"Kuchenne rewolucje" w bistro "Pod Przykrywką" w Szczecinie. Ci restauratorzy dali Gessler do wiwatu. Nazwali ją zołzą

- Jestem pod wrażeniem i niczego nie rozumiem, dlaczego, kiedy ktoś tak gotuje, potrzebuje mojej pomocy - głowiła się Magda Gessler. Pierwsze wnioski? Fatalny podział obowiązków i trudny charakter właściciela, dający o sobie znać nie tylko współpracownikom, ale i klientom.

Właściciele bistra w Szczecinie okazali się wyjątkowo oporni na krytykę
Właściciele bistra w Szczecinie okazali się wyjątkowo oporni na krytykę
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

20.10.2022 | aktual.: 20.10.2022 20:19

Agnieszka i Marek przygodę z gastronomią zaczynali od budki z lodami. Potem były frytki i hamburgery, aż w końcu pojawił się apetyty na prawdziwą restaurację. Otworzyli "Bistro pod przykrywką", które od początku miało pod górkę. Najpierw dopływ klientów do lokalu ograniczał remont ulicy, później właścicieli dobiła pandemia. Gdy zgłosili się do "Kuchennych rewolucji", byli poważnie zadłużeni.

Pożyczka pod zastaw mieszkania opiewała na 200 tys. zł. Ograniczyli personel i sami zakasali rękawy. Małżonków wspiera córka oraz pani do sprzątania, ale to i tak za mało do sprawnego prowadzenia restauracji. Na domiar złego, szwankował podział pracy. Cała kuchnia była na głowie Agnieszki, która nie ma żadnego zastępcy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

I w tym przypadku okazało się, że to nie kuchnia jest problemem. Test smaku bistro zdało idealnie, budząc jeszcze większe zdziwienie gwiazdy TVN.

- Jestem pod wrażeniem i niczego nie rozumiem, dlaczego, jak ktoś tak gotuje, potrzebuje mojej pomocy - skomentowała po degustacji. Pierwsze wnioski? Zaniżone ceny, ale i trudny charakter Marka, dający o sobie znać nie tylko współpracownikom, ale i klientom.

Właściciel z trudem znosił krytykę. Kiedy Magda Gessler wytknęła, że w kuchni jest brudno, zaprzeczał i podkreślał, że widział brudniejsze kuchnie. - Nie musiała używać kilofa czy szpachelki, aby zdrapać brud - pocieszał się przed kamerą Marek, który następnie musiał przełknąć kolejną gorzką pigułkę.

- To, że jesteś nerwowy to jedno, ale to, że psujesz im robotę, do drugie - zaczęła Magda Gessler, przytaczając właścicielom "Przykrywki" negatywne opinie klientów z internetu. Gros z nich dotyczyło fatalnej obsługi i Marka właśnie. Ciężki charakter i opryskliwe odzywki restauratora potwierdziła także współpracująca z nimi pomocnica.

Marek ma trudny charakter
Marek ma trudny charakter© Materiały prasowe

- Ty nie masz tej pokory w sobie, a jesteś w usługach - podsumowała go Magda Gessler. - Musisz przede wszystkim uregulować swój temperament, bo nie wyjdziecie z tego - stwierdziła na półmetku rewolucji.

Tym razem wizualną przemianę przechodził jednak nie tylko lokal, ale i sama właścicielka. To jednak było nie w smak Markowi, który w końcu sam musiał zmierzyć się z gotowaniem. Upust swojemu niezadowoleniu wyładowywał na żonie.

- Przyjechali bez miotły, szufelki, ja im nie dam nowej - utyskiwał przez telefon na ekipę remontową właściciel. - Jak nie przyjedziesz do 12., zamykam ten majdan. Zostałem okłamany, nie chce współpracować z ludźmi, którzy mnie okłamują - strofował ją.

Na szczęście efekt metamorfozy Agnieszki złagodził nastawienie Marka, który w końcu zrozumiał, że musi pomóc małżonce w kuchni. Pozytywnie podziałało na niego także wspólne przygotowywanie finałowej kolacji z Magdą Gessler, która tak zachwalała właścicieli bistro "Mam apetyt na..." przed klientami.

- Trudniejszej rodziny chyba nie widziałam. Ten uroczy człowiek dał mi do wiwatu, ale chyba go odczarowałam - stwierdziła na odchodne gwiazda TVN. I Marek nieco spokorniał, tak kwitując rewolucję przed kamerą. - Początkowo myśleliśmy, że pani Magda jest zołzą, ale w końcu się dogadaliśmy.

Jak po kilku tygodniach od rewolucji radził sobie nowy lokal? Test smaku najlepiej zdało dzieło Marka - paprykarz. Zupa i kurczak nie smakowały już jednak Magdzie Gessler tak samo, jak poprzednio. Rewolucjonistka widziała też, że właścicielka znów jest zmęczona. Tym razem kobieta padła ofiarą sukcesu odmienionego lokalu.

- Zamiast być tu mniej czasu, jesteśmy więcej - ubolewał Marek, który miał teraz więcej klientów.

Prawdziwą kością niezgody okazało się jednak to, jak wygląda lokal i jak serwowane są dania, zwłaszcza w odniesieniu do nowych cen w karcie. Gessler ubolewała nad faktem, że stoły nie są zastawione, a dania nieestetycznie podane. Ten zarzut wytrącił z równowagi Agnieszkę, która zaatakowała rewolucjonistkę.

- Pani nas nie wysłuchała - rzuciła. - Tak to ma wyglądać - przypomniała jej zdjęciem z finałowej kolacji Gessler i dopytując: - O co, ty się kłócisz? Jednak obrażona właścicielka odeszła od stołu, rzucając krótko: "w du... to mam".

- Te ceny to nie jest samoobsługa - skwitowała Magda Gessler, tym razem pokładając nadzieje w właścicielu. Po wyjściu z "Mam apetyty na..." nie była jednak pewna, czy z takim podejściem właścicieli rewolucja uda się na dłuższą metę.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" kłócimy się o skandaliczną "Blondynkę", znęcamy się nad ostatnim (daj Bóg!) filmem Patryka Vegi i zgrzytami zębami, wspominając makabryczne zbrodnie "Dahmera". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)