Kim jest Michał Gwardyński? Nowa gwiazda prawicowych mediów
"Cienki Bolek" na boisku, mitoman i prowokator na uczelni, dzielny reporter na komisariacie - kim jest Michał Gwardyński, nowa gwiazda prawicowych mediów i prześmiewczych memów?
10.01.2024 | aktual.: 16.01.2024 11:00
We wtorek wieczorem cała Polska emocjonowała się aresztowaniem byłych posłów PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Choć finałowy akord tej sprawy rozgrywał się dość późnym wieczorem, a w Warszawie był wówczas siarczysty mróz, wiele stacji telewizyjnych wysłało swoich reporterów, żeby na żywo relacjonować to, co się dzieje.
W mig gwiazdą internetu i licznych memów został Michał Gwardyński, reporter telewizji Republika, który wtargnął do komisariatu na ul. Grenadierów na warszawskim Grochowie i przekonywał oficera dyżurnego, że Wąsik i Kamiński mogli zostać "uprowadzeni".
Kim jest autor tych słów, Michał Gwardyński? Biorąc pod uwagę to, co można znaleźć dziś o nim w internecie, to człowiek bardzo aktywny. Ślady jego działalności znaleźć można w różnych, czasem naprawdę zaskakujących miejscach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Cienki Bolek" idzie do Sejmu
Michał Gwardyński pochodzi z Dolnego Śląska, ale dziś mieszka, studiuje i pracuje w Warszawie. Urodził się w 1999 roku i miło młodego wieku ma na koncie ma spore doświadczenie w działalności publicznej, politycznej i studenckiej.
Od młodości interesował się sportem. Jego profil można znaleźć na stronie Polskiej Federacji Piłki Nożnej 6-osobowej Playarena. Figuruje tam jako piłkarz wrocławskiej drużyny FC BSK, pod kierunkiem Marcina Domagały.
Jak podaje metryczka Gwardyńskiego, zawodnik ma 187 cm wzrostu i 78 kg wagi. Gra prawą nogą. Jest też ocena jego osiągnięć sportowych - niestety niezbyt przychylna: jedna gwiazdka na pięć i opis "cienki Bolek". W sekcji "o mnie" widnieje adnotacja: "Ten zawodnik jeszcze w tajemnicy trzyma swoją historię...". Rzeczywiście tajemnic w historii Gwardyńskiego jest sporo.
Polska usłyszała o nim po raz pierwszy 1 czerwca 2017, w Dniu Dziecka. Był wówczas posłem XXIII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży. Jego wystąpienie na sejmowej mównicy było krótkie, ale mocne. Zaczął do radykalnego postulatu: "apeluję do posłów totalnej opozycji, żeby przestali z polskiego parlamentu robić cyrk".
Twierdził, że Polska potrzebuje nowej konstytucji, której fundamentami miałyby być: "zakaz zadłużania państwa, obrona życia poczętego oraz większościowa ordynacja w wyborach do sejmu". Żądał także "gruntownej lustracji", a nawet zaatakował "pornospektakl 'Klątwa'".
"Nie mam zdania w tej kwestii"
We Wrocławiu Gwardyński, jeszcze jako bardzo młody człowiek, angażował się w działalność polityczną. Związany był z radykalnymi ruchami nacjonalistycznymi w tym m.in. z Młodzieżą Wszechpolską. Ostatnim akordem jego politycznej działalności we Wrocławiu, przed przyjazdem do Warszawy, czymś, co mogło być ukoronowaniem jego młodzieńczej kariery politycznej, ale okazało się raczej kompletną porażką i pośmiewiskiem, był start w wyborach samorządowych w 2018 roku.
Dzisiejszy reporter był wówczas działaczem ugrupowania Kukiz'15, z ramienia którego starał się o stanowisko radnego dolnośląskiego sejmiku wojewódzkiego. Jak podaje Portal Samorządowy, zdobył wtedy zaledwie 591 głosów, czyli 0,23 proc. i nie zdobył mandatu.
W internecie zachował się jeszcze jeden dokument pochodzący z tamtego czasu. To rozmowa z Gwardyńskim i lokalnym działaczem samorządowym, Michałem Bobowcem w Radiu Wrocław z maja 2018 roku. Wymiana zdań między nimi dotyczy wyborów na prezydenta Wrocławia. Kandydatem, którego zgłosić miał ruch Kukiz'15, miał być Waldemar Bednarz. Sęk w tym, że to dawny działacz SLD.
Prowadzący rozmowę z wyraźną kpiną w głosie dopytuje Gwardyńskiego, czy nie ma nic przeciwko takiemu politycznemu szpagatowi, na które decyduje się jego ugrupowanie. Młody polityk początkowo deklaruje bezradnie: "nie mam zdania w tej kwestii", a potem dodaje: "jestem osobą o konserwatywnych przekonaniach". Wyraźnie wije się, żeby nie zaatakować kandydata własnej partii.
Na kolejne pytanie, o obniżenie wynagrodzeń dla osób działających w samorządach, odpowiada "to jest i dobre, i złe", a potem mocno uderza w PiS, odwołując się m.in. do sprawy premii dla osób z rządu Beaty Szydło - mówi o tym, że to był "bardzo duży błąd" i "działanie pod publiczkę".
Aktywny student politologii
Wszystko wskazuje na to, że 2017 to dla Gwardyńskiego przełomowy rok. Był w Warszawie nie tylko po to, żeby wystąpić w dziecięcym sejmie. Wziął też udział w finale pierwszej edycji Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie i Obronności, na której zajął 22. miejsce, premiowane indeksem do wybranej uczelni. W programie zawodów były m.in. spotkania z przedstawicielami wojska i żandarmerii, a także wycieczka do Muzeum Katyńskiego.
Dziś jest studentem politologii na Uniwersytecie Warszawskim, choć istnieją wątpliwości co do jego obecnego uczelnianego statusu (cztery razy powtarzał trzeci rok studiów, ponoć pracuje nad licencjatem, poświęconym związkom piłki nożnej i polityki, ale nie może go skończyć, a tym bardziej obronić - co w niczym nie przeszkadza prawicowym mediom, żeby tytułować go "politologiem"). Był za to mocno zaangażowany w życie uczelni. Był członkiem Samorządu Studentów, pracował w komisji rewizyjnej.
- Zawsze interesował się sportem i chciał przewodniczyć komisji sportu w samorządzie - opowiada jedna z osób, które zna go z uczelni. - Ale nie udało mu się to, nie uzyskał akceptacji ze strony władz organizacji.
Co ciekawe, Gwardyński był też członkiem Wydziałowej Komisji Rekrutacyjnej ds. programu Erasmus - a więc uczestniczył w procesie studenckich wymian organizowanych w mocno krytykowanej w telewizji Republika Unii Europejskiej. Tej samej Unii, z której - jak mówił z mównicy sejmowej jako dziecięcy poseł - płynie do Polski "marksizm kulturowy".
Prowokacyjny, wyniosły, ma "znajomości w Facebooku"
Na uczelni jest dobrze znany - wiele osób studiujących politologię na Uniwersytecie Warszawskim natychmiast reaguje na jego nazwisko i chętnie o nim opowiada. Z tych opowieści wyłania się obraz osoby aktywnej i mocno zwracającej na siebie uwagę. I mocno nielubianej.
- Wszyscy znają jego poglądy polityczne - opowiada jedna z osób, które z nim studiują. - Ale trzeba przyznać, że przez długi czas nie ujawniał ich specjalnie podczas zajęć czy innych aktywności na uczelni. Dopiero niedawno bardzo się pod tym względem zmienił.
Jego prawicowe poglądy są więc dobrze znane w jego środowisku uczelnianym, ale tylko niektórym osobom zwierzał się ze swoich najgłębszych przekonań.
- Powiedział mi kiedyś w tajemnicy, że tak naprawdę od zawsze najbardziej szanował Zbigniewa Ziobrę i jego Solidarną Polskę - opowiada jedna z osób z uczelni.
Z opowieści wynika, że Gwardyński często zachowuje się prowokacyjnie, w dyskusjach traktuje innych z wyższością, jest wyniosły. Na uczelni głośna była awantura z jego udziałem - poszło o profile jednej z uczelnianych jednostek w mediach społecznościowych. Gwardyński miał je "przejąć", zmieniając hasła, a potem, mimo, że wiele razy obiecywał oddać do nich dostęp, nigdy tego nie zrobił. Profile na jakiś czas w ogóle zniknęły z przestrzeni internetu. Potem wróciły - Gwardyński miał się chwalić, że "ma znajomości w Facebooku" i dlatego mógł sprawić, że się znów pojawiły.
To był jeden z powodów zerwania współpracy z nim przez uczelniany samorząd studencki. Jest ich jednak więcej - środowisko studenckie bardzo negatywnie oceniało jego aktywność w prawicowych mediach. I jeszcze coś, o czym mało kto chce mówić otwarcie: chodziło o incydent, w którym miało dojść do przemocy. Nikt jednak nie składał doniesienia na policję, nie jest prowadzone żadne postępowanie w tej sprawie.
- To mitoman, który na dodatek potrafi być nieobliczalny - opowiada inne źródło z uniwersytetu.
Ochotnik czy dziennikarz?
Jest jeszcze kwestia Ukrainy. To jeden z najbardziej tajemniczych etapów w życiu Gwardyńskiego. Nikt do końca nie wie, co tam robił i z czyjego ramienia działał. Wszystko wskazuje na to, że wyjechał tam zaraz po rozpoczęciu wojny. Jedni twierdzą, że jako dziennikarz, ale jemu samemu zdarzało się ponoć chwalić w tajemnicy, że był tam jako "ochotnik". Może nie był na froncie, ale brał udział, jak sam mówił, w "akcjach ewakuacyjnych". Miał tam przebywać osiem miesięcy.
- Było to o tyle zaskakujące w kontekście wydarzeń, które miały miejsce trochę wcześniej na uczelni - opowiada jedna z osób z uniwersytetu. - Był tam student z Ukrainy, który organizował zbiórki na rzecz swojej ojczyzny. Gwardyński uparł się, że udowodni mu oszustwo i kradzież zebranych środków. Długo szukał na niego haków, ale niczego nie udowodnił. Za to wyzywał go głośno od banderowców.
Dokumentem wyjazdu Gwardyńskiego na Ukrainę jest materiał, który pojawił się na stronie Republika TV, datowany na 11 marca 2022 roku. To krótki reportaż z przygotowującego się do ataku wojsk rosyjskich Lwowa. Gwardyński opisuje, jakie środki podejmują władze miasta i osoby, które tam mieszkają. Reportaż ilustruje seria zdjęć jego własnego autorstwa, pokazująca m.in. osłonięte workami z piaskiem wejścia do bunkrów.
Trochę o sporcie, trochę o Smoleńsku
W tym czasie Gwardyński sporadycznie współpracuje już z prawicowymi mediami. Jego materiały znaleźć można na archiwalnych stronach portalu Media Narodowe. Zgodnie ze swoimi młodzieńczymi zainteresowaniami skupiał się mocno na tematyce sportowej - w czerwcu 2021 roku relacjonował przygotowania polskiej reprezentacji piłkarskiej do meczu ze Szwecją i inne wydarzenia związane z turniejem EURO 2020.
Ale dokładnie w tym samym czasie - niemal w tych samych dniach - zajmował się także sprawami politycznymi, m.in. konfliktem w partii Porozumienie i postępowaniu sądowym Tomasza Arabskiego, o którym pisał jako o "winnym tragedii smoleńskiej".
Zobacz także
Dla Mediów Narodowych pracował też w październiku 2022 roku - był wtedy reporterem relacjonującym pogrzeb Jerzego Urbana. W mediach społecznościowych furorę zrobił wtedy film zatytułowany "dziarskie dziadki gaszą typa z Mediów Narodowych". Widać na nim Gwardyńskiego, który najpierw próbuję przekonać starszą kobietę, że Urban nie powinien zostać pochowany na Powązkach. Rozmówczyni nie daje się jednak zbić z pantałyku i konsekwentnie odpowiada, że to pogrzeb prywatny, bez oprawy państwowej.
Reporter atakuje więc kogoś innego, starszego człowieka przechodzącego obok. Gwardyński wyrzuca z siebie długą serię insynuacji: "czy był pan członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej? Czy pan był funkcjonariuszem Służy Bezpieczeństwa? Czy pan był tajnym współpracownikiem?". Mężczyzna unika odpowiedzi, zasłania się prawem do prywatności, Gwardyński woła: "polecam przeczytać ustawę Prawo Dziennikarskie", choć nie ma takiego aktu prawnego w polskim systemie. W tle słychać komentarze przechodniów: "nakręcił się młody...", "trzeba się poduczyć".
Przechodząc na ciemną stronę
W listopadzie ubiegłego roku Gwardyński pojawia się w Mediach Narodowych już nie jako reporter, ale jako ekspert, opowiadający o zbliżającym się zamieszaniu wokół TVP. Materiał ukazał się pod hasłem "zamachu Tuska na wolne media", Gwardyński mówi w nim o "zamachu na wolność słowa" i "ograniczaniu praw dziennikarzy".
W telewizji Republika pojawił się tuż przed świętami z tej samej okazji. Był wtedy gościem "Wydania specjalnego", jednego z programów publicystycznych Republiki, anonsowanym jako współpracownik TVP - "konkretnie TVP Wilno" - uściślił podczas rozmowy. Na ekranie można zobaczyć materiał nagrany przez niego telefonów komórkowym w siedzibie TVP, pokazujący zamieszanie na korytarzu jednego z budynków telewizyjnych.
Gwardyński opowiada wtedy w mocnych słowach o tym, co widział - mówi o "puczu", mówi o "zbirach" przejmujących władzę w TVP, atakuje zwłaszcza Pawła Płuskę, wspomina też o ludziach pracujących dawniej w stacji, którzy przeszli na stronę nowej władzy i przyczynili się mocno do zmian w telewizji: "ludzie, którzy wydawali się ideowi i (...) mieli poszanowanie dla prawa (...) przeszli na stronę uzurpatora".
Wygląda na to, że Gwardyński przeszedł na zupełnie inną stronę - na stronę TV Republika. I zważywszy na to, jaką popularność zdobywa od wtorkowego wieczoru, może tam zagościć na dłużej.
Pytania o współpracę z Michałem Gwardyńskim zadaliśmy redakcjom TV Republika i TVP. Do momentu publikacji tekstu nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialu "Detektyw: Kraina nocy", przyznajemy, na jakie filmy i seriale czekamy najbardziej w 2024 roku i doradzamy, które nadrobić z poprzedniego. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.