Fraszyńska ignorowała objawy choroby. W końcu znalazła się na krawędzi

Jolanta Fraszyńska była na topie, gdy dopadła ją podstępna choroba. Początkowo bagatelizowała objawy depresji, ale gdy doświadczyła panicznego lęku, zrozumiała, że musi szukać pomocy. – Myślałam, że tracę przytomność, że umieram – wyznała po latach Fraszyńska, która dziś jest wdzięczna za wszystkie ekstremalne doświadczenia.

Jolanta Fraszyńska opowiedziała o panicznym lęku, którego doświadczyła
Jolanta Fraszyńska opowiedziała o panicznym lęku, którego doświadczyła
Źródło zdjęć: © AKPA

24.06.2021 16:47

Jolanta Fraszyńska zaczynała jako aktorka pod koniec lat 80., szybko zdobywając uznanie i rozpoznawalność. Grała w popularnych filmach i serialach, ale w pewnym momencie kariera Fraszyńskiej gwałtownie wyhamowała. Owszem, pojawiała się na szklanym ekranie, ale głównie w rolach epizodycznych lub drugoplanowych. Jak się później okazało, za wszystkim stała podstępna choroba.

Początkowo aktorka lekceważyła pierwsze objawy choroby. Wmawiała sobie, że złe samopoczucie, nieustanne bóle i zawroty głowy są jedynie wynikiem przepracowania. Jednak gdy do tego doszły lęki, poczucie osamotnienia i problem z wykrzesaniem z siebie choćby krztyny radości, zapaliła jej się w głowie czerwona lampka. Poczuła, że to ostatni moment na reakcję.

- Doświadczenie lęku panicznego. Kiedy wali ci serce, kręci się w głowie, myślisz, że tracisz przytomność, że umierasz. Lękowcy dobrze wiedzą, o czym mówię. Zrozumiałam wtedy, że muszę w trybie pilnym zająć się sobą – wyznała w najnowszym wywiadzie dla "Pani".

Fraszyńska zaczęła szukać pomocy u terapeutów, od których często słyszała, że "jeszcze tej nerwicy lękowej podziękuje". 

- Wtedy tego nie rozumiałam, ale rzeczywiście mnóstwo ludzi w sytuacjach trudnych, czasem ekstremalnych, po doświadczeniach choroby zmienia swoje życie o 180 stopni. Jestem naprawdę wdzięczna za każde doświadczenie. Jestem wdzięczna moim rodzicom, ojczymom, byłym partnerom. Każdemu, kto stanął na mojej drodze i był moim nauczycielem – wyznała aktorka, która od wielu lat jest związana z Tomaszem Zielińskim.

Poznali się podczas warsztatów rozwoju duchowego. Zieliński był jej opiekunem. Środowisko zarzucało mu później, że łamie etykę zawodową, spotykając się ze swoją podopieczną. Jednak Tomasz okazał się dla Fraszyńskiej wybawieniem – zaakceptował jej dotychczasowe życie i jej dwie córki.

W 2013 r. założyli firmę, aby na farmach fotowoltaicznych produkować energię ze słońca. – Jesteśmy w horoskopie Majów spod znaku Solarnego Słońca oznaczającego bezwarunkową miłość. Ludzie spod tego znaku starają się zmieniać siebie i świat w energię miłości, dobra – i to też nas łączy - mówił Zieliński.

Fraszyńska była wcześniej żoną Roberta Gonery, z którym ma 31-letnią córkę Nastazję. Później wyszła za mąż za Grzegorza Kuczeriszkę, któremu 17 lat temu urodziła Anielę.

- Nastkę urodziłam na studiach aktorskich we Wrocławiu, po III roku. Zaczynałam dyplom z dwumiesięcznym dzieckiem pod pachą. Wiem, że w tej relacji mam jeszcze trochę do pracy. Brakowało mi łagodności. Byłam młoda, w wirze obowiązków zawodowych, które wtedy były priorytetem – wyznała Fraszyńska w najnowszym wywiadzie.

- Kiedy Aniela przyszła na świat, miałam 36 lat, byłam o wiele dojrzalsza. Zdecydowałam się zostać w domu. Podoświadczać macierzyństwa. I gdy Aniela stała się nastolatką, szybko postawiła mi granice. Powiedziała "stop" mojej nadopiekuńczości. Teraz słyszę od 17-latki: "Mamo, zaufaj mi". I odpuszczam – dodała aktorka, która w grudniu skończy 53 lata.

Zobacz także
Komentarze (36)