"Jeden dzień" Netfliksa bije rekordy popularności. Ale ciekawy robi się dopiero pod koniec [RECENZJA]

Jeśli chodzi o najnowszy hit Netfliksa, serial "Jeden dzień", to ciekawie zaczyna się w nim dziać dopiero w okolicy dziesiątego odcinka. Jak przetrwać do tej pory?

"Jeden dzień" Netfliksa to ekranizacja powieści. Serial spodobał się widzom, ale ma słabe punkty
"Jeden dzień" Netfliksa to ekranizacja powieści. Serial spodobał się widzom, ale ma słabe punkty
Źródło zdjęć: © Kadr z serialu

15.02.2024 | aktual.: 15.02.2024 17:22

Ekran uwielbia romantyczne historie o miłości. Tę historię najwyraźniej uwielbia podwójnie, bo po opisaniu jej w powieści "Jeden dzień" przez Davida Nicholsa, już dwa lata później na duży ekran trafiła filmowa ekranizacja. W rolach głównych w filmie z 2011 roku wystąpili Anne HathawayJim Sturgess. Teraz po książkę Nicholsa sięgnęła platforma streamingowa Netflix, by zaprezentować ją widzom w formie czternastoodcinkowego serialu.

Ktoś mógłby zapytać: po co? Poprzednia ekranizacja "Jednego dnia" powstała przecież wcale nie tak dawno temu. Takich pytań jednak nie powinno się zadawać w dobie walczących o treści serwisów streamingowych, dla których każdy pomysł na film czy serial jest na wagę złota. Nawet ten wykorzystany.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Forma serialu "Jeden dzień" jest prosta. Tytułowym jednym dniem jest 15 lipca, kiedy to na przestrzeni kolejnych lat rozgrywa się akcja produkcji Netfliksa - począwszy od 1988, a skończywszy na 2007 roku. Odstępstw od tej reguły prawie nie ma i aż prosiłoby się o to, aby bohaterowie serialu choć raz napomknęli, że "Hej, a zauważyłeś, że co roku 15 lipca zawsze dzieje się coś interesującego?". No ale zauważają tylko, że jest to dzień świętego Swituna. To właśnie tego dnia należy patrzeć na niebo, bo taka sama pogoda jak 15 lipca utrzymywać się będzie przez kolejne czterdzieści dni. No ale dość o pogodzie.

Bohaterami serialu "Jeden dzień" są Emma i Dexter, w których role wcielili się Ambika Mod oraz Leo Woodall. 15 lipca 1988 roku w Edynburgu kończą edukację i z dyplomami w ręku rozpoczynają dorosłe życie. Choć uczęszczali do tej samej szkoły, ona zna go tylko z widzenia, a on jej wcale. Różni ich wszystko. Emma to buntująca się przeciwko systemowi inteligentna dziewczyna z zacięciem do zostania pisarką. Dexter to popularny chłopak z bogatej rodziny, dla którego w życiu liczą się tylko zabawa, dziewczyny i podróże. A jednak spędzają ze sobą noc, a znajomość ta kontynuowana będzie przez nich w kolejnych latach.

"Jeden dzień" daje poczucie oglądania czegoś przemyślanego, z koncepcją, a zarazem interesującego, bo innego niż większość tego typu produkcji. Osobiście lubię takie konkretne ramy nadane fabule, nie mówiąc już o opowieściach o bohaterach zmieniających się przez upływający czas i przede wszystkim życie.

Niestety. Rozwinięcie pomysłu nie wygląda interesująco i jest tak oczywiste, że bardziej chyba by się nie dało. Rodząca się przyjaźń Emmy i Dextera nie zapowiada się na tę z gatunku na śmierć i życie, nie mówiąc już o wiszącej cały czas w powietrzu miłości. Trudno mieć poczucie, że gdyby kontakt pomiędzy nimi zupełnie się urwał, znieśliby to jakoś wyjątkowo źle. Wynika to zapewne z tego, że pomiędzy Ambiką Mod i Leo Woodallem po prostu nie iskrzy.

Nie iskrzy też scenariusz, który sprawia, że seans pierwszych dziewięciu odcinków "Jednego dnia" jest ciągłą walką o wyłączenie serialu. Nie chodzi o to, że jest to produkcja zła, bo z pewnością jest sympatyczna, ale o to, że nie dzieje się w niej zupełnie nic niespodziewanego. Losy bohaterów wiodą przez wszystkie niezbędne punkty opowieści o dojrzewaniu dwójki różnych od siebie ludzi wchodzących w dorosłość.

Kiedy Emma zaczyna spotykać się z kolegą stand-uperem z uwłaczającej jej pracy, od razu wiadomo, że to znajomość tylko na potrzeby odcinka i przystanek na drodze do tego, co również oczywiste. "Jeden dzień" nie stara się tu niczym zaskoczyć. Toczy się w monotonnym tempie, dialogi bardzo oszczędnie dawkują humor, ripostę i głębsze przemyślenia, a sceny, które spowodują mocniejsze bicie serca i przypływ emocji, można policzyć na palcach jednej ręki.

Ma to wpływ na jeszcze jedną ważną rzecz. Z tej perspektywy finałowy dramat wydaje się zupełnie zbędny i perfidnie obliczony tylko i wyłącznie na wzruszenie widza. Zdecydowanie lepiej by to wypadło, gdyby ów widz do tego momentu traktował Em i Deksa niczym członków rodziny. No ale o taką zażyłość trudno.

Inną rzeczą, która rzuca się w oczy jest to, że autorzy serialu "Jeden dzień" w ogóle nie postarali się o to, by lepiej oddać realia epoki, w której rozgrywa się jego akcja. Gdyby nie napis rozpoczynający każdy odcinek i informujący o tym, w jakim roku "jesteśmy", trudno byłoby się tego domyślić. Równie dobrze mogłoby tam być napisane "2024" i nikt nie powiedziałby, że coś jest nie tak.

Świat przez te dwadzieścia lat trwania akcji prawie się nie zmienia, podobnie jak i bohaterowie serialu. Jedyną wskazówką co do roku akcji bywają prezentowane piosenki, odwołania do mających premierę filmów, pojawiające się telefony komórkowe oraz fragmenty programów telewizyjnych z udziałem Dextera. Tego wszystkiego jest jednak niewiele.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że autorzy serialu "Jeden dzień" zmarnowali aż dziewięć odcinków, w trakcie których powinni podbudować znacznie lepiej, to co nieuniknione. Udowodnili przecież, że potrafią, jeśli wspomnieć choćby o świetnej scenie w samochodzie pomiędzy Deksem i jego wściekłym ojcem (znany z "Notting Hill" Tim McInnerny).

Postanowili pójść jednak po linii najmniejszego oporu, na czym cierpią występujący w głównych rolach aktorzy. Nie otrzymali szans na to, aby rozwinąć skrzydła, przez co można odnieść wrażenie, że nie sprawdzają się w roli najlepszych przyjaciół. A mieli o tyle trudniej, że to na nich spoczywa cały ciężar serialu, w którym wszystkie inne postaci to tło tak odległe, że nawet nie drugoplanowe.

Łatwiej byłoby przejść nad przeciętnością serialu "Jeden dzień" do porządku dziennego, gdyby do końca utrzymał swoje monotonne tempo. Słaby i tyle. Kiedy jednak od dziesiątego odcinka zaczyna być ciekawiej, trochę przykro, że cały serial też taki nie był. Bo nie tylko ekran uwielbia romantyczne opowieści o miłości. Widzowie również.

Ocena: 5/10

Łukasz Kaliński, Quentin.pl

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialach, które "ubito" zdecydowanie za wcześnie oraz wymieniamy te, które powinny pożegnać się z widzami już kilka sezonów temu. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w AudioteceOpen FM.

Źródło artykułu:WP Teleshow
jeden dzieńserialseriale zagraniczne
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)