Jaworowicz kontra Rutkowski. Awanturowali się przed kamerami
W "Sprawie dla reportera" pani Agnieszka opowiadała o córkach uprowadzonych przez drugiego rodzica. Nagle w studiu pojawił się Krzysztof Rutkowski. Elżbieta Jaworowicz nie mogła mu darować.
05.08.2022 | aktual.: 05.08.2022 09:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Sprawa dla reportera" budzi sporo emocji, ujmując to dyplomatycznie. Od kilku dni w sieci krążą urywki z ostatniego lipcowego odcinka, do którego zaproszono m.in. Krzysztofa Zanussiego i byłą prezenterkę "Pytania na śniadanie" - Tamarę Gonzales Pereę. Tamara jako "soul coach" i "terapeutka ustawień systemowych" śpiewała jednej z bohaterek odcinka pieśń, przygrywając sobie na skórzanym bębnie. Reżyser z kolei przekonywał do poszukiwania sensu istnienia, a w rozmowie z WP wspominał, że z odcinka niewiele już pamięta poza zdziwieniem w czasie występu Tamary.
Jeśli ktoś zastanawiał się, czym twórcy "Sprawy dla reportera" przebiją odcinek z samozwańczą terapeutką, to na pewno nie mógł spodziewać się starcia... Elżbiety Jaworowicz z obwieszonym łańcuchami Krzysztofem Rutkowskim.
Pod koniec odcinka przypomniano widzom sprawę pani Agnieszki, która wystąpiła już w programie. Kobieta od wiosny tego roku szuka swoich uprowadzonych córek. Dwie dziewczynki - lat 6 i 8 - zostały porwane przez ojca. - Jak wyszły w sandałkach na spacer, tak już nigdy nie wróciły - mówiła pani Agnieszka. Sprawa trafiła do sądu, a ten pozbawił mężczyznę praw rodzicielskich. To jednak nie wystarczyło, by policja mogła zacząć szukać dzieci. Konieczne było uzyskanie postanowienia o odebraniu rodzicowi dziewczynek. W programie podkreślono, że dzieci nie chodzą do szkoły, nie widziano ich od miesięcy w żadnej placówce, co jest złamaniem obowiązującego w Polsce prawa.
Pani Agnieszka zdecydowała się skorzystać z pomocy Krzysztofa Rutkowskiego. Ten w którymś momencie wszedł do studia. Kobieta wyjaśniła, że detektyw jej nie reprezentuje, że podpisała z nim umowę, w której zobowiązywał się do odnalezienia jej córek, ale zadania zapisane w umowie - jak podkreśliła pani Agnieszka - nie zostały zrealizowane.
Tu odezwał się Rutkowski, zaznaczając, że "sprawa jest zawiła". - Pewnych czynności, których pani od nas oczekiwała, nie mogliśmy wykonać, ponieważ prawo zapisane jest na kartach i jest w stosunku mnie egzekwowane - próbował pokrętnie tłumaczyć.
Jaworowicz nie mogła tego nie skomentować. - Pan nie szukał dzieci - rzuciła. - Pani redaktor! Część honorarium została zwrócona - bronił się detektyw. Pani Agnieszka włączyła się, mówiąc, że owszem, część pieniędzy z umowy opiewającej na 15 tys. zł faktycznie do niej wróciła, ale była "niewspółmierna do całości".
- Działaliśmy nie tylko na terenie Polski, ale także na terenie krajów arabskich. My wiemy, jak to robić - komentował Rutkowski, co tylko nakręciło Jaworowicz.
- Przepraszam, proszę się nie reklamować. A pan bardzo zręcznie potrafi się reklamować. Mam prośbę. Ponieważ szlachectwo i pana sukcesy zobowiązują, proszę oddać te pieniądze - powiedziała wprost. Zdominowany Rutkowski kilkukrotnie powtórzył, że pieniądze to dla niego nie jest problem.
Nie wiedzieć czemu, na sam koniec programu Jaworowicz zaznaczyła, że plany na odcinek były znacznie większe i chcieli zaprezentować jeszcze jedną historię. Warto zaznaczyć, że program nie jest emitowany na żywo, a nagrywany miesiące wcześniej w studiu. Jaworowicz zaprosiła przed kamery dziewczynkę, której historię opowiedzą... za jakiś czas. A że chora, potrzebująca operacji dziewczynka identyfikuje się z Viki Gabor, odtworzono fragment występu młodej piosenkarki na Eurowizji Junior, a następnie pokazano krótki filmik, który nagrała Gabor dla swojej fanki. - Sorry, że nie mogę być z tobą w studiu - rzuciła i zaprosiła dziewczynkę na swój koncert w Warszawie. - Yoo, I love ya - padło jeszcze na koniec.