Kuba Strzyczkowski: pyta, żegluje i gotuje
W Trójce pracuje bez przerwy od trzech dekad. Stara się sprawić, żeby wszyscy go lubili, choć zdarza mu się zbierać cięgi od wszystkich stron politycznego konfliktu. Jest człowiekiem "za, a nawet przeciw".
25.05.2020 | aktual.: 25.05.2020 21:37
Jakub Michał Strzyczkowski urodził się w 1967 roku, studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. To jeden z najbardziej znanych i lubianych głosów radiowej Trójki, jedna z najważniejszych postaci w najnowszej historii tej rozgłośni. Ma niezwykły talent: niemal zawsze potrafi sprawić, że ludzie go lubią. Rozmawia w przyjazny sposób, okazuje empatię, z równym zainteresowaniem wysłuchuje głosów z różnych stron. Choć czasem udaje mu się kogoś rozgniewać nie na żarty.
Radio, telewizja, a nawet seriale
Pracuje w Trójce od 1990 roku, przetrwał wszystkie zmiany i zawirowania, nie przyłączając się do buntów i nie zabierając wyraźnego stanowiska w kolejnych politycznych sporach. Ma także spore doświadczenie telewizyjne - na antenie TVP1 prowadził programy publicystyczne, m.in.: "Z refleksem" i "Kwadrans po ósmej" oraz informacyjny "Teleexpress". Jego pierwszym ważnym radiowym zadaniem było prowadzenie popularnej popołudniowej audycji na żywo "Zapraszamy do Trójki". Można go tam było usłyszeć przede wszystkim w piątki.
Ale o wiele głośniej było o innej audycji, której stał się twarzą: codziennie, tuż po południu, w ramach pasma "Za, a nawet przeciw" pytał gości w studiu, ale także słuchaczki i słuchaczy o zdanie na ważne tematy polityczne, społeczne i ekonomiczne.
Miłośniczki i miłośnicy popularnej rozgłośni znają go także z corocznych licytacji na rzecz Rodzinnych Domów Dziecka, które Trójka urządza w ramach akcji "Idą święta". Zdecydowanie mniej znanym epizodem zawodowym Strzyczkowskiego są jego doświadczenia aktorskie - zagrał niezbyt duże role w kilku serialach: kryminalnej "Ekstradycji" i przygodowych "Trzech szalonych zerach".
Funkcjonariusz jedynej słusznej partii? Homofob?
Najwięcej emocji od dawna wywołują jego rozmowy podczas audycji "Za, a nawet przeciw". Zdarzało się, że za odbywające się w ramach tej audycji rozmowy na żywo na antenie zbierał ostre cięgi. I to od obu stron polskiego politycznego piekła. Prawie dekadę temu, jeszcze podczas rządów Platformy Obywatelskiej, przez prawicowe media był uważany niemal za funkcjonariusza rządzącego ugrupowania. Prawicowy komentator i publicysta Tomasz Miller pisał o nim na łamach portalu wpolityce.pl, że: "w przypadku, gdy jakiś słuchacz dzwoni i obraża jedynie słuszną partię redaktor zazwyczaj szybko kończy rozmowę".
Ale znacznie głośniejsza awantura wokół "Za, a nawet przeciw" wybuchła dwa lata temu. Chodziło o audycję, w której pytaniem dnia było: "czy sąsiedzi homoseksualiści mi przeszkadzają?". Sformułowane w taki sposób wywołało sporą krytykę ze strony internautów oraz dziennikarzy - wiele osób komentowało w internecie wprost, że ma wydźwięk homofobiczny.
Sam Strzyczkowski na krytykę odpowiedział na łamach "Wirtualnych Mediów". Mówił wtedy: "W audycji pytanie tytułowe pełni rolę pomocniczą, czasami jest prowokacją, czasami pretekstem. Tak naprawdę w tej audycji chodziło o to, żeby pomóc zrozumieć słuchaczom, co tak naprawdę jest w sentencji wyroku Trybunału Sprawiedliwości w sprawie pary jednopłciowej, która wzięła ślub w Belgii, a kiedy postanowiła zamieszkać w Rumunii, napotkała kłopoty. Co z tego wynika dla innych państw Unii, w tym Polski?".
Na zarzut o homofobiczny wydźwięk pytania odpowiedział: "Pytanie o homofobię jest homofobiczne? To przecież jakiś absurd. Moim zdaniem to źle pojęta poprawność polityczna."
Dyrekcja rozgłośni stanęła wtedy murem za dziennikarzem. Wiktor Świetlik, ówczesny dyrektor Trójki, wydał specjalne oświadczenie w tej sprawie, popierając Strzyczkowskiego i wyrażając oburzenie atakami na niego "ze strony części dziennikarzy, przede wszystkim związanych z konkurencyjnymi mediami".
Samotnie z szotem, z żoną z chochlą
Ale życie Strzyczkowskiego to nie tylko radio. Jest także doświadczonym żeglarzem. Na koncie ma grubo ponad 10 tys. mil morskich, co jest sporym osiągnięciem, zwłaszcza jak na kogoś, dla kogo jest to tylko hobby, będące w życiu na dalekim miejscu za kwestiami zawodowymi.
Jeden z jego rejsów stał się mocno obserwowanym wydarzeniem medialnym. W listopadzie 2012 roku Strzyczkowski wypłynął w podróż "Szlakiem Kolumba". Zasadnicza część samotnej żeglugi liczyła prawie trzy tysiące mil morskich i trwała trzy tygodnie - na początku grudnia dziennikarz szczęśliwie dopłynął do Mariny Pointe a Pitre w Gwadelupie, a swoje atlantyckie przygody dokumentował po drodze relacjami radiowymi i telewizyjnymi.
Niektórzy kojarzą Strzyczkowskiego z jeszcze inną branżą: wykwintnym i dość drogim jedzeniem. Eteria to restauracja mieszcząca się na warszawskim Muranowie. Powstała w 2007 roku i według informacji dostępnych w internecie jej właścicielami są Strzyczkowski i jego żona. Lokal ma opinię luksusowego i raczej z wyższej średniej półki: główne dania kosztują tam około 40-50 zł, choć można sobie zafundować także kosztującą aż 75 zł polędwicę w sosie wytrawnym.
Jedna ze stron internetowych zajmujących się gastronomią pytała wręcz czy to lokal "tylko dla elit". Na otwarciu restauracji pojawiło się wiele znanych osób, które wówczas zaliczały się właśnie do elity towarzysko-dziennikarsko-kulturalnej, m.in.: Maciej Orłoś, Krzysztof Wakuliński, Jolanta Fajkowska, Sławomira Łozińska.