Mąż nowej minister też budzi kontrowersje. Michał Chorosiński miał awansować dzięki żonie
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gwiazda "Lombardu", reżyser rekonstrukcji historycznych, człowiek, który wspiera swoją żonę w życiu i na ekranie. Kim jest mąż "rotacyjnej" minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Dominiki Chorosińskiej?
Od poniedziałku 27.11 ogromne emocje wywołuje skład "dwutygodniowego" (nazywanego też złośliwie "rotacyjnym") rządu Mateusza Morawieckiego. Jedną z jego członkiń, wyznaczoną do objęcia stanowiska ministra kultury i dziedzictwa narodowego, jest aktorka, a od poprzedniej kadencji posłanka Prawa i Sprawiedliwości, Dominika Chorosińska.
To osoba świetnie znana w środowisku teatralnym. Niekoniecznie z dobrej strony - pisaliśmy o jej rolach i skandalach z nią związanych. Ale świetnie znany jest także jej mąż, aktor, a od niedawna dyrektor teatru, prawdziwy pupil PiS-owskich komisarzy od kultury, Michał Chorosiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A mógł zostać muzykiem
Kim jest mąż aktorki, który zdecydował się przyjąć ją do domu po romansie, z którego urodziło się dziecko? To także aktor, który urodził się w muzycznej rodzinie. Jego ojciec jest organistą i kompozytorem, profesorem warszawskiej Akademii Muzycznej. Michał Chorosiński również zaczynał od muzyki: skończył liceum muzyczne, ale potem zdecydował się na studia aktorskie. Uczył się tam, gdzie jego przyszła żona, w krakowskiej szkole teatralnej. Dyplom zrobił w 1999 r., ona kończyła szkołę dwa lata później. Na ślubnym kobiercu stanęli w 2002 r.
Jeszcze w czasie studiów Chorosiński występował w krakowskim teatrze im. Słowackiego, potem grał też na innych krakowskich scenach, występował w Kaliszu i Wrocławiu. Z artystycznego punktu widzenia najciekawszy - ale i najbardziej zaskakujący z dzisiejszej perspektywy politycznej i ideowej - okres w jego artystycznym życiu rozpoczął się w 2004 r. Został wtedy etatowym aktorem Teatru Polskiego we Wrocławiu, będącego wówczas w ścisłej awangardzie przemian w polskim teatrze. Wystąpił m.in. w kilku spektaklach rewolucyjnego duetu Strzępka-Demirski - w mocno ironicznym, ale jeszcze mocniej antyhomofobicznym spektaklu "Tęczowa trybuna" zagrał drag queen.
Ale szerszej publiczności od dawna znany jest przede wszystkim z występów telewizyjnych i serialowych. Pojawiał się niemal we wszystkich popularnych serialach ostatniego ćwierćwiecza: "Klanie", "Na Wspólnej", "Na dobre i na złe" i "M jak miłość". W tym ostatnim występował przez kilka lat, czasem pojawiał się na planie u boku swojej żony, która też tam wtedy grała. Ale największą popularność przyniosła mu zdecydowanie rola w paradokumentalnym serialu TV Puls, zatytułowanym "Lombard. Życie pod zastaw". Chorosiński gra tam jedną z głównych ról.
"Mam własne osiągnięcia"
Aktor od dawna demonstrował swoje konserwatywne i prawicowe poglądy. Najwyraźniej było to widać w 2010 r., kiedy został członkiem warszawskiego społecznego komitetu poparcia kandydatury Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Kilka lat później wraz z żoną zostali z kolei ambasadorami katolickiej imprezy dla młodych wiernych: Światowych Dni Młodzieży.
Największa awantura wokół Chorosińskiego, która w gruncie rzeczy trwa do dziś, rozpoczęła się w 2022 r. Był środek wakacji, a więc najlepszy moment dla władzy, żeby działać z zaskoczenia - dla większości polskiego teatru to czas, kiedy placówki nie działają, a osoby, które tam pracują, odpoczywają.
To właśnie wtedy łódzki urząd marszałkowski postanowił ogłosić swoją decyzję o powierzeniu Chorosińskiemu stanowiska dyrektora artystycznego tamtejszego Teatru im. Jaracza. Środowisko teatralne - nie tylko łódzkie - zgodnie odebrało tę decyzję jako skandaliczne narzucenie zespołowi osoby, której kompetencje i koncepcje dotyczące działania teatru były dalekie od oczekiwań.
Natychmiast pojawiły się głośne protesty. Mariusz Siudziński, szef związków zawodowych w Teatrze Jaracza, komentował decyzję na gorąco w lokalnej "Gazecie Wyborczej": "Wielokrotnie prosiliśmy o uwzględnienie naszych argumentów i składaliśmy własne propozycje. Urząd marszałkowski nie przyjął żadnej z nich. Interpretujemy tę decyzję jako rozwiązanie siłowe". Jednocześnie wyraził też powszechne w środowisku przekonanie o prawdziwej przyczynie awansu Chorosińskiego: "Powszechnie wiadomo, że Chorosiński pojawił się wśród propozycji dyrektorskich, bo jest mężem prominentnej posłanki PiS, Dominiki Figurskiej".
Chorosiński gwałtownie sprzeciwiał się takim opiniom. W jednym z wywiadów chwalił się swoimi kompetencjami: "Od 30 lat pracuję w zawodzie i mam własne osiągnięcia. Pracowałem w wielu teatrach w Polsce, z wieloma wybitnymi reżyserami i skończyłem podyplomowe studia z zarządzania. Reżyserowałem i przeszedłem wszystkie szczeble w teatrze, znam go od podszewki i jest to moja wielka miłość". Bronił się też przed zarzutami, że to żona-posłanka załatwiła mu tę pracę: "Nigdy w życiu nie chciałbym, żeby ktokolwiek cokolwiek mi załatwiał, bo znam swoją wartość i wiem, na co mnie stać. Mam się wycofać z zawodu tylko dlatego, że cokolwiek zrobię, będzie od razu piętnowane ze względu na to, że jestem mężem posłanki? Wydaje mi się to bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące".
Sukcesy? Ale nie w teatrze
Co wynikło z obsadzenia Chorosińskiego w fotelu dyrektora artystycznego łódzkiego teatru? Niewiele. To zdecydowanie nie jest dziś miejsce, które liczy się na polskiej mapie teatralnej, w przedbiegach przegrywa już choćby z najbliższą konkurencją, Teatrem Nowym, który mocno postawił na młode osoby reżyserskie, a jego kolejne premiery wzbudzają spore zainteresowanie, są recenzowane w najważniejszych mediach teatralnych i nie tylko, pojawiają się w programach festiwali teatralnych w Polsce. O "Jaraczu" zdecydowanie nie można tego powiedzieć.
Czemu tak się dzieje? Czemu Chorosiński nie potrafi przyciągnąć do Łodzi liczących się artystów? Czemu w jego teatrze nie powstają znaczące i wywołujące dyskusje spektakle?
Z pewnością dlatego, że wiele osób po prostu nie chce tam pracować, wiedząc, że Chorosiński jest politycznym nominantem. Znają przecież poglądy i linię programową nowego dyrektora i nie chcą mieć z nią nic wspólnego. Analizę sytuacji, która wydaje się nader trafną, przedstawiła w swoim - mocno prześmiewczym - tekście dziennikarka łódziej "Gazety Wyborczej", Izabella Adamczewska. Pisała w nim o licznych pozateatralnych, a raczej mocno politycznych zajęciach Chorosińskiego, które mogą mu "przeszkadzać" w zajmowaniu się teatrem. Wspomina m.in. o jego pracy w Teatrze Klasyki Polskiej (reżyseruje tam spektakle, w których czasem grywa jego żona), o reżyserowaniu rekonstrukcji historycznej bitwy nad Wartą, wspomina też coś, co wywołało szczególne niezadowolenie w teatrze, w którym jest dyrektorem - rolę w spocie wyborczym Chorosińskiej, gdzie u boku swojej żony pokazuje rodzinną sielankę. Rzeczywiście, można nie mieć czasu na zajmowanie się programem artystycznym teatru, w którym zasiada się na jednym z najważniejszych stanowisk.
Michał Chorosiński zabrał głos
Sam Chorosiński widzi to jednak zupełnie inaczej i nie ma sobie nic do zarzucenia. - Czas od chwili, kiedy zostałem dyrektorem, oceniam bardzo korzystnie dla teatru - powiedział Wirtualnej Polsce mąż nowej minister. - Wystawiliśmy kilka premier, z których część miała bardzo pozytywne recenzje w mediach reprezentujących różne opcje ideowe. Zrealizowaliśmy wszystkie założenia z mojej konkursowej aplikacji.
- To nieprawda, że nie rozmawiam z ważnymi reżyserami i reżyserkami - przymierzaliśmy się do współpracy m.in. z: Krzysztofem Jasińskim i Agatą Dudą-Gracz. Jestem otwarty na rozmowę i chciałbym, żeby teatr, którego jestem dyrektorem, funkcjonował ponad politycznymi podziałami - podkreślił Chorosiński.
- A co do moich pozateatralnych aktywności: realizacja widowiska rekonstrukcyjnego zajęła mi dwa dni - wziąłem na ten czas urlop w teatrze. Byłem jedną z osób, które zainicjowały działalność Teatru Klasyki Polskiej, ale potem zostałem dyrektorem w Łodzi, musiałem więc swoje ukochane "dziecko" oddać komuś innemu. A że nadal tam reżyseruję? To żaden zarzut: bardzo wiele osób z powodzeniem łączy bycie dyrektorem i reżyserowanie - skwitował w rozmowie z Wirtualną Polską.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Zabójcy" Davida Finchera, "Informacji zwrotnej" z Arkadiuszem Jakubikiem oraz ostatnim sezonie "The Crown", gdzie, spoiler, ginie księżna Diana. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.