Rozrywka"Kuchenne rewolucje": totalny chaos. Sytuacja przerosła ekipę restauracji

"Kuchenne rewolucje": totalny chaos. Sytuacja przerosła ekipę restauracji

Magda Gessler miała w ostatnim odcinku wyjątkowo trudne zadanie. Musiała zmobilizować do pracy niezorganizowaną ekipę, która o gotowaniu wiedziała naprawdę niewiele. Tym razem dobre chęci nie wystarczyły. Takiego rozgardiaszu restauratorka dawno nie widziała.

Magda Gessler w "Kuchennych rewolucjach"
Magda Gessler w "Kuchennych rewolucjach"
Źródło zdjęć: © Kadr z programu
Urszula Korąkiewicz

01.10.2020 22:35

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Kuchenne rewolucje" po przerwie związanej z kwarantanną wróciły i znów nabrały rozpędu. Magda Gessler ponownie z impetem wchodzi do kolejnych lokali, by przeprowadzić ich znaczącą metamorfozę i stworzyć nowe punkty na kulinarnej mapie Polski. Tym razem przyjechała do Chorzowa. Na pomoc wezwali ją właściciele restauracji Amore Mio, Łukasz wraz z mamą Ewą. Żadne z nich niestety nie miało doświadczenia w gastronomii. Mama właściciela jest pielęgniarką, on sam zaś sportowcem (piłkarzem i kulturystą).

Niestety mężczyzna musiał przerwać karierę – zdiagnozowano u niego guza mózgu. By mieć fundusze i warunki na leczenie, mama zdecydowała się otworzyć wraz z nim nowe źródło dochodu – włoską restaurację.

Początkowo zapowiadało się świetnie – udało im się nawet nawiązać współpracę z rodowitym, włoskim szefem kuchni. Kucharz jednak jak się okazało, oprócz talentu miał iście włoski temperament. Choć właściciele zaufali wspólnikowi, współpraca szybko się skończyła, a z prowadzeniem restauracji zostali sami.

Ponadto lokal zaczął świecić pustkami i przynosić duże straty. Sprawy nie ułatwiała spora konkurencja i inne restauracje w pobliżu. Problemy zaczęły się piętrzyć – zmartwień nie brakowało i z powodu słabej kondycji lokalu i stanu zdrowia Łukasza. By pomóc uratować rodzinny interes, przybyła Magda Gessler.

W menu były pizze, makarony i zupy. Na pizzy brakowało dobrej szynki parmeńskiej, a pasta była za zimna, by ściąć jajko w carbonarze. W spaghetti bolognese z kolei sos okazał się nie do przyjęcia – Gessler wytknęła stare mięso i śmierdzący ser. Jak się okazało, nikt z personelu nie miał większych umiejętności kulinarnych i wiedzy o włoskiej kuchni.

Problemem jednak było nie tylko jedzenie, ale brud i bałagan, który panował w kuchni. Największą niespodzianką był... leżący pod sufitem, zapuszczony materac. Gessler zapowiedziała radykalne porządki. Początkowo pracownicy nie sprawiali wrażenia, że przejmują się uwagami restauratorki.

Szansę na poprawę Gessler widziała w pomocy kuchennej, która czuła się pewnie w tradycyjnej kuchni śląskiej. Ewa, pomoc kuchenna, przygotowała żurek, żeberka z ziemniakami i kapustą.

- Jest więcej niż ciężko, ale dobrze, że jest Ewa. Bo kombinację dań, które będziemy podawać, coraz rzadziej można spotkać na Śląsku – stwierdziła Gessler.

W nowym menu znalazły się m.in. pizza po śląsku (z papryką, wędzonym boczkiem, kiełbasą i krupniokiem), żurek, pieczone kiełbasy i sałatka ziemniaczana. Nowa nazwa to Fest Bar.

Dużym problemem był brak zorganizowania ekipy. Dawał o sobie znać brak szefa kuchni, a także nieumiejętność rozdzielania zadań. Jedyną osobą, która wykazywała inicjatywę i zorganizowanie, była kelnerka Ania. Gdy przyszło do gotowania, górę wzięły nerwy. Trudno było zapamiętać pozornie prosty przepis i kolejność działania. Niemniej panie w kuchni nie poddawały się i próbowały podążać za wskazówkami Gessler.

- Myślę, że do kuchni się nie nadaję i nie wiem właściwie, co tutaj robię. Ewa miała być szefem kuchni, mnie to chyba przerosło. Nie dam rady na pewno – mówiła kelnerka Ania

- Bardzo mi zależy, żeby się spiąć i pokazać, że coś potrafimy – zapewniał Łukasz, właściciel.

- Organizacja jest zerowa. Świadomość tego, co robicie, bardzo kiepska – podsumowała personel z nieukrywaną przykrością Gessler. Zależało jej, by w kuchni zostały dwie panie: Ewa i Ania. – To jedyne osoby, które wiedzą, co się dzieje. Bez nich nie widzę żadnej szansy, by to przetrwało – dodała.

Kuchenne rewolucje w Chorzowie
Kuchenne rewolucje w Chorzowie© Kadr z programu

- Zespół robił, co mógł. Ale aż się boję, co tu zastanę po moim powrocie – stwierdziła gorzko, wychodząc z lokalu.

Nie myliła się, twierdząc, że przyszłość wisiała na włosku. Ania zaraz po wyjściu stwierdziła: – Przykro mi, ale ja tego nie widzę. Nie widzę siebie w kuchni, nie widzę tej kuchni, nie widzę nas – mówiła.

Właściciel zarzucał jej nieodpowiednie zachowanie, mimo że od początku podkreślała, że jest barmanką i kelnerką, a w kuchni pomagała na prośbę Magdy Gessler. Konflikt wisiał w powietrzu.

kuchenne rewolucje
kuchenne rewolucje© kadr z programu

Gessler w wyjątkowych, pandemicznych okolicznościach wróciła do Fest Baru aż jedenaście tygodni później. Właściciele zaznaczyli jednak, że mimo wszystko sytuacja w lokalu się poprawiła, a kuchnia śląska ściągała rzesze klientów. Gessler pochwaliła wybitny żurek, który okazał się… jedynym udanym daniem. Problematyczne były niesmaczne kiełbasy i wędliny.

Przyczyna kłopotów była jasna, zabrakło w kuchni Ani. – Bardzo jest niedobrze. (…) Jeżeli produkt jest zły, nie ma czego gotować – stwierdziła Gessler, podsumowując nieporadność właściciela i nadmiar obowiązków zrzuconych na kucharkę Ewę. Widać było, że Gessler trudno było zaliczyć rewolucję do udanych. Niemniej zaznaczyła, że do lokalu wpaść warto, głównie na znakomity żurek.

Oglądaliście ten odcinek?

Komentarze (5)