Michał Fajbusiewicz otarł się o śmierć. W katastrofie zginęło 10 osób
10 stycznia minęło 30 lat od tragicznego lotu helikoptera na planie programu "997". Wówczas mediami wstrząsnęła informacja, że wśród ofiar mógł znajdować się również dziennikarz Michał Fajbusiewicz. Ten po latach wyjaśnił, jak udało mu się przetrwać.
Michał Fajbusiewicz w latach 1990-2017 był prowadzącym niegdyś bardzo popularnego "Magazynu Kryminalnego 997". Program rekonstruujący okrutne zbrodnie, które często pozostawały niewyjaśnione, mroził krew w żyłach. Podczas jednego z nagrań doszło do prawdziwej tragedii.
10 stycznia 1991 r. załoga śmigłowca Mi-8T ze 103 Pułku Lotniczego Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pomagała twórcom programu. Chodziło o zrekonstruowanie wydarzeń, które doprowadziły do zagadkowej śmierci 57-letniej handlarki walutą.
Podczas próbnego lotu powrotnego helikopter dość szybko po starcie spadł na ziemię. Zginęli wszyscy, którzy byli na pokładzie. Początkowo myślano, że wśród nich znajdował się też Michał Fajbusiewicz.
- Moja żona omal nie oszalała. Przez kilka godzin byłem wśród uśmierconych, zanim udało mi się dotrzeć do telefonu i powiedzieć bliskim, że żyję - wspomina dziennikarz w rozmowie z "Faktem".
Życie uratował mu pomysł, aby nakręcić dodatkową scenę dla innego programu TVP. Inaczej też znalazłby się na pokładzie helikoptera.
- To, że ja, operator i dźwiękowiec zostaliśmy wtedy na ziemi, to był tylko przypadek. Postanowiliśmy nagrać śmigłowiec w locie do osobnego materiału dla "Teleexpressu", ponieważ zaledwie kilka dni wcześniej maszyna wróciła z Hiszpanii. Wypożyczono ją do walki z pożarami - wspomina Fajbusiewicz.
W katastrofie lotniczej zginęło 10 osób: kpt. Paweł Prorok, podkom. Marek Pasterczyk, asp. Zdzisław Marciniak, st. sierż. Roman Górecki, sierż. Bogusław Szuba, st. chor. Roman Pakuła, mł. chor. Jacek Główka, post. Marek Buda i Kazimierz Wajda. W miejscowości Cisna, gdzie doszło do tragedii, postawiono pamiątkową tablicę.
- Tamte chwile i obrazy stale do mnie wracają. Tysiąc rzeczy można byłoby analizować, ale czy to ma sens? To był zbieg okoliczności, przypadek - ocenia po latach Michał Fajbusiewicz.
Od tego czasu dziennikarz ani razu nie wsiadł do śmigłowca. Obiecał sobie, że już nigdy tego nie zrobi.