"Kuchenne rewolucje": Oburzona Gessler zamknęła restaurację. "Chcesz siedzieć?!"
Magda Gessler wraz z ekipą "Kuchennych rewolucji" z impetem wkroczyła do kolejnego upadającego lokalu. Tym razem na warsztat wzięła Karpielówkę - góralską restaurację... na warszawskim Ursynowie. To, co zastała za progiem knajpy, wołało o pomstę do nieba.
15.03.2024 08:34
W ostatnim odcinku "Kuchennych rewolucji" Magda Gessler pojawiła się w Warszawie, by postawić na nogi lokal o nazwie Karpielówka. Od dziewięciu miesięcy właścicielem knajpy był 48-letni Marcin. Co ciekawe, w przeciwieństwie do niego jego pracownicy mogli pochwalić się kilkunastoletnim stażem pracy. Mimo to restauracja ledwo przędła. - Przerosły mnie wszystkie koszty - mówił z żalem Marcin, który wspomniał, że zalega z czynszem od 4-5 miesięcy.
Irytacji nie kryła też obsługa, która o pieniądzach za swoją pracę mogła jedynie pomarzyć. - Dostajemy pensję w ratach, w zaliczkach - narzekała menadżerka i kelnerka Ania. Ale to nie wszystkie problemy, z jakimi musieli borykać się pracownicy. Okazało się bowiem, że właściciel nie potrafi zapanować nad agresją. Jego niekontrolowane wybuchy złości doprowadzały ludzi do płaczu. Mało tego, ani kelnerki, ani kucharze nie mieli zawartych umów. Wszyscy pracowali "na czarno". Co jeszcze się wydarzyło?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kuchenne rewolucje" - Magda Gessler degustuje dania
Po szybkim przewertowaniu menu Gessler zamówiła śledzie, tatar wołowy, rosół, kwaśnicę i kaczkę. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak prędko pożałuje swojego wyboru.
- Potwornie słone, cebula grubo pokrojona, taka, która gryzie w oczy i język - skomentowała, gdy na stole pojawiła się przystawka ze śledziem. - Potworna ilość cebuli, taka sama niedobra jak wcześniej, kompletnie niedoprawione - dodała, konsumując tatara. Po chwili jednak wezwała kucharza, aby wymieszał jej to, co znajdowało się na talerzu. - Czemu dajesz mi mięso, które nie widziało przypraw? Albo cebulę, którą można strzelać jak z armaty? To tak ma być? - torpedowała pytaniami kucharza. Dalej było tylko gorzej.
Kwaśnica była "tak cienka jak herbata", a rosół bez smaku i "z samą chemią". Główne danie również nie podbiło podniebienia Gessler.
- W Polsce kaczka jest o tyle fajna, że my ją potrafimy marynować. Strasznie trudno jest zjeść kaczkę, która jest niesłona. Nie ma majeranku, czosnku, a jest po polsku. Niezły cyrk na talerzu - grzmiała.
"Kuchenne rewolucje" - właściciel dostał ostrą reprymendę
Choć właściciel miał nadzieję, że ominie go poważna rozmowa z Gessler, szybko przekonał się, że to niemożliwe. Już na "dzień dobry" został zapytany o to, na jakich warunkach zostali zatrudnieni jego pracownicy. Szybko wyszło na jaw, że tylko jedna osoba ma umowę zlecenie, a reszta pracuje bez żadnej umowy.
- Nie rozumiem. Praktycznie nie powinnam tu być, bo jest to nielegalne. Nie będę pracowała w miejscu, gdzie stosunki prawno-skarbowe są nieuregulowane! Mam ratować kogoś, kto jest nie w porządku wobec mnie, ludzi i państwa? - krzyczała Gessler.
Właściciel dostał polecenie skontaktowania się ze swoim księgowym. Podczas rozmowy wyszło jednak, że wezwany mężczyzna nie posiada nawet uprawnień do wykonywania tego zawodu. To była kropla, która przelała czarę goryczy.
- Zwariowałeś? Kur... zwariowałeś? Jesteś przytomny? Chcesz siedzieć?! Kończymy rozmowę. (...) Jeśli do jutra ci ludzie nie dostaną umów o pracę, to nie ma ani rewolucji, ani restauracji, bo ja ją zamykam. Zamykam ją oficjalnie! - wybuchła restauratorka.
Zobacz także
"Kuchenne rewolucje" - kłopoty właściciela
Ukoić skołatane nerwy miała inspekcja kuchni. Jak łatwo się domyślić, widok, jaki zastała Magda Gessler, przyprawił ją o dreszcze. - O, Boże. Tutaj tak śmierdzi, że mogę tylko zwymiotować. Kur... takiego gnoju nigdy nie widziałam! To jest brak szacunku dla zdrowia, życia. Ten koleś (właściciel - przyp. red.) oszalał. Skandal! - krzyczała.
Gdy tylko za restauratorką zamknęły się drzwi, Marcin zaczął działać. Załoga została wysłana do sprzątania kuchni, a on sam skontaktował się z księgowym (a raczej "księgowym"), by ustalić kwestie umów. Okazało się, że "ekspert" proponuje "zrobić umowy pod Magdę Gessler, a po miesiącu je wycofać".
Restauratorka, choć nie słyszała ustaleń właściciela z księgowym, nie przyjęła podanych jej dokumentów. Powód? Każdy z pracowników został oficjalnie zatrudniony... na okres próbny. - To jest jakaś ściema, jaja sobie ze mnie robisz?! Mówisz też, że od stycznia masz ten lokal, a umowa najmu jest od dzisiaj!
- Dzisiaj się dowiedziałem, że z mojego firmowego rachunku są wypłacane pieniądze - odparował Marcin, dodając, że nie ma upoważnienia do swojego konta.
Dla Gessler tego było już za wiele. Postanowiła skonsultować sprawę ze swoim prawnikiem, a restaurację zamknięto na dwa tygodnie. Po tym czasie ekspertka wróciła do lokalu i po uporządkowaniu wszelkich formalności rozpoczęła właściwą rewolucję.
"Kuchenne rewolucje" - metamorfoza
W końcu Gessler ogłosiła zmiany. Miejsce nadal miało być góralską chatą, ale z nową nazwą: Karczma u ceprów. Na gości czekało odświeżone menu: napoleonka z musu z wędzonego oscypka, kwaśnica na baraninie, pulpety z baraniny pieczone w warzywach i kaszą perłową, a na deser ptysie z bitą śmietaną i mascarpone. Kolacja okazała się strzałem w dziesiątkę.
Dwa tygodnie później Gessler ponownie zjawiła się w restauracji. Niestety, lokal nie uzyskał rekomendacji ekspertki, która uznała, że przyszli klienci sami mają ocenić, czy warto stołować się w tym miejscu.
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: