"Kuchenne rewolucje". Zrobiła to bez wiedzy szefowej. Właścicielka była w szoku
W Białymstoku właściciele restauracji "Zielony nosorożec" serwowali kuchnię wietnamską bez jej znajomości. Wystarczył jednak jeden dobry kucharz z Wietnamu, z którym nie mogli dogadać się po polsku. Jak wyglądały u nich "Kuchenne rewolucje"?
Wizyta Magdy Gessler i ekipy "Kuchennych rewolucji" w białostockim lokalu przebiegła nadzwyczaj spokojnie w porównaniu do innych odcinków. Gwiazda programu była jednak zszokowana nazwą restauracji zupełnie niezwiązaną z serwowanymi tam daniami.
- Ciekawa jestem, kto się tak upił, że doprowadził do wprowadzenia w stan zwierząt w Wietnamie nosorożca - kpiła Gessler.
Szybko okazało się, że do udziału w show restaurację zgłosiła jej menadżerka Marta. Zrobiła to jednak... bez wiedzy właścicieli, którzy w ubiegłym roku zadłużyli się na 60 tys. zł, aby ratować biznes. - Nie wiedziałam, że Marta wysłała nasze zgłoszenie do "Kuchennych rewolucji", dowiedziałam się już po fakcie. Na początku byłam bardzo zaskoczona, później bardzo zła, a potem stwierdziłam: dlaczego nie? - skomentowała przed kamerami współwłaścicielka lokalu.
Serwowane dania przypadły do gustu Magdzie Gessler. Smakowały jej sajgonki, zupa pho, którą określiła wybitną, a także dania warzywno-mięsne. Jedynie wołowina po seczuańsku zupełnie nie spełniała kryteriów znanej restauratorki. Okazało się, że kucharz z Wietnamu przygotowywał ją na swoją modłę, a nie zgodnie z chińskimi przepisami. W dodatku nikt inny w restauracji nie posiadał wiedzy na temat tego dania, co zszokowało prowadzącą.
Problemy komunikacyjne w białostockim lokalu były większe. Wszystko przez to, że z panem Chianem zwanym przez ekipę Marcinem nie można porozumieć się w języku polskim. Na co dzień menadżerka, inny kucharz i właściciele używają translatora. Dopiero Magda Gessler wezwała profesjonalnego tłumacza wietnamskiego, aby przekazać głównemu kucharzowi zastrzeżenia co do jego dań.
- Dowiedzieliśmy się, że Chain jest 26 lat w Polsce i to zaskakujące, jak słabo mówi po polsku. Ale bardzo mu kibicuję, to jest fajny człowiek i widać, że bardzo się stara - powiedziała pani Beata, współwłaścicielka restauracji po wizycie tłumacza.
W wyniku rewolucji zmieniono nazwę miejsca na "Zielony Wietnam", a nosorożce zniknęły ze ścian lokalu. W odświeżonej formule restauracja w końcu jest odwiedzana przez klientów, a nie służy tylko zamówieniom na dowóz.
Ponowne odwiedziny Magdy Gessler tylko dowiodły, że w tym przypadku rewolucja zakończyła się sukcesem. - Jestem bardzo szczęśliwa, że jest takie miejsce na mapie Polski i życzę wam jak najwięcej gości - podsumowała. Potwierdza to obecna sytuacja restauracji, która cieszy się popularnością i dobrymi opiniami klientów.