"Hollywoodzki bonza" wynajął szpiega. Nie przewidział, jaki będzie finał
Harvey Weinstein uciszał nie tylko kobiety, które krzywdził. Zastraszał także dziennikarzy, którzy próbowali dowieść prawdy o jego przestępczych czynach, ukrywanych latami. Jeden szpieg w końcu się wysypał.
27.07.2021 12:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Hollywoodzki bonza najął elitarny zespół szpiegów do zbierania informacji o aktorach i dziennikarzach" - tak brzmiał jeden z nagłówków, które pojawiły się w mediach w 2018 r. Bonzą określa się człowieka, który zajmuje wysokie stanowisko, ma silną pozycję społeczną, władzę i mnóstwo przywilejów, z których czerpie garściami. Taki był Harvey Weinstein - latami uznawany za bóstwo w świecie show-biznesu. Aż do października 2017 r., gdy Ronan Farrow we współpracy z dziennikarzami i wydawcami pism "New York Times" i "New Yorker" opublikował porażający reportaż z zeznaniami ponad 10 kobiet, które oskarżyły Weinsteina o molestowanie seksualne, napaści na tle seksualnym i o gwałty.
Weinsteina szybko zwolniono z jego firmy producenckiej, wypisano z Brytyjskiej Akademii Filmowej i Akademii Filmowej przyznającej Oscary; ruszyło prokuratorskie śledztwo, a jego żona ogłosiła, że chce rozwodu. Mało kto wie, jak desperackie działania podejmował Weinstein, by nie utonąć w przypływie tych wszystkich oskarżeń. W dwóch ostatnich odcinkach hitowego "Złap i ukręć łeb" Farrow ujawnia, do czego posunął się producent.
- To przerażający człowiek. Potrafi ci wmówić, że jest twoją jedyną szansą, okazją i że jeśli nadużyjesz jego życzliwości lub zachowasz się nielojalnie, to on zgotuje ci piekło - mówi Farrowowi Ally Canosa, producentka i jedna z ofiar Weinsteina.
Ally ujawniła, że była wielokrotnie gwałcona i molestowana w ciągu siedmiu lat pracy dla biznesmena. Canosa znalazła w sobie potężną odwagę, by powiedzieć prawdę o przestępstwach, jakich dopuszczał się majętny, popularny i uwielbiany producent, któremu aktorzy i aktorki dziękowali częściej niż samemu Bogu. W poprzednich odcinkach serii HBO - "Złap i ukręć łeb" - swoimi historiami podzieliły się m.in. aktorka Ambra Battilana Gutierrez, która nagrała Weinsteina, gdy próbował ją na siłę wciągnąć do swojego hotelowego pokoju, a także jego była asystentka Rowena Chiu, którą próbował zgwałcić.
W dwóch ostatnich odcinkach serii Ronan Farrow rozmawia z dziennikarzami i wydawcami, dzięki którym reportaż o krzywdzie tych kobiet mógł ujrzeć światło dzienne. Dużo mówi się o efektach jego śledztwa, o fali #metoo i w końcu o tym, że dzięki zeznaniom kobiet Weinstein został skazany na ponad 20 lat więzienia (a może czekać go wyrok 140 lat pozbawienia wolności w nowym procesie). Niewiele jednak uwagi poświęca się desperackim, ale dość przerażającym próbom Weinsteina, by zataić cały skandal.
Jedno to groźby i pozwy, które spływały do Farrowa i redakcji "The New Yorkera", która odważyła się zająć sprawą producenta. Weinstein i jego prawnicy wynajęli prywatnego detektywa, który miał zbierać brudy na dziennikarza.
"Ta sprawa mi śmierdziała"
Farrow był śledzony przez Rosjanina Romana Khaykina i jego współpracownika - Igora Ostrowskiego, z pochodzenia Ukraińca. Ostrowski nie rozumiał, dlaczego jego przełożony ukrywał, kto zlecił zbieranie informacji o dziennikarzu. Szybko domyślił się, że musiał być nim Harvey Weinstein.
Oni go śledzili, a Farrow w tym czasie publikował nowe reportaże o agencji wywiadowczej Black Cube. Ta brytyjsko-izraelska organizacja tworzona m.in. przez byłych agentów Mosadu próbowała znaleźć haki na innych dziennikarzy, którzy zajmowali się sprawą producenta-gwałciciela. Dla Ostrowskiego stało się więc jasne, kto jest jego zleceniodawcą.
- Ta sprawa mi śmierdziała, więc postanowiłem wszystko dokumentować - przyznaje Ostrowski, który w lipcu 2017 r. skontaktował się z Farrowem. Przeszedł tym samym na "drugą stronę frontu".
Facet, który miał donosić o każdym ruchu Farrowa, zbierać dyskredytujące go informacje, sam zadzwonił do dziennikarza i ujawnił, do czego posuwa się Weinstein. "Hollywoodzki bonzo" zachowywał się jak czarny charakter ze szpiegowskiego thrillera - korzystał z usług agencji wywiadowczych, wyszkolonych agentów, o czym więcej można przeczytać w WP Magazynie.
Spotkali się w piwnicy restauracji, gdzie nie było zasięgu. Ostrowski zdradził, że obserwował dom Farrowa, fotografował go z ukrycia, śledził każdy jego ruch, a także nielegalnie śledził dane logowania jego telefonu. W ten sposób detektywi wiedzieli, w którym miejscu znajduje się Ronan.
Uczciwy agent
Ostrowski przyznaje w "Złap i ukręć łeb", że gdy zorientował się, że Farrow nie jest niebezpieczny, a jedynie wykonuje swoją dziennikarską pracę, zdecydował się z nim skontaktować i utopić cały wysiłek Weinsteina, by zdyskredytować Ronana.
- Nie było mowy, żebym pomagał komuś, kto próbuje zataić prawdę, uciszyć informatorów i uniknąć odpowiedzialności - mówi w ostatnim odcinku serii.
- Nie wiedziałem, czy będą mnie ścigać, czy wypłynie moje nazwisko, czy muszę się bać, że zepchną mnie z drogi, albo będę miał inny dziwny wypadek. Dlatego nie chciałem ujawniać nazwiska. Ale gdybym niczego w tej sprawie nie zrobił, to dałbym przyzwolenie na atak na media. Sposób życia, w który wierzę, mógłby zostać zmieniony. Nieodwracalnie - komentuje Ostrowski (poniżej jego zdjęcie z instagramowego profilu).
Od 27 lipca można obejrzeć dwa nowe odcinki "Złap i ukręć łeb", którymi HBO kończy świetnie przyjętą serię pełną wstrząsających relacji kobiet, prawników i dziennikarzy.
Ta historia pokazuje, że jedno to odwaga ofiar drapieżników takich jak Weinstein, a drugie - starcie z potężną machiną, która próbuje "ukręcić sprawie łeb". Przeciwko ujawnieniu tego seksskandalu były sztaby prawników, wielka korporacja telewizyjna, jej dyrektorzy, którzy działali tak, jak zagrał im jeden człowiek.
Końcówka serii pokazuje, jak blisko było do tego, by skandal zamieciono pod dywan. Jak dzięki nakładom gotówki można było manipulować mediami. A to, w Polsce, w kraju plasującym się na 64. miejscu w rankingu wolności prasy (na 180 uwzględnianych państw) i ogarniętym debatą o "lex TVN", powinno nam dać sporo do myślenia. Czy Weinstein byłby dziś w więzieniu, gdyby nie niezależne media?