Gardias wyszła ze szpitala. Nie była w stanie zejść po schodach
Dorota Gardias po raz pierwszy opowiedziała przed kamerami o swoich zmaganiach z koronawirusem. Choć zaczęło się niewinnie, była czujna. Jak się okazało, słusznie. Objawy, które początkowo przypominały zwykłe przeziębienie, po kilku dniach przybrały groźniejszą formę. - Zaczęły mnie boleć płuca. Ten ból był coraz silniejszy, nie mogłam brać pełnego oddechu - wspomina.
06.10.2020 10:29
Dorota Gardias spędziła dwa tygodnie w szpitalu. Powodem jej hospitalizacji był pozytywny wynik testu na koronawirusa i fatalny stan zdrowia. Na szczęście dziennikarka zakończyła już leczenie i wróciła do domu. O tym, jak wyglądał przebieg jej choroby, jak się czuła i dowiedziała o zakażeniu pogodynka opowiedziała w najnowszym wydaniu "Dzień Dobry TVN".
- Już jestem w domu, wczoraj wyszłam ze szpitala. Do piątku mam izolację. Niestety, wynik testu jest ciągle pozytywny. Były już wyniki niejednoznaczne, był też wynik ujemy, teraz dodatni. Czekają mnie kolejne testy. Jak się skończy mój okres izolacji, mogę normalnie funkcjonować. Moja córka wyszła ze szpitala szybciej niż ja, przeszła to prawie bezobjawowo. Miała maksymalnie 37,8 stopni gorączki. Już jest w szkole, ale nie możemy być razem - powiedziała.
Dziennikarka zdradziła też, że już pierwsze objawy choroby sprawiły, że stała się bardzo czujna. Zdawała sobie sprawę, że może mieć koronawirusa. Wszystko dlatego, że nauczycielka i uczeń ze szkoły jej córki zachorowali na COVID-19.
- U mnie zaczęło się od drapania w gardle i suchego kaszlu. Ale już wtedy byłam bardzo czujna, a chodziłam do pracy. Zrobiłam test prywatnie i okazało się, że to koronawirus. Warto dodać, że zostałyśmy z córką objęte kwarantanną z powodu ucznia, który zachorował dużo później niż nauczyciel. Kwarantanna zaczęła się jednak wtedy, gdy ja już byłam chora.
- Lekarze mnie ostrzegali, żeby mnie nie zwiodło to, że czuję się dobrze. Później bardzo bolały mnie oczy, głowa, plecy. Miałam gorączkę. Po kilku dniach wszystko minęło, ale pięć dni później zaczęły mnie boleć płuca. Ten ból był coraz silniejszy, nie mogłam brać pełnego oddechu. Skontaktowałam się z lekarzem, który od razu skierował mnie do szpitala na badania. Zadzwoniłam do sanepidu, przerwano nam kwarantannę i w reżimie sanitarnym, z maską i w rękawiczkach, własnym autem dojechałyśmy do szpitala - relacjonowała.
Po wyjściu ze szpitala Gardias nie ukrywa, że jeszcze długo będzie wracać do zdrowia. Tym, co jej teraz najbardziej doskwiera, jest ogromne zmęczenie i brak kondycji.
- Dwa tygodnie temu weszłam na najwyższy szczyt Tatr, na Gerlach, więc mam dobrą kondycję. A wczoraj miałam wrażenie, że plecak po wyjściu ze szpitala waży tonę. Po zejściu ze schodów musiałam usiąść na ławce, bo byłam zmęczona. Chyba będę długo dochodzić do formy. Dużo też schudłam, aż 5 kg - powiedziała w "Dzień Dobry TVN".
Na koniec prezenterka zaapelowała do wszystkich tych, którzy nie wierzą w koronawirusa i są sceptycznie nastawieni do obostrzeń.
- Nie chciałabym nikogo straszyć koronawirusem, bo i tak wszyscy jesteśmy przestraszeni. Ale chciałabym po ludzku poprosić, żebyście o siebie dbali. Bo jak zadbacie o siebie, to zadbacie o wszystkich dookoła. Nie lubimy, jak nas się ogranicza, ale przyszło nam żyć w takich, a nie innych czasach. Zachęcam wszystkich, żeby przestrzegać reżimu sanitarnego - podsumowała.
Przypomnijmy, że 28 września "Super Express" podał, że Dorota Gardias i jej córka trafiły do szpitala. Powodem miało być zakażenie koronawirusem. Tabloid informował, że o ile dziewczynka przechodziła COVID-19 z lekką gorączką, o tyle stan jej mamy był znacznie poważniejszy.
Informacja o stanie zdrowia Gardias oraz jej dziecka szybko obiegła wszystkie polskie media i zelektryzowała internautów. Podobnie jak jej pierwszy post ze szpitala, sesja pytań i odpowiedzi na Instagramie dziennikarki czy szczegóły z jej szpitalnego jadłospisu.