"Kradzież stulecia" Netfliksa to niezła kolumbijska robota!
"Kradzież stulecia", nowy kolumbijski mini-serial Netfliksa, to produkcja łącząca ambicje rodem z najbardziej znanych filmów o napadach na banki oraz atrakcyjną gatunkową formułę znaną z takich seriali jak "Dom z papieru". Dostępny już na platformie.
23.08.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:43
Po kilku miesiącach planowania, w październiku 1994 r., grupa złodziei dokonała zuchwałego włamania do kolumbijskiego Banku Republiki, skąd po ponad dwudziestu godzinach "akcji" wykradła niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka pieniądze (dokładna kwota waha się w zależności od znalezionego źródła, jednak przyjmuje się, że ok. 15-20 milionów dolarów).
Pech chciał, że wyniesione banknoty były nowiutkie i nie trafiły jeszcze do obiegu, okazały się zatem dla złodziei bezwartościowe. Szybka reakcja organów ścigania oraz narodowa obława połączona ze sprawdzaniem numerów seryjnych przy wszelkich transakcjach nałożyły na rabusiów dużą presję. W efekcie udało się aresztować wielu członków szajki. Nie wszystkich, co doprowadziło do licznych spekulacji jakoby ci, którym udało się uciec, skorzystali w jakiś sposób z części łupu, po czym przeżyli kolejne lata w ogromnym luksusie. I że w ogóle nie wyjechali z Kolumbii.
Zobacz także
Cała historia spowita jest do dziś mgiełką tajemnicy, a kultura popularna zainteresowała się tematem dopiero po ogłoszeniu przez Netflix informacji o projekcie "Kradzieży stulecia". Sytuacja wygląda tak z jednej strony dlatego, że do kradzieży doszło w roku 1994, gdy internet jeszcze raczkował, a przepływ informacji z Ameryki Południowej był przeważnie trudny, zwłaszcza że napaść ta wedle zachodnich relacji wywołała w kraju recesję ekonomiczną.
Z drugiej zaś z tego prostego powodu, że borykająca się wówczas z korupcją na niespotykaną dotąd skalę Kolumbia nie miała czym się chwalić, a przyczepiona rabunkowi w Valledupar łatka "kradzieży stulecia" jeszcze bardziej szargała i tak nikłą reputację kraju na arenie międzynarodowej.
Tym bardziej że w samej akcji brali prawdopodobnie udział byli policjanci, a włamywacze mieli "wtyki" w banku, najprawdopodobniej w osobie jednego z kasjerów oraz osoby zajmującej się systemem zabezpieczeń banku. Nie wspominając nawet o tym, że grupa liczyła sobie zarówno zawodowych rabusiów, jak specjalistów ds. elektroniki i… lokalnych oficjeli.
Czego by nie napisać, to doskonały pomysł na atrakcyjny, pełen trzymających w napięciu zwrotów akcji mini-serial łączący wiele elementów, którymi współczesna kultura masowa jest od dawna zafascynowana. Od iście filmowych ujęć zbierania ekipy ryzykantów i desperatów, poprzez staranne planowanie i przeprowadzenie skoku, po ucieczkę i walkę z czasem i wściekłością policji oraz rządu. Jak również na przemykającą między kadrami refleksję nad atrakcyjnością zła i działania ponad prawem w kraju, w którym było to do pewnego stopnia społeczne akceptowalne. Innymi słowy, Netfliksowy "Dom z papieru" w wersji kolumbijskiej, tyle że bardziej prawdziwy niż fikcyjny.
Złodzieje tacy jak my
Za "Kradzież stulecia" odpowiadają oczywiście kolumbijscy twórcy, którzy od lat udowadniają, że warto im ufać. Dowodem na to choćby "Zielona granica", inny tamtejszy serial dostępny do obejrzenia w katalogu giganta streamingu. Jednak prawda jest taka, że Netflix pracuje w dużym stopniu na trendach, nie tylko je tworząc, ale też się w nie sprytnie wpisując. Kolumbia kojarzy się dzisiaj w kulturze masowej wciąż z kartelami narkotykowymi oraz osobą Pablo Escobara, co potwierdził sukces serialu "Narcos", a także liczne dostępne w katalogu Netfliksa dokumenty i fabuły nawiązujące do tego choćby tematycznie.
A prawda jest taka, że opowieść o napadzie na Banco de la Republica bardzo łatwo zrealizować na modłę "Domu z papieru”, bowiem pośród doniesień z "kradzieży stulecia” można znaleźć między innymi wzmiankę, że rabusie założyli jednemu z ochroniarzy "pas” z wystającymi plastikowymi rurkami i kablami – była to atrapa bomby, ale spełniła swój cel i wywołała panikę i posłuch. Albo informacja, że złodzieje byli zmuszeni zostawić ok. dwóch milionów dolarów, ponieważ zabrakło im miejsca w ciężarówce.
Pozostaje zadać pytanie, czy naprawdę potrzebujemy kolumbijskiego "Domu z papieru", który po raz kolejny skupia się na przekraczaniu granic atrakcyjnej fikcji, skoro hiszpański oryginał świetnie sobie radzi w tym aspekcie?
Potencjał "Kradzieży stulecia" tkwi w opowiedzeniu prawdziwej historii tak, by widzowie czuli sympatię do włamywaczy i kibicowali im w łamaniu prawa. Także w osadzeniu spektakularnego włamania w kontekście społeczno-ekonomicznym. Kolumbia 1994 roku nie była wyłącznie ojczyzną Pablo Escobara, ale także zamordowanego z zimną krwią Andrésa Escobara, strzelca samobójczego gola, który kilka miesięcy wcześniej pogrzebał szanse Kolumbii na wyjście z grupy Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. Była krajem ogromnych skrajności, w którym wrzało na wielu frontach. Zarówno u walczących w dżungli lewicowych bojówek, jak i na prowincjach ograbianych z wszystkiego przez skorumpowanych polityków. Kolumbia była w 1994 roku unikalnym mikro-światem, który kreatywnym scenarzystom zapewnia multum ciekawych kierunków. Również w kontekście udramatyzowania różnych aspektów obławy na ludzi, którzy obrabowali jeden z ważniejszych banków Kolumbii.
Wielkie nadzieje
Wybór tej, a nie innej historii na gatunkowy mini-serial był wyborem odważnym, a jeśli ekipie "Kradzieży stulecia" uda się połączyć komercyjny blask z dość wiernym naświetleniem międzynarodowej publiczności jednego z największych skoków w historii ludzkości, być może dostaniemy jeden z najlepszych seriali 2020 roku.