Medioznawca ocenia debatę w TVP. "Pytania były zgodne z propagandą PiS"
- Wszystkie pytania w debacie TVP były właściwie agitacją referendalną PiS - ocenia w rozmowie z WP medioznawca dr Krzysztof Grzegorzewski z Uniwersytetu Łódzkiego.
Sebastian Łupak, Wirtualna Polska: Jak pan ocenia debatę w TVP?
Dr Krzysztof Grzegorzewski, medioznawca: Debata była niepełna, okrojona. Po pierwsze brakowało tury pytań wzajemnych. Po drugie debata powinna trwać 1,5 godziny, a nie godzinę. Swobodne wypowiedzi powinny były trwać 90, a nie 60 sekund. To służyło temu, żeby politycy powiedzieli jak najmniej, a dziennikarze TVP jak najwięcej.
No właśnie, najbardziej w tej debacie zdziwiły mnie "pytania", które brzmiały raczej jak długie tezy i były dłuższe niż odpowiedzi.
To były właściwie nie pytania, ale oświadczenia. W każdym z tych pytań była zawarta teza.
Jaka teza?
Te pytania, czy raczej oświadczenia, były stuprocentowo kompatybilne z przekazem propagandowym władzy i z przekazem "Wiadomości" TVP. Wszystkie te wątki znamy z wypowiedzi polityków PiS, z konwencji PiS. Właściwie te pytania de facto były agitacją referendalną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto pana zdaniem wypadł najlepiej?
Moim zdaniem Joanna Scheuring-Wielgus z Lewicy. Nie spodziewałem się po niej tego. Znałem ją dotąd jako skrajnie lewicową polityczkę, bardziej krzykaczkę wiecową. Zmieniła tu wizerunek na osobę spokojną, dojrzałą, konkretną, mówiła sprawnie, merytorycznie i kompetentnie. Powołała się na swoje macierzyństwo, na śmierć męża – odwracając uwagę od swoich wcześniejszych mocno lewicowych przekazów.
Szymon Hołownia też umie się zachować przed kamerami...
Oczywiście, bo on ma umiejętność prowadzenia opowieści, która momentami jest zabawna, momentami ostra, czasem patetyczna. Scheuring-Wielgus i Hołownia byli, moim zdaniem, zwycięzcami debaty.
A Krzysztof Bosak z Konfederacji?
On nie przedstawił niczego nowego. Tak jak cała Konfederacja zaostrzył przekaz wobec Ukraińców, wobec imigrantów. Pokazał się jako libertarianin – skrajny liberał gospodarczy. Chciał przedstawić Konfederację jako rzeczywistą trzecią drogę.
Jak pana zdaniem wypadł przedstawiciel Bezpartyjnych Samorządowców?
On był najmniej wyrazisty. Był poprawny, ale trochę zniknął wśród innych. Zapamiętałem jego nazwisko – Krzysztof Maj i to już jest dużo. Nie był aż tak sprawny retorycznie. Nie był to z pewnością Adrian Zandberg.
Premier Mateusz Morawiecki dał radę?
Morawiecki leciał partyjną propagandą: powtarzał te wszystkie tezy i inwektywy, które powtarza od miesięcy na wiecach PiS. Zachował się zgodnie z przewidywaniami i zrobił to, czego od niego oczekiwał Jarosław Kaczyński. Kaczyński nie musiał tam być obecny, bo do obszczekiwania przeciwników wystarczy mu Morawiecki. Premier miał zadanie do wykonania i je wykonał.
A Donald Tusk, szef największej partii opozycyjnej?
Szczerze powiem, że mnie rozczarował. Moim zdaniem słabo sobie z tą debatą poradził. Zmarnował pierwszą wypowiedź, nie odpowiedział na pytanie i dał się wybić z rytmu tym gongiem, który oznaczał zbliżanie się do końca czasu. Dał się rozproszyć, a przecież temat imigrantów jest grzany przez "Wiadomości" TVP.
Tusk miał za zadanie opowiedzieć w 7 minut to, o czym na co dzień widzowie TVP nie słyszą. Nie udało mu się?
Rzeczywiście udało mu się przemycić kawałek prawdy o tym, o czym w TVP się w ogóle nie mówi. Przecież "Wiadomości" nie są już w ogóle programem informacyjnym, tylko propagandowo-publicystycznym. Badamy "Wiadomości" w ramach zespołu monitorującego Towarzystwa Dziennikarskiego. Prowadzę w tej sprawie moje analizy.
To dobrze, że Tusk mówił o tym, o czym TVP na co dzień milczy. Ale źle wykorzystał swój czas.
Tusk dał się wyprowadzić z równowagi. Wszedł w prztyczki i inwektywy wobec Morawieckiego. Po co? Wyglądało, że są siebie z Morawieckim warci. Zniżył się do poziomu Morawieckiego – był wkurzony, zirytowany i to było niepotrzebne.
W takich sytuacjach lepiej nie dać się prowokować i wykorzystać czas na swoją pozytywną narrację. Dodatkowo: po co pod koniec Tusk zaatakował Rachonia?
Bo Rachoń jest odbierany jako swoisty rzecznik PiS w TVP…
Pewnie! Ale Tusk moim zdaniem tu popełnił błąd. Nie powinien był prowokować Rachonia pod koniec debaty, ani też dawać się sprowokować Morawieckiemu. Ja wiem, że traktują go w TVP wyjątkowo źle, ale powinien był zachować zimną krew.
Jak pan ocenia prowadzących?
Poprawnie. Mieli przeczytać długie oświadczenia-pytania z telepromptera i przeczytali je. To nie jest jakaś wielka sztuka. Mieli też wywołać kandydatów po kolei do odpowiedzi i tyle. Ciężko tu coś więcej oceniać. Pani Anna Bogusiewicz ma zadatki na całkiem sprawną prezenterkę, gdyby dostała trochę wolności i przestrzeni, a nie musiała tylko czytać teksty z promptera. W tym sensie zrobiono jej krzywdę.
A jak pan ocenia fakt, że Rachoń pękł na końcu i warknął na Tuska?
Co prawda Tusk powiedział prawdę, że Rachoń jest "działaczem PiS" a nie dziennikarzem, ale nie powinien był tego mówić. Po co?
A odpowiedź Rachonia? Skandaliczna. Dziennikarz nie ma prawa wchodzić w przepychanki polityczne w czasie tak ważnego programu, jak debata kandydatów. Inne uprawnienia ma polityk, bo ma inną funkcję, a inne dziennikarz. A Rachoń ewidentnie zaatakował Tuska jako polityka. Nie widziałem wcześniej takiego zachowania. To naruszenie równości debaty i w jakimś sensie chamstwo.
rozmawiał Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski