Lis gorzko o zarobkach w TVP. "Tyle, co nic"
Hanna Lis należy do osób, które nie boją się otwarcie rozmawiać o finansach. Dziennikarka podkreśla często, jakie są dysproporcje zarobków kobiet i mężczyzn. Wróciła też do czasów, kiedy pracowała w TVP. Różowo nie było.
06.06.2022 | aktual.: 06.06.2022 15:06
Hanna Lis dziś jest marką samą w sobie i od lat utrzymuje się w czołówce rodzimych dziennikarzy. Choć nie jest tak aktywna zawodowo jak przed laty, nadal jest na topie. Prezenterka może pochwalić się niebagatelnym doświadczeniem. Mówi otwarcie nie tylko o swoich kwalifikacjach zawodowych, ale i o zarobkach.
Bo Hanna Lis należy do tego grona znanych kobiet (do którego należy też choćby Joanna Przetakiewicz), które mówią wprost o pieniądzach. Nie tylko o tym, jak je zarobić, ale i o tym, że wciąż w wielu branżach nagminne są dysproporcje w płacach mężczyzn i kobiet wykonujących niejednokrotnie te same obowiązki.
Prezenterka podzieliła się swoim doświadczeniem w rozmowie z Plejadą. Wróciła wspomnieniami do początków kariery, które, delikatnie mówiąc, nie były różowe. Jeszcze pracując jako dziennikarka, a później wydawczyni w TVP, widziała, że różnice w zarobkach były kolosalne. A to nie wszystko.
- Jako młoda dziewczyna zaczęłam pracować w "Teleexpressie" i zarabiałam tyle, co nic. Dosłownie. W dodatku na totalnych umowach śmieciowych, dlatego że ja przez cały okres swojej pracy w Telewizji Publicznej nigdy nie miałam etatu, nigdy nie miałam umowy o pracę - dodała.
Lis przyznała, że jak wielu kolegów i koleżanek z branży przez lata pracowała na tzw. śmieciówkach, czyli najczęściej na umowę o dzieło. - Później dało mi do myślenia, dlaczego ja się na to godziłam. Później już jako bardziej ukształtowana, pewna siebie, dorosła osoba potrafiłam więcej egzekwować i mówić o pieniądzach - podsumowała.