Marina Owsiannikowa była twarzą propagandy Kremla. Teraz przeprasza w niemieckiej gazecie
Marina Owsiannikowa, która pokazała antywojenny plakat w programie na żywo w rosyjskiej telewizji, posypuje głowę popiołem na łamach niemieckiej gazety. Nawrócona dziennikarka zdradziła kulisy pracy dla reżimu oraz przyznała, że jest jej wstyd.
W "Gazecie Wyborczej" ukazał się przedruk z niemieckiego "Die Welt", gdzie Marina Owsiannikowa szczegółowo opisuje zarówno to, jak wyglądała jej wieloletnia praca dla kremlowskich mediów oraz to, co spowodowało, że nagle zdecydowała się opowiedzieć po stronie prawdy. Padają także słowa skruchy za to, co przez lata robiła.
"Szczerze żałuję, że przyczyniłam się do otumaniania Rosjan bezwstydną propagandą. Wiem też, że przyczyniłam się do ukształtowania kompletnie fałszywych wyobrażeń o Ukrainie i Zachodzie. Dziś nasza propaganda posuwa się do tego, że próbuje przedstawić wszystkich Ukraińców jako nacjonalistów i faszystów. Pojawiają się nawet szokujące wezwania do eksterminacji wszystkich Ukraińców [...]" - przyznaje się do winy Owsiannikowa i pisze o propagandowej maszynie, w której była "tylko trybikiem".
Była dziennikarka Kanału 1 wylicza swoje zadania: przede wszystkim kreowanie narracji o upadku Zachodu, o tym jak fatalnie się tam żyje, a jednocześnie wybielanie Rosji: "wszyscy są obrzucani brudem, tylko Rosja jest zawsze puszysta i biała jak prześcieradło" - zauważa Owsiannikowa, która przyznała, że pracę dla reżimu utrzymywała z czystej wygody.
Choć przed laty, wybierając studia, przyświecały jej ideały ("chciałam walczyć o większą sprawiedliwość" - pisze), w pierwszym kanale rządowej telewizji było jej po prostu dobrze. Wymienia zalety, m.in. dogodne godziny pracy oraz powody natury osobistej, dla której trudno było jej pożegnać się z etatem (rozwód, kredyt, niepełnosprawna matka i dzieci na utrzymaniu itp.).
Następnie pokazuje kolejne granice przyzwoitości i dziennikarskiej etyki, które świadomie łamała. Sprawa zestrzelenia malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH-17, otrucie Nawalnego - to wszystko coraz bardziej dawało jej do zrozumienia, w czym uczestniczy. Mimo to kroplą, która przelała czarę goryczy, okazała się dopiero rosyjska inwazja w Ukrainie.
I w tej kwestii postawa Mariny ewoluuje, bo o ile na początku wojny była zwolenniczką sankcji wymierzonych wyłącznie w Putina i jego ludzi, dziś twardo podkreśla, że Rosjanie ponoszą zbiorową odpowiedzialność za wojnę w Ukrainie. W tym wypadku przełomem była zbrodnia w Buczy.
"Nie mogę cofnąć tego, co zrobiłam. Mogę jedynie próbować zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc rozbić tę maszynę i zakończyć tę wojnę. Jeśli uda mi się uwolnić choćby kilku Rosjan ze szponów kremlowskiej propagandy, jeśli uda się uratować życie choć jednego ukraińskiego dziecka..." - pisze patetycznie Owsiannikowa.
Przypomnijmy, że wielu nie daje wiary w szczerość intencji Mariny Owsiannikowej i jej przemiany. Po głośnej akcji w Kanale 1 ukraiński poseł sugerował, że jest to ustawka. Jak sama zresztą przyznała na łamach "Die Welt" dziennikarka, jest uważana za rosyjskiego szpiega. Co ciekawe, niedawno podjęła współpracę z redakcją niemieckiego dziennika. Została korespondentką odpowiedzialną za relacjonowanie wydarzeń w Rosji i Ukrainie.
Więcej informacji na temat wojny w Ukrainie znajdziesz na live blogu WP Wiadomości.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co, jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij. Poniżej znajdziesz najnowszy odcinek: