Jacek Dukaj: dramat egzystencjalny minie. To wtórne skutki walki z pandemią są groźne

- Dla ludzi przyzwyczajonych do ciągłego wzrostu i wychowanych w Polsce należącej do Unii sytuacja realnego braku środków do życia będzie stanowić szok porównywalny z wojną światową – mówi Jacek Dukaj. Ale autor powieści, która zainspirowała twórców hitu Netfliksa, nie tego się najbardziej obawia.

Jacek Dukaj: dramat egzystencjalny minie. To wtórne skutki walki z pandemią są groźne

14.05.2020 | aktual.: 14.05.2020 19:49

Serial "Kierunek: noc" od dwóch tygodni utrzymuje się na liście TOP 10 Netfliksa w Polsce. To międzynarodowa produkcja ze znaczącym udziałem Polaków (nie tylko w obsadzie), która została zbudowana na pomyśle Jacka Dukaja z powieści "Starość aksolotla". W rozmowie z WP autor opowiada o swoim udziale w pracach nad serialem, duecie Dukaj-Bagiński, pandemii i przyszłości, w którą od tygodni wpatrujemy się z niepokojem.

Jakub Zagalski, WP.PL: W "Kierunku: noc" mamy ciekawą wizję globalnej zagłady. W "Starości aksolotla" kluczowy jest wątek nowej rzeczywistości. Prawdziwe życie pisze nam teraz niemniej ciekawy scenariusz. Jak będzie wyglądał nasz świat po pandemii? Czy strach, radykalne i gwałtownie wprowadzane zmiany to tylko stan przejściowy, o którym szybko zapomnimy? A może wyciągniemy wnioski i faktycznie coś zmienimy?

Jacek Dukaj: Napisałem właśnie o tym esej. W skrócie: uważam, że pandemia bardzo przyśpieszyła już znane trendy w gospodarce, w technologii, w polityce, kulturze, prawie. Zmiana nie polega nie odwróceniu trendów, lecz na ich nasileniu.

Czy w pana życiu pandemia coś zmieniła? Pomijając prozę życia, utrudnione wykonywanie codziennych obowiązków itp. Inaczej patrzy pan teraz na świat, społeczeństwo, potencjalne zagrożenia? W jakich barwach maluje się teraz przyszłość?

Dla ludzi zajmujących się takimi tematami i pracami jak ja to przyśpieszenie stanowi raczej prezent.

Zresztą także przyśpieszenie trendów ograniczania prywatności, wolności słowa, podmiotowości jednostki uważam za okazję: w przyśpieszeniu stają się one wyraźne, odczuwalne, można wskazać je palcem. A obawiałem się właśnie tego powolnego, nieodczuwalnego gotowania nas na twardo.

Dzisiaj się przejmujemy tym kryzysem gospodarczym wynikającym z zatrzymania produkcji i konsumpcji, i z obostrzeń przeciwwirusowych. Jeszcze tego nie odczuwamy, ale za parę miesięcy może się to skumulować do pierwszego dramatu egzystencjalnego pokolenia: dla ludzi przyzwyczajonych do ciągłego wzrostu i wychowanych w Polsce należącej do Unii sytuacja realnego braku środków do życia będzie stanowić szok porównywalny z wojną światową.

To jednak minie. Bardziej mnie niepokoją wtórne skutki dzisiejszych metod zaradczych, przede wszystkim wysoka inflacja (zapewne stagflacja) i przejście całych gospodarek Zachodu pod kontrolę i na własność banków centralnych.

Po wydaniu "Starości aksolotla" w 2015 r. mówił pan, że ta historia powstała niejako na zamówienie. Jak wyglądała droga od pierwszego pomysłu na powieść do przekonania ludzi z Netfliksa, że warto wykorzystać ją jako kamień węgielny serialu.

Pod względem genezy można podzielić moją beletrystykę na dwie kategorie: utwory, za które się zabieram, bo taka obsesja akurat mnie gnębi, i utwory, do których popycha mnie zewnętrzna okazja, pretekst, wyzwanie. Te drugie to ostatnio głównie opowiadania do antologii. Przychodzi zaproszenie jakoś sprofilowane tematycznie i czasami otwiera to w głowie nową furtkę, popycha w innym kierunku.

W przypadku "Starości aksolotla" zaproszenie przyszło z Allegro, które zamierzało wtedy wystartować z własną serią dłuższych nowel czy też krótszych powieści, na podobieństwo Amazonu. Ten projekt upadł, ale zdecydowali się wykorzystać napisanego dlań "Aksolotla" w samodzielnej kampanii.

A droga na ekran zaczęła się tak jak zwykle, to znaczy w głowie Tomka Bagińskiego. Nie piszę rzeczy łatwo sprowadzalnych do obrazu i dźwięku, Tomek jednak ma tę przedziwną umiejętność wychwytywania z nich pomysłów i jakości, które zarazem oddają ducha tekstu, i zarazem sprawdzają się w medium nie opartym na słowach ani abstrakcyjnych ideach.

Tak wychwycił z "Aksolotla" koncept zagłady oraz wątek uciekającego przed nią samolotu z przypadkowymi pasażerami. Z tego sporządziliśmy pitch, potem treatmenty, mood trailer, różne wersje eksplikacji; krążyło to po studiach z cztery lata, zanim Netflix połknął haczyk. Takoż dzięki Tomkowi, który zyskał tam zaufanie "Wiedźminem".

Czy motyw zaczerpnięty ze "Starości aksolotla" był jednym z wielu, który został przedstawiony Netfliksowi? Pytam, ponieważ przed premierą "Wiedźmina" Tomasz Bagiński mówił mi: "Jest kilka rzeczy, [z polskiej fantastyki] do których chciałbym podejść. Parę książek Jacka Dukaja chętnie zobaczyłbym na ekranie".

Mamy kilka projektów na różnych etapach developmentu, ale dopóki nie podpisano umów, nie ma sensu o nich mówić.

Bagiński wspominając o wymarzonych ekranizacjach wymienił chociażby "Ruch generała" i "Irrehaare" pana autorstwa. A które tytuły pan najchętniej zobaczyłby na ekranie?

Chyba te, o których zarazem wiem, że najprawdopodobniej nie da się ich oddać obrazem i dźwiękiem – po prostu jestem ciekaw, co wyszłoby na ekranie z takiej "Linii oporu" czy "Innych pieśni".

Z drugiej strony w Polsce do tej pory najusilniej próbowano ugryźć filmowo "Xavrasa Wyżryna" i "Wrońca".

Z Tomkiem w tej chwili mamy zupełnie inne tytuły na warsztacie.

W napisach końcowych Jacek Dukaj występuje jako consulting producer. Na czym dokładnie polegała pana praca przy serialu? Czy oddając swój pomysł w cudze ręce w ogóle panu zależało, by nadal mieć nad nim kontrolę?

Te formuły – executive producer, consulting producer – wynikają z umów zawartych ze studiem i mają bardzo mały związek z realną pracą już w trakcie produkcji. Są tacy EP, którzy po podpisaniu umowy nawet maila nie wymienią z produkcją, i są tacy, co siedzą na planie dzień w dzień. W praktyce to w ogromnej mierze zależy od osobistych stosunków z showrunnerem czy reżyserem. Podobnie zakres wpływu kreatywnego.

Akurat z Jasonem George’em da się dogadać, to kumaty i sympatyczny człowiek, nie zmienia to jednak faktu, że jako showrunner i scenarzysta to on stworzył postaci i fabułę.

Ja go mogę jedynie przekonywać do pewnych rozwiązań, odwodzić od innych. Tak to wygląda na planie: przedstawiasz argumenty, czasami wychodzi na twoje, czasami nie. Siedziałem tam kilka tygodni, Tomek dłużej. Nocne zdjęcia dają jednak w kość. Teraz praca idzie mailowo, skype’owo.

Przed premierą w mediach często powtarzano hasło: "serial Bagińskiego i Dukaja".

W żadnym razie nie można mi przypisywać autorstwa serialu. Zobaczymy, jak to będzie przy kolejnych produkcjach – jakie będą warunki, jaki zakres wolności. W ogóle proces twórczy w sztukach audiowizualnych różni się diametralnie od literackiego. Pisarz jest twórcą książki, podczas gdy ani film, ani serial nie mają takiego twórcy. Powstają ze specyficznego złożenia wielu często rozbieżnych sił.

W mocnym systemie producenckim i przy dużych budżetach charakter tego złożenia potrafi przejawiać się jako coś, co metaforycznie nazywam Logosem: wiedza, procedury i struktura niejako wykorzystują i scenarzystów, i aktorów, i reżyserów, żeby stworzyć film czy serial.

Jeszcze najbliżsi sytuacji autora powieści są showrunnerzy o silnej osobistej pozycji, jak David Simon ("Prawo ulicy", "Kroniki Times Square") czy Sam Esmail ("Mr. Robot"). Ale także oni stanowią tylko składową ogromnego procesu, nie mają tej demiurgicznej władzy nad utworem, jaką pisarz ma nad książką. Scenariusz nie jest książką; jest półproduktem wrzucanym do maszyny produkcyjnej i wielokrotnie modyfikowanym w zderzeniu z ograniczeniami i chaosem rzeczywistości.

Co pan czuje, widząc ekranizację/adaptację swojej prozy?

O uczuciach nie opowiadam, nie jestem celebrytą.

To może inaczej - lubi pan oglądać, co inni autorzy zrobili z pańskim pomysłem, jak go przekształcili, zinterpretowali? Czy może nie traktuje pan takich utworów jako czegoś swojego?

Oczywiście adaptacje nie są i nie mogą być stuprocentowo wierne oryginałowi. Jeśli nie ma różnicy między filmem i literaturą, to znaczy, że to nie była literatura, tylko scenariusz wydany jako powieść.

Myślę, że większość ludzi może się wczuć w tę sytuację odnosząc ją do swojej pracy w firmie, w zespole. W jakim stopniu czują się odpowiedzialni za jej rezultaty? Na czym polega duma lub poczucie porażki przy takich przedsięwzięciach? Etyka prac zespołowych to fascynujący temat.

Sztuka wyróżnia się tu wybujałym ego twórców oraz specyficznym brandowaniem tej zespołowej twórczości, prawie zawsze fałszywym. Wielkie produkcje kinowe branduje się nazwiskiem aktora ("nowy film Toma Cruise’a"), a seriale – marką platformy ("nowy serial HBO").

Niekiedy pojawia się też kwestia zaufania. Literatura pisana z obsesji bywa rodzajem snapshotu duszy autora. Oddając ją do przetworzenia, musi zawierzyć, iż nie zbezczeszczą jej – że nie będzie musiał przeżywać siebie samego publicznie skłamanego, zbrukanego. Ale to nie jest przypadek "Into the Night"/"Kierunek: noc", nie jestem tak przywiązany do "Aksolotla".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (74)