Kraśko był wstrząśnięty. Pierwsza taka sytuacja w "Faktach" TVN
- Nie wiem, czy kiedyś przedstawialiśmy bardziej drastyczne relacje - tymi słowy Piotr Kraśko zapowiedział reportaż we wtorkowych "Faktach". Mina i ton głosu gospodarza serwisu mówiły wszystko. Dziennikarz nawet nie starał się ukryć, jak bardzo jest wstrząśnięty.
Jako widzowie nieraz nie możemy się powstrzymać, oglądając kolejne doniesienia z ogarniętej wojną Ukrainy. W jeszcze gorszej sytuacji są dziennikarze, prezentujący je na wizji. Czasem emocje są tak wielkie, że nie da się ich ukryć.
Tak było we wtorkowych "Faktach", kiedy Piotr Kraśko zapowiadał wstrząsający reportaż Arlety Zalewskiej.
- Od 76 dni Rosjanie mordują, bombardują, niszczą i kradną. Nie ma przestępstwa, jakiego by się w Ukrainie nie dopuścili. Ale po tylu dniach można być… właściwie bezradnym, próbując opisać popełniane tam zbrodnie - tu dziennikarz zawiesił głos i zrobił wymowny gest ręką.
Następnie Kraśko ostrzegł widzów przed tym, co za chwilę mieli zobaczyć, a właściwie usłyszeć. Jak podkreślił - to najprawdopodobniej pierwszy taki materiał pokazywany w "Faktach".
- Tu nie będzie drastycznych zdjęć. Ale nie wiem, czy przedstawialiśmy państwu bardziej drastyczne relacje.
I istotnie reportaż Zalewskiej okazał się wstrząsający, choć rzeczywiście obyło się bez zdjęć czy nagrań pokazujących koszmar wojny. Były za to rozmowy ze zgwałconymi Ukrainkami, które padły ofiarą zbrodni rosyjskich żołnierzy na tle seksualnym.
- To, co mi zrobił, był okropne. Zmusił mnie, nie mogę o tym mówić. Wstydzę się i boję - mówi polskiej dziennikarce Mika. Jeden z jej oprawców miał 17 lat.
Takich świadectw bestialstwa w materiale Arlety Zalewskiej było więcej. "Fakty" pokazały m.in. rozmowę z matką 13-letniego syna, którą zgwałcił pijany Rosjanin oraz wypowiedź ukraińskiej deputowanej Kiry Rudyk o kobiecie zgwałconej na oczach swojego dziecka.
Skala zbrodni jest porażająca – dziennikarka "Faktów" podkreśla, że w każdej, nawet najmniejszej miejscowości, na policję zgłaszają się kobiety wieku od 12 do 50, które padły ofiarą gwałtów. Telefony infolinii fundacji pomagających kobietom w takich sytuacjach dzwonią od rana do nocy.
- To wygląda, jakby dostali taki rozkaz, bo wiele ofiar powtarza nam to samo - mówiła Rudyk. - Dla nas jest ważne, aby usłyszeć cały ten ich ból i udowodnić światu, że to, co się dzieje na Ukrainie, to ludobójstwo.
Z relacji reporterki "Faktów" widzowie dowiedzieli się, że ślady gwałtów noszą też ciała ofiar ciągle znajdowanych przez ukraińskie służby w obwodzie kijowskim.
- Wstrząsający materiał - dodał jeszcze Kraśko w następnym wejściu tuż przed zapowiedzeniem kolejnego.