familiada", choć z reguły ich autorami są uczestnicy i uczestniczki, którzy pod wpływem nerwów i emocji udzielają odpowiedzi bzdurnych czy zabawnych. Najlepszym przykładem jest mająca dziś już charakter memiczny lama - taka odpowiedź padła na pytanie o "więcej niż jedno zwierzę".
Ale czasem błędy zdarzają się i po stronie producenckiej. Media rozpisywały się o wydaniu ze stycznia tego roku, w którym feralne okazało się pytanie o miód. Najpierw prowadzący pozwolił osobom odpowiadającym poprawić swoje przejęzyczenia, czego według regulaminu nie powinien zrobić. Ale potem okazało się, że nie zgadzała się suma punktów procentowych za poszczególne odpowiedzi - zamiast stu wniosła 116.
W teleturnieju "Jeden z dziesięciu" także nie brakuje wpadek po stronie zdenerwowanych uczestników i uczestniczek. Do historii przeszła sytuacja z jesieni ubiegłego roku, kiedy jeden z uczestników na pytanie o nazwę detalu architektonicznego odpowiedział "pomidor".
Ale zdarzały się też błędy po drugiej stronie. Najgłośniejsza była sytuacja z odcinka emitowanego w grudniu 2017 roku. W pytaniu chodziło o to, ile razy igrzyska olimpijskie rozgrywane były w Ameryce Południowej. Uczestnik zgodnie z prawdą odpowiedział, że raz (w 2016 roku w Rio de Janeiro), co uznano za nieprawidłową odpowiedź. - Ani razu. Raz były w Meksyku, ale Meksyk to Ameryka Północna - powiedział wtedy Tadeusz Sznuk.
Potem tłumaczył się w jednym z wywiadów: - Nie zadziałała kontrola w studiu, w związku z tym nie przerwaliśmy nagrania. Uczestnik nie zgłosił reklamacji, gra toczyła się dalej. Widzowie jednak zareagowali natychmiast. W takim przypadku, mimo iż zawodnik nie złożył reklamacji we właściwym momencie, musimy zareagować. Trzeba było się przyznać do błędu i poszukać rozwiązania. Uczestnik zgodził się na skrócenie oczekiwania na kolejny udział w grze i niebawem znowu zobaczymy go na ekranie – wyjawił gospodarz teleturnieju.