"Spotkamy się w sądzie". Adrian Borecki o "przypadkowym przechodniu" w materiale TVP
Nie tak dawno cała Polska żyła informacją, iż przechodzień krytykujący pikietę przed siedzibą TAI, został wynajęty przez TVP. Głos w jego sprawie zabrał sam autor materiału "Wiadomości".
10.07.2023 15:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Krzysztof Rydzelewski "przypadkowy przechodzień", który zasłynął udziałem w materiale TVP na temat pikiet przed siedzibą TAI ponownie zaskoczył. Na swoim profilu na Facebooku opublikował dzisiaj oświadczenie na temat ostatnich zdarzeń.
Pikiety przed siedzibą Telewizyjnej Agencji Informacyjnej
Od ponad trzech lat przed siedzibą TAI wieczorami odbywają się regularne manifestacje i pikiety. Uczestnicy w ten sposób protestują przeciwko propagandzie i kłamstwom, które ich zdaniem pojawiają się na antenie TVP. Sama stacja próbowała odnosić się do owych manifestacji, jednak w ostatnim czasie spuściła na nie zasłonę milczenia. Aż do momentu publikacji materiału "Uliczny jazgot na zamówienie?" w "Wiadomościach".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Autor materiału, Adrian Borecki przybliżał nim widzom "Wiadomości" całą sytuację. W czasie trwającej pikiety chodził wśród manifestujących i zadawał im pytania, na które najczęściej nie otrzymywał odpowiedzi. Zgromadzeni ignorowali reportera, a on sam komentował ich zachowanie i dopowiadał, dlaczego w taki sposób się zachowują.
W pewnym momencie do Adriana Boreckiego podszedł "przypadkowy przechodzień" by podzielić się swoją opinią na temat pikiety. Był to Krzysztof Rydzelewski, który w materiale został przedstawiony jako "przeciwnik pikiet zakłócających spokój w centrum stolicy". Rozmówca Boreckiego krytycznie wypowiadał się na temat organizowanych pikiet.
- Krzyczą o coś, co w ogóle nie ma sensu i racji bytu. Jest policja, która musiała być opłacona na coś takiego - mówił.
Na jednym z materiałów nagranych podczas całego zajścia, widać jak Rydzelewski wyrwał jednej z demonstrantek telefon, co skończyło się sporym zamieszaniem. Jak sam potem skomentował, jedna z uczestniczek miała zacząć go nagrywać i wyzywać, na co on się nie zgodził, dlatego zdecydował się wyrwać jej telefon.
Cały materiał został wyemitowany w "Wiadomościach" w poniedziałek, 3 lipca.
Autor materiału przerywa milczenie
Początkowo w mediach pojawiły się informacje, że Krzysztof Rydzelewski jest aktorem amatorem, który grał role epizodyczne w takich produkcjach jak "Hotel 52" czy "Kryminalni". Jednak 10 lipca autor sam odniósł się do tych doniesień, publikując na Facebooku oświadczenie w tej sprawie.
- Nigdy nie pracowałem dla Telewizji polskiej. W sytuacji, w jakiej się znalazłem, był przypadek, przechodziłem, zobaczyłem tłum ludzi i zapytałem się, o co chodzi. Wtedy podszedł dziennikarz TVP i zapytał, czy chce się wypowiedzieć. Nie jestem żadnym wynajętym aktorem wszystkie brednie, jakie są na mój temat powielane, to bzdura.
Do całej sytuacji odniósł się sam Adrian Borecki, autor kontrowersyjnego materiału. Pracownik TVP zapytany przez "Presserwis" powiedział, że nigdy w swojej karierze dziennikarskiej nie opłacał swoich rozmówców oraz nie wynajmował aktorów. Zaprzeczył również, gdy zasugerowano, że ktoś inny mógł opłacić Rydzelewskiego. - Proszę nie rozpowszechniać kłamstw. W przeciwnym razie spotkamy się w sądzie - powiedział redaktor.
Warto zaznaczyć, że do całej sprawy odniosło się również TVP. Portal Plejada.pl otrzymał od telewizji publicznej oświadczenie w tej sprawie:
"Nie było żadnej ustawki, w sondzie ulicznej wypowiadały się przypadkowe osoby, wśród nich był m.in. pan Krzysztof Rydzelewski. Na swoim profilu fb odniósł się do tych insynuacji i pomówień".