Krzysztof Rydzylewski mówił, że dostał kasę za sondę w TVP. Zmienił wersję, teraz się żali

3 lipca w "Wiadomościach" Krzysztof Rydzylewski wystąpił w materiale jako "przypadkowy przechodzień", który ma dość protestów przeciwko TVP. Potem przyznał, że to była tylko rola, do której został wynajęty za pieniądze. Teraz odwołuje tę wersję i żali się na hejt. Skąd więc całe zamieszanie?

Krzysztof Rydzylewski w sondzie "Wiadomości"
Krzysztof Rydzylewski w sondzie "Wiadomości"
Źródło zdjęć: © Twitter

Krzysztof Rydzylewski przyznał, że jest aktorem, ale wcale nie wystąpił w materiale "Wiadomości" na zlecenie. Drogi jego, protestujących i reportera Adriana Boreckiego skrzyżowały się przypadkowo.

- Byłem na mieście. Szedłem ulicą i zobaczyłem ludzi strajkujących, krzyczących: "TVP łże". Powiedziałem dziennikarzowi, że dla mnie te protesty są bez sensu. Tam była policja, która musiała być opłacona. Sądzę, że można te pieniądze przeznaczyć na coś innego, na jakieś fundacje, które zbierają pieniądze na bardzo szczytne cele, a nie wydawać na tego typu protesty, bo te protesty są tam codziennie i ci ludzie mają już ich dość - powiedział w rozmowie z NaTemat.pl.

Rydzylewski pożalił się też na głosy krytyczne, które dosłownie zalewają go w mediach społecznościowych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Dostaję setki tysięcy wiadomości na Messengerze. Można się za głowę złapać, ile ludzie mają w sobie nienawiści. Gdyby mogli, to by zaczęli do siebie strzelać. To jest chore, jak człowiek dla drugiego człowieka jest wilkiem. Powinniśmy się wspierać. Wszyscy jesteśmy w trudnych czasach, po pandemii, gdzie tyle ludzi potraciło swoich bliskich. A to, że wystąpiłem w TVP, to jest coś tak złego? Że mam inne zdanie? - pytał przygnębiony.

Udział w sondzie TVP - wersja pierwotna

Krzysztof Rydzylewski jest aktorem-amatorem. Zagrał epizody, m.in. w filmie "Smoleńsk" i serialach: "Barwy szczęścia" oraz "Na Wspólnej". Występował także w "Mam talent!" i "Magii nagości". 3 lipca pojawił się przed kamerą "Wiadomości" i skomentował pikietę przeciwko TVP.

- Krzyczą coś, co nie ma racji bytu - mówił reporterowi.

Kilka dni później opowiedział o kulisach swojego udziału w sondzie.

- Jestem aktorem i showmanem, więc dostałem zlecenie od agencji, z którą współpracuję. Miałem przejść ulicą i porozmawiać z dziennikarzem, który do mnie podejdzie. Wiedziałem, że zada mi określone pytanie i miałem na nie odpowiedzieć ustaloną z góry kwestię. [...] Żyjemy w trudnych czasach i każdą ofertę trzeba przyjmować, nie można wybrzydzać. O kwestiach finansowych nie chcę rozmawiać - wyznał w rozmowie z Plejadą.

W pewnym momencie, na wizji, wyrwał jednej z uczestniczek protestu aparat telefoniczny. Czy to też było częścią ustalonego scenariusza?

- Po części tak, po części nie. Pani zaczęła mnie nagrywać i wyzywać, a ja sobie tego nie życzyłem, więc wyrwałem jej telefon. To była po części moja inicjatywa - powiedział serwisowi.

W wywiadzie dla NaTemat.pl stwierdził, że cała ta wypowiedź sprzed kilku dni, w której przyznawał się, że był podstawionym przechodniem, nie była autoryzowana i została przeinaczona.

- Nikt się ze mną nie kontaktował. Wszyscy sobie piszą jak chcą. Oczywiście kontaktował się ze mną tylko dziennikarz TVP. Inni kopiują moje "wypowiedzi" jak chcą - stwierdził Krzysztof Rydzylewski.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" żegnamy Harrisona Forda, znęcając się nad nowym "Indianą Jonesem" i płaczemy po Henrym Cavillu, ostatni raz masakrując "Wiedźmina" z jego udziałem. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)