Najokrutniejsza historia zemsty, jaka miała miejsce w Polsce. Rodzina zamordowana po pasterce

Sprawa wyglądała na prostą. Przed pierwszymi zabudowaniami Zrębina tkwił w rowie biało-niebieski San. Przed autobusem leżały zwłoki mężczyzny i chłopca. Chłopczyk miał całkiem zmiażdżoną czaszkę. Mężczyzna - zmasakrowany kołami tułów i rany na głowie. Za autobusem leżała dziewczyna. Gwałt? Po wypadku? Bez sensu, trapili się funkcjonariusze.

Najokrutniejsza historia zemsty, jaka miała miejsce w Polsce. Rodzina zamordowana po pasterce
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

07.11.2018 | aktual.: 08.11.2018 12:45

Tak historię rodziny Kalitów opisuje małżeństwo pisarzy Michał i Małgorzata Kuźmińscy. Wzięli udział w nowym programie przygotowanym przez stację Crime+Investigation Polsat - "Opowiem ci o zbrodni". W każdym odcinku przedstawiana jest inna prawdziwa sprawa kryminalna – kolejni pisarze przygotowali o tym swoje opowiadania oparte na prawdziwych wydarzeniach.

Te historie to jedne z głośniejszych morderstw, jakie miały miejsce w Polsce. W ostatnim odcinku Kuźmińscy wspomnięli tzw. sprawę połaniecką. Mówi się, że to jedna z najgłośniejszych zbrodni kryminalnych z okresu PRL. Ci, którzy zamordowali trzyosobową rodzinę (w tym ciężarną 18-latkę), byli przekonani, że unikną kary.

W tej historii przeraża wszystko. To, jak zachowali się mordercy. To, jak cała wieś próbowała przymknąć oko na okrutny mord. I wreszcie to, jak zachowała się milicja.

Obraz
© Materiały prasowe/ Kuźmińscy

Mamo, ratuj

Grudzień, 1976 roku. Ciężarna Krysia z mężem Stanisławem i 12-letnim Mieczysławem (bratem) wybrali się na pasterkę. W trakcie mszy zostali wywabieni z kościoła. Cioteczna siostra podeszła do 18-latki i powiedziała, że jej ojciec "rozrabia w domu po pijaku" i muszą szybko wracać.

- Musieli być zdenerwowani. Przed nimi długi marsz po nocy, a nie wiadomo, co się dzieje w domu. Więc gdy zobaczyli przy ulicy Zrębińskiej Sana, za którym zaparkował jeszcze czerwony Autosan Wysockiego, odczuli ulgę. Z Sana dobiegał gwar, w środku znać było ruch – opowiadają Kuźmińscy. W autobusie znajdował się m.in. Jan Sojda i kilkadziesiąt innych osób z wioski. Wszyscy byli pijani. Nie wpuścili do środka Kalitów.

Poszli pieszo do domu, poboczem drogi. Niedługo później Sojda razem ze szwagrem, Józefem Adasiem, zięciem - Stanisławem Kulpińskim, i innymi pasażerami ruszyli sprzed kościoła za rodziną Kalitów. Razem z nimi jechał drugi autobus, a przed nimi taksówka. W sumie sześćdziesiąt pięć osób, w tym Otolia Sojdowa i Helena Adasiowa, po drodze dosiadł jeszcze stróż z piekarni.

Kuźmińscy: - Jadą szybko. 130 metrów za połaniecką piekarnią doganiają Krysię, Staszka i Miecia. Socha robi nieznaczny ruch kierownicą fiata. Zderzakiem potrąca chłopca. Miecio ze złamaną nogą pada na asfalt. Przyskakują do niego Łukaszkowie. Zatrzymuje się przed nimi niebieski San. Snopy świateł, drobiny śniegu, parujące oddechy, mróz. Jęk chłopca, krzyk dziewczyny. Otwierają się drzwi. Zaczyna się zabijanie.

Obraz
© Materiały prasowe

Sojda ze szwagrem pierwszego dopadli Staszka. Józef Adaś uderzył go półmetrowym kluczem do kół prosto w głowę, w szyję. Padł nieprzytomny. Krysia krzyczała tylko: "Wujku, nie zabijaj mi męża". Próbowała uciekać w stronę pól, gdzie może sąsiedzi jej nie dogonią. Ale Sojda i Adaś dopadli ciężarną. - Jeden trzyma. Drugi uderza dziewczynę kluczem do kół. Po głowie, po szyi. Krysia pada. Kopią. Tłuką. (...) Potem wloką ją po śniegu, ku autobusom, na jezdnię – opowiadają Kuźmińscy w programie. - Stanisław Łukaszek jeszcze nie umarł. Sojda staje nad nim. Bierze zamach kluczem do kół. Tłucze, aż ten przestaje krzyczeć i kona z rozbitą czaszką.

A potem dzieje się tylko gorzej: - Socha odjeżdża z pięćdziesiąt metrów, zawraca. I rusza znowu. Sojda daje mu znaki rękami, nakierowuje. Zofia Sochowa i Mieczysława Kulpińska siedzą z tyłu. Sojda naprowadza auto zięcia. Fiat 125 p prawymi kołami przejeżdża po głowie Miecia Kality. Krzyk się urywa.

Dwóch świadków próbowało uciekać. Sojda ich dogonił i groził, że to samo zrobi z nimi. Więc zostali i patrzyli.

Jeszcze niedawno śpiewali im “gorzko” na weselu

Krysia razem z mężem została zabita kluczem do kół autobusowych. Jej młodszy brat dobity przez przejechanie po jego ciele samochodem. Całe zdarzenie obserwowało 30 świadków i nikt nie próbował powstrzymać morderców. Wszyscy byli nietrzeźwi. Zabójcy wciągnęli zwłoki do autobusu i przewieźli półtora kilometra dalej. Niedaleko Zrębina autobusem przejechali po ciałach Staszka i nastolatka, próbując w ten sposób upozorować wypadek drogowy. Zwłoki Krystyny z kolei obnażyli i położyli za pojazdem. Myśleli, że w ten sposób milicja będzie podejrzewać gwałt.

Gdy to się działo, w drugim autobusie Sojda – trzymając w ręku różaniec, przyjął od pasażerów przysięgę milczenia. Każdy po kolei całował krzyż, a potem miał przekłuty palec agrafką. Nie chce się w to wierzyć, ale ślad krwi odbijali na kartce papieru, by w ten sposób przysięga "nabrała mocy". Jan Sojda części świadkom wypłacał także pieniądze. Mówili ludzie potem: "Sojda miał ciągnik, liczył się jako Bóg i znawca prawa".

Potem wszyscy razem wrócili na pasterkę, by mieć alibi.

Kuźmińscy: - Jan Sojda, odbierając od sąsiadów wykonane krwią podpisy w zamian za zwitek banknotów, przetrącił im kręgosłupy moralne i ustanowił we wsi zmowę milczenia. Od tej pory złamanie przysięgi będzie działaniem wymierzonym w całą wieś, we wspólnotę. I to cała wspólnota, już nie tylko Sojda, będzie strzec wypełnienia przysięgi. Ci, którzy się wyłamią, skazani zostaną na banicję. Zrębin zwiera szeregi, muruje barykadę i wystawia warty, broniąc prawdy o zbrodni oraz własnej tchórzliwej bierności.

Kilka godzin po wszystkich tych wydarzeniach, na posterunek MO zgłosił się kierowca Sana, którego ukradli mordercy. Powiedział funkcjonariuszom, że ktoś w zamieci śnieżnej rozjechał troje pieszych, co odkrył, wracając do domu.

Obraz
© Materiały prasowe

Milicjanci uznali, że to wypadek. Lekarz także niespecjalnie przyglądał się ofiarom, w protokole sekcji zwłok potwierdził, że to był wypadek. A prokurator, jak zauważają w programie Kuźmińscy, podpisał to bez czytania. Milicja nie przejmowała się specjalnie odnalezieniem sprawcy wypadku. Wkrótce odbył się pogrzeb rodziny. Trumnę z ciałem Krysi niósł Jan Sojda.

- Pogrzeb odbywa się w Połańcu. Ludzie patrzą po sobie. Jeszcze niedawno śpiewali im “gorzko” na weselu, a dziś śpiewają “Anielski orszak”. Wspominają Krysię. Miła była, skromna, grzeczna, nie jak dzisiejsze dziewuchy. Staszka, że młody, a taki odpowiedzialny. I Miecia, takiego zdolnego. Chciał być oficerem, pewnie zapatrzony w dziadka ORMO-wca. Dobry był z geografii i z religii – wspominają pisarze.

Proces

Choć milicjantom nie było to na rękę, śledztwo prowadzili. Po tygodniach wyszły na jaw porażające błędy. Nieudolny sposób przeprowadzenia sekcji zwłok przez lekarza bez uprawnień, niezabezpieczone ślady. Do tego dochodził fakt, że wszyscy świadkowie plątali się w zeznaniach, wielokrotnie je zmieniali. Tylko jedna osoba opowiedziała o morderstwie i podała nazwiska sprawców. Cała wieś chroniła Sojdę.

Co warto dodać: to była zbrodnia zemsty. O Sojdzie mówiło się, że jest "królem Zrębina". Był bogaty, miał duże gospodarstwo. Kilka miesięcy przed morderstwem, był na weselu Krysi i Staszka. Jego siostra została poproszona o pomoc w kuchni podczas imprezy. Oskarżono ją po weselu o to, że wynosiła wędliny. Sojda był tym wyjątkowo dotknięty. Jego rodzina złodziejami? Podobno miał grozić młodym, że "wypleni Kalitowe plemię". Jak powiedział, tak zrobił.

Proces zelektryzował cały kraj. Zjechały dziesiątki dziennikarzy z całego kraju. Sędzia nie znalazł okoliczności łagodzących dla oskarżonych. Jan Sojda, Józef Adaś, Stanisław Kulpiński i Jerzy Socha zostali skazani na karę śmierci. 18 mieszkańców Zrębina zostali skazani za składanie fałszywych zeznań. Ostatecznie Sosze i Kulpińskiemu Rada Państwa okazała nieco łaski i zamieniła wyroki na 25 i 15 lat. Odsiedzieli 11 i 14 lat. Jan Sojda i Józef Adaś nigdy do Zrębina nie wrócili.

Obraz
© Materiały prasowe

Opowiem ci o zbrodni

Jan Sojda i Józef Adaś zawisnęli na szubienicy 23 listopada 1982 roku w krakowskim areszcie śledczym przy ulicy Montelupich. Nienarodzone dziecko Krysi i Staszka Łukaszków miałoby dziś za sobą 41 lat życia.

Zrębin zapisał się w dziejach polskiego sądownictwa i kryminalistyki. Co jakiś czas do wioski powracali dziennikarze, pisarze, naukowcy. Pisali o zbrodni, która nie mieści się w głowach. To samo można powiedzieć o tym, co napisali teraz Kuźmińscy.

- Pośród zbrodni, które wydarzyły się w Polsce, ta ze Zrębina jest zarazem jedną z najbardziej niezrozumiałych, jak i banalnych. Przemyślnych, jak i nieudolnych – przyznają Michał i Małgorzata Kuźmińscy.

Podczas premiery programu "Opowiem ci o zbrodni", dodali jeszcze: - Ten projekt wymagał innego podejścia. Czytamy case’y, literaturę kryminalistyczną, by koniec końców złożyć swoją historię. Trzeba zrozumieć, zinterpretować przez siebie. Tu historia już była.

W nowym programie Crime+Investigation będzie można zobaczyć jeszcze historie przygotowane przez Martę Guzowską (14 listopada) i Igora Brejdyganta (21 listopada).

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (278)