Kieran Culkin od lat żył w cieniu sławnego brata. Teraz to on wyrasta na największą gwiazdę
"Chcę więcej!" - krzyczał wyraźnie wzruszony i szczęśliwy Kieran Culkin ze sceny podczas odbierania najważniejszej telewizyjnej nagrody Emmy za rolę Romana Roya w serialu "Sukcesja". Warto dodać, że mówił to do obecnej na sali żony w kontekście posiadania więcej niż dwójki dzieci, ale równie dobrze mogło to dotyczyć apetytu na więcej ról, wcieleń, wyzwań, nagród.
Kieran Culkin, którego od sławniejszego niegdyś brata Macaulaya dzielą zaledwie dwa lata, większość życia spędził w jego cieniu. To Macaulay zarabiał na rodzinę, to jego wylansowały amerykańskie media na "cudowne dziecko", "symbol Gwiazdki", supergwiazdę lat 90., na której filmach wychowało się całe pokolenie dzisiejszych 40-latków. Czego się nie dotknął, zamieniało się w złoto, a korowód tytułów budujących gwiazdorski status bez wątpienia otwierał "Kevin sam w domu" (Kieran grał tam notorycznie moczącego się w łóżku kuzyna Fullera), "Kevin sam w Nowym Jorku", "Richie Milioner" czy "Moja dziewczyna".
Dla wielbicieli kina i popkultury z Polski Kevin był też symbolem amerykańskiego dobrobytu, który dla dzieciaków dorastających na przełomie dwóch ustrojów politycznych pokazywał niedostępny świat całych wielkich pudełek lodów, ogromnej pizzy, naręczy słodyczy, bez żadnych ograniczeń. Ten kulturalny fenomen zdaje się nie mieć końca, chociaż dziś co bardziej dociekliwi raczej zachodzą w głowę, jak tak liczną rodzinę jak McCallisterowie było stać na świąteczny wyjazd do Paryża, albo próbują policzyć wskaźnik inflacji na podstawie zakupów robionych przez Kevina w lokalnym supermarkecie. Cóż to były za wspaniałe czasy!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas gdy starszy Mac jak maskotka "Team USA" jeździł w tournée po Japonii, młodszy Kieran musiał przejść do porządku dziennego nad tym, że jego brat zgarnia całą uwagę, i znaleźć dla siebie miejsce w tym świecie, w którym słońcem był ktoś inny. Po latach, dokładnie po trzydziestu, kiedy w 2021 r. był gospodarzem jednego z odcinków słynnego komediowego programu "Saturday Night Live", w swoim wstępnym monologu wspomniał, że nie jest to jego pierwszy raz na kultowej scenie "SNL". Pierwszy miał miejsce wtedy, gdy okupował ją właśnie Macaulay, w finale wznoszony entuzjastycznie na rękach przez obecne w odcinku gwiazdy.
Kieran też tam był – z boku sceny, zepchnięty z centrum i świateł reflektorów. W pewnym momencie prosi wysokiego aktora stojącego za nim, żeby jego też podniósł tryumfalnie, jak podnoszą brata. Oglądanie tych scen z dorosłym już Kieranem niesie pewien rodzaj żalu i goryczy dobrze znany młodszemu rodzeństwu prymusów czy nastoletnich gwiazd sportu. Zawsze drugi, zawsze poza podium złożonego z jednego stopnia. "Wyjście na ludzi" w takich okolicznościach, przy ogromnych pieniądzach na wyciągnięcie ręki, dla niektórych okazało się wyzwaniem ponad siły, historia zna wiele takich smutnych przypadków. On podołał.
Od ponad dziesięciu lat pozostaje wierny żonie Jazz, z którą doczekali się dwójki dzieci, a także - od 29 - agentce Emily Gerson-Saines, o której mówi, że tylko ona, gdy nikt nie brał go pod uwagę w castingach, wytrwale podsuwała ludziom w branży nazwisko Kierana. Wystąpił w jednej z najważniejszych ról jednego z najlepszych współczesnych seriali dramatycznych, który przynosił HBO systematycznie naręcza wszystkich możliwych nagród i przez kilka ostatnich sezonów ciągnął "ratingi" platformy w górę.
"Sukcesja" wywindowała go na sam szczyt, przynosząc mu tylko w tym sezonie już Critics Choice Award, Emmy, Złotego Globa. Wszystkie te wyróżnienia zgarnia w bardzo mocnym dla telewizji sezonie, w którym systematycznie mierzy się z ulubieńcem publiczności Pedro Pascalem, a także walczy o palmę pierwszeństwa z kolegami z planu "Sukcesji" - Jeremym Strongiem czy Brianem Coxem. Czyni to z niebywałą nonszalancją, bezpretensjonalnie i trzeba przyznać, dość uroczo. Na scenie zdarza mu się beknąć, zapomnieć, co chciał powiedzieć, komu podziękować, komu pomachać.
Na swoją wielką szansę czekał długo, ale smak sukcesu musi smakować wspaniale. Nawet jeśli nie ma w najbliższych planach spektakularnych tytułów, agenci i producenci nie rzucają mu się do stóp z jakimś kolejnym superbohaterskim tytułem albo komedią romantyczną, która pozwoli pokazać "inną twarz Kierana", to wszystko jest w porządku. Niech sobie wróci do domu, rozejrzy wokół, zerknie kątem oka na szpaler nagród i pomyśli, że to jest jego czas i zrobi z nim co tylko chce. Teraz już może.
Magdalena Maksimiuk dla Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialu "Detektyw: Kraina nocy", przyznajemy, na jakie filmy i seriale czekamy najbardziej w 2024 roku i doradzamy, które nadrobić z poprzedniego. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.