Jak zostać Ghulem? Walton Goggins przyżywał katusze na planie "Fallout"
Ulubionym dla wielu widzów czarnym charakterem "Fallout" jest Ghul, w którego wcielił się Walton Goggins. Ta rola nie była dla niego sielanką, głównie przez codzienną wielogodzinną transformację w pozbawioną nosa istotę. Aktor stracił mowę.
Zanim nastąpiła nuklearna zagłada, Ghul był aktorem westernowym o imieniu Cooper, a prywatnie przykładnym mężem i ojcem z mocnym kręgosłupem moralnym. Ale apokalipsa zmieniła wszystko, porzucił swoje zasady i stał się bezwzględnym łowcą nagród. Kiedy Walton Goggins pracował nad rolą, wyobrażał sobie swojego bohatera jako współczesnego Wergiliusza z "Boskiej komedii" Dantego, który jest dla Lucy i Maximusa przewodnikiem po piekle.
Ghul ma liczne defekty fizyczne, w oczy rzuca się przede wszystkim twarz - poparzona i bez nosa. Goggins oryginalnie zwizualizował sobie swoją postać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Seriale w 2024. Szykują się genialne premiery!
Stracił mowę
- Zapytałem po prostu Jonathana (Nolana, producenta "Fallout" - red.), czy mogliby zrobić ze mnie Krisa Kristoffersona, w wieku 250 lat, który pił całą noc - opowiadał w talk-show Setha Meyersa.
Ochota na żarty przeszła aktorowi, kiedy po raz pierwszy usiadł w charakteryzatorni. Zmieniał się w Ghula przez pięć godzin. Pod maską okrutnie się pocił, ale największym problemem było opanowanie mimiki nowej twarzy tak, żeby wyrażała ona jednak jakieś emocje, a nie pozostawała martwa. W końcu Ghul to nie Terminator.
Oprócz tego Walton Goggins musiał nauczyć się na nowo mówić ze specjalnym aparatem w ustach, który imitował zepsute uzębienie.
- Nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa - wspominał na panelu Deadline.