RozrywkaJoanna Mazur była wytykana palcami, wyśmiewana. "Dzieci szydziły ze mnie, podkładały nogi"

Joanna Mazur była wytykana palcami, wyśmiewana. "Dzieci szydziły ze mnie, podkładały nogi"

Joanna Mazur jest niewidoma, ale niepełnosprawność nie przeszkadza jej w osiąganiu sukcesów sportowych. Bardzo dobrze radzi sobie też w "Tańcu z gwiazdami". Jednak w dzieciństwie przeżyła koszmar.

Joanna Mazur była wytykana palcami, wyśmiewana. "Dzieci szydziły ze mnie, podkładały nogi"
Źródło zdjęć: © ONS.pl

17.04.2019 | aktual.: 17.04.2019 14:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Joanna Mazur nie urodziła się niewidoma. Wzrok traciła od dzieciństwa - najpierw borykała się z niedowidzeniem, by w końcu stać się osobą niewidomą. Pomimo problemów chodziła do szkoły, uczyła się. I chociaż korzystanie z książek lub uczestniczenie w lekcjach było dla niej trudne ze względu na ułomność, to nie niepełnosprawność była najgorsza. Mazur dużo gorzej wspomina kontakty z rówieśnikami. Dzieci były dla niej okrutne. Zamiast pomóc koleżance, robiły wszystko, aby pokazać jej, że nie jest nic warta. Joanna Mazur o swoich wspomnieniach z dzieciństwa opowiedziała w "Vivie!".

- Nie miałam odpowiednich książek, a wstydziłam się używać lupy. A dzieci względem siebie bywają okrutne, więc mnie przezywały, szydziły ze mnie, podkładały nogi. Byłam wytykana palcami i wyśmiewana. To było dla mnie niezwykle bolesne.

Na domiar złego dziewczynce nie pomagali nauczyciele.

- Niestety, w szkole w Szczucinie, do której chodziłam, choć byłam w klasie integracyjnej, dawali pełne przyzwolenie na takie zachowania i tym samym pokazywali uczniom, że nie ma w tym nic złego. Pomagała mi jedna z koleżanek, ale kiedy z jakiegoś powodu nie pojawiała się w szkole, był koszmar.

Pedagodzy w szkole w Sczucinie nie potrafili dostosować metod nauczania do specyfiki niepełnosprawności Joanny. Jednak zamiast starać się to zrobić, postanowili... sprawdzić, czy Mazur nie jest opóźniona w rozwoju.

- Przeżyłam (...) moment grozy, kiedy moja szkoła w Szczucinie wysłała mnie na badania psychologiczne, licząc na to, że da się mi obniżyć poziom nauczania i dostosować do opóźnionych dzieci, gdyby testy wykazały u mnie niski iloraz inteligencji. Na szczęście badania wypadły pomyślnie, potrzebowałam tylko dostosowania metod nauki.

Mama Joanny postanowiła zabrać córkę z placówki, zapisała ją do szkoły dla niewidomych i słabo widzących w Krakowie, 140 kilometrów od domu. Dziewczyna była zachwycona. Nauka szła jej na tyle dobrze, że z niej nie zrezygnowała - skończyła studium masażu, zrobiła licencjat z promocji zdrowia, skończyła studia magisterskie z pedagogiki terapeutycznej.

Brzmi świetnie, jednak i tu Mazur musiała mierzyć się z uprzedzeniami.

- Krakowski AWF nie przyjął mnie na studia, bo lekarz wykonujący badania uznał, że nie dam sobie rady. A ja pracowałam jako masażystka w przychodni i w hotelu, trenowałam lekkoatletykę i dojeżdżałam w weekendy na uczelnię do Łodzi, gdzie studiowałam pedagogikę.

Obraz
© ONS.pl
Komentarze (60)