Gwiazdy "Tokyo Vice" zdradzają kulisy serialu. "Doszło do sytuacji bez precedensu"

- W Japonii najpierw prosi się o pozwolenie, zanim się cokolwiek zrobi. Dla Amerykanina, który przyzwyczajony jest, że najpierw się robi, a potem błaga o przebaczenie, to coś zupełnie innego - mówi w rozmowie z WP Ansel Elgort, gwiazda hitu HBO "Tokyo Vice".

"Tokyo Vice" wrócił z drugim sezonem. Dostępne są już dwa pierwsze odcinki
"Tokyo Vice" wrócił z drugim sezonem. Dostępne są już dwa pierwsze odcinki
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

Fani filmów i seriali dostali już tyle produkcji o wojnach policjantów z przestępcami, że ciężko znaleźć niszę, która będzie na tyle atrakcyjna dla widzów, że przed telewizorami zasiądą prawdziwe tłumy. A jakby wziąć na warsztat prawdziwą historię młodziutkiego Amerykanina, który postanawia zatrudnić się w największej, prestiżowej japońskiej gazecie i śledzić zbrodnie popełniane przez yakuzę? Takiego zadania podjął się J.T Rogers i w 2022 r. zaserwował widzom pierwszą serię "Tokyo Vice" - kryminału na podstawie książki reportera Jake'a Adelsteina.

- Na początku traktowałem to jako przygodę w egzotycznym kraju, ale przerodziło się to w najważniejsze doświadczenie mojego życia - mówi w rozmowie z WP Ansel Elgort, który w serialu wciela się w postać Adelsteina. Razem z Kenem Watanabe, zdobywcą Oscara za rolę w "Ostatnim samuraju" opowiadają o fenomenie "Tokyo Vice" i pracy nad drugim sezonem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Drugi sezon "Tokyo Vice" jeszcze mroczniejszy

- W pierwszym sezonie postaci miały swoje głęboko skrywane tajemnice, ale prawdziwa historia zaczyna się właśnie w drugiej odsłonie. Myślę, że to powinno naprawdę przyciągnąć jeszcze większą widownię do naszej produkcji - mówi nam Ken Watanabe, który w "Tokyo Vice" wciela się w Hiroto Katagiri, tokijskiego policjanta, który chce za wszelką cenę rozprawić się na dobre z yakuzą, która wykańcza Tokio od środka.

- Ja bym pokusił się o stwierdzenie, że w pierwszym sezonie Jake jest zbyt blisko yakuzy. Czerpie korzyści z kontaktów z gangsterami, ale obawia się, że będą oni chcieli przysług za to, co dla niego zrobili, co uświadamia mu Katagiri. "Tokio Vice" pokazuje, jak pociągający dla młodych ludzi jest świat przestępców, którzy próbują rekrutować tych młodych ludzi, dając im odrobinę władzy i wciągając w mroczne biznesy - dodaje chwilę później Ansel Elgort.

Elgort, znany widzom z takich produkcji jak "Baby Driver" czy serii "Niezgodna", w "Tokyo Vice" gra pierwsze skrzypce. Aktor do roli musiał nauczyć się japońskiego - i to na tyle dobrze, by móc improwizować niektóre swoje kwestie. Jego przygotowanie do roli może robić naprawdę ogromne wrażenie.

- Prawdą jest też to, że przed startem produkcji pierwszego sezonu musiałem nauczyć się bycia dziennikarzem, ale też nauczyć się nieco sztuk walki. Teraz to kontynuuję. Do dziś uczę się japońskiego przez cztery godziny dziennie. Skupiam się na tym, by pisać po japońsku. W serialu jest kilka scen, w których Jake zapisuje coś po japońsku i to ja to naprawdę robię przed kamerami, by jak najbardziej uwiarygodnić tę historię - opowiada.

Co "Tokyo Vice" wniosło do jego życia? - Och, tak wiele. Na początku traktowałem to jako przygodę w egzotycznym kraju, ale przerodziło się to w najważniejsze doświadczenie mojego życia - słyszymy.

- Mogłem nie tylko nauczyć się języka, ale dostać wiele lekcji japońskiej kultury. Wiele się we mnie dzięki temu zmieniło. Nauczyłem się cierpliwości, szanowania wszystkich wokół mnie, przestrzegania zasad bez kwestionowania ich nawet wtedy, gdy ich nie rozumiem. W Japonii najpierw prosi się o pozwolenie, zanim się cokolwiek zrobi. Dla Amerykanina, który przyzwyczajony jest, że najpierw się robi, a potem błaga o przebaczenie, to coś zupełnie innego. Tu jak nigdzie indziej respektuje się granice drugiej osoby - mówi nam.

"Tokyo Vice"
"Tokyo Vice"© Materiały prasowe

"Tokyo Vice" nie uniknęło kontrowersji

Serial zrobił furorę wśród serialomaniaków. Po pierwsze - ludzi przyciągnęło nazwisko Michaela Manna, który stał za reżyserią pierwszego odcinka. Po drugie - twórcy pokazują Tokio lat 90., tak inne od tego współczesnego, które przesiąknięte jest nowymi technologiami. I po trzecie - scenariusz powstał na bazie prawdziwej historii, którą Jake Adelstein opisał w książce "Człowiek yakuzy. Sekrety japońskiego półświatka".

Książka całkiem nieźle przyjęła się na świecie, ale w samej Japonii już tak ciepło nie było, bo pojawiły się próby blokowania wydawania tej pozycji. Adelstein opisywał w końcu przestępczy światek stolicy. Pokazywał nieudolność policji, korupcję na masową skalę, a kto pamięta finał pierwszego sezonu to wie, że także powiązania polityków z yakuzą i ich zbrodniami. Jak więc serial przyjęto w Japonii?

- Wowwow, nasz partner w Japonii, który produkuje rodzime seriale, przyznał nam, że ich budżet na jeden odcinek jakiegoś serialu wynosi ok. 250 tys. dolarów. Z kolei na "Tokio Vice" przeznaczone jest ok. 10 milionów dolarów na jeden odcinek. Wielu Japończyków, którzy obejrzeli naszą historię, doceniło ten wkład w jakość. Niejednokrotnie słyszałem opinie, że Japończycy doceniają to, jak realistycznie został przedstawiony ich kraj i że w produkcję zaangażowani są ich rodacy - opowiada Elgort.

I dodaje: - Wielu Amerykanów, którzy przyjechali tu, by kręcić swoje historie, łamali zasady, kradli ujęcia, filmowali bez zgody władz i niszczyli reputacje innym zagranicznym twórcom. My staraliśmy się za wszelką cenę przestrzegać zasad, co procentowało. Doszło do sytuacji bez precedensu. Niespotykane jest, by zagraniczne ekipy filmowe miały tak ułatwiony dostęp do różnych miejsc, a wręcz miały administracyjne pozwolenia na to, by kręcić tam, gdzie na co dzień nie da się tak łatwo wejść z kamerą.

Ken Watanabe zaś z przekąsem przyznaje: - Popularność pierwszego sezonu sprawiła, że mnóstwo osób chciało zobaczyć takie Tokio, jakie pokazujemy w serialu. Piękne, ale i bardzo mroczne, z różnymi zakamarkami, o których nie przeczyta się w przewodnikach. Po premierze "Tokio Vice" podróżowałem trochę po Stanach, po Europie i wszyscy pytali mnie o to, co będzie dalej w serialu i czy oddaje on prawdę o Tokio. Ja bym przyznał szczerze, że Tokio jest zdecydowanie spokojniejsze, niż może się to wydawać po obejrzeniu naszej produkcji.

"Tokyo Vice"
"Tokyo Vice"© Materiały prasowe

Gwiazdy i yakuza

Jak mówi Elgort, kręcenie serialu było niezwykłym przeżyciem. Szczególnie ciekawie było podczas kręcenia drugiego sezonu, bo ekipa nie była już tak anonimowa w Tokio, jak przy pierwszym. - W Japonii nie ma paparazzi, a fani serialu może co najwyżej pomachają, ale w życiu nie będą się narzucać i robić awantury, by zrobić sobie zdjęcie z gwiazdą. Ciekawie było, gdy w bardzo zatłoczonych miejscach, jak Shibuya, spotykaliśmy turystów. "Widziałem cię w pierwszym sezonie, a teraz ty tu jesteś??" - krzyczeli z niedowierzaniem, a ja chwilę później musiałem im pokazać, że właśnie kręcimy, że tam stoi kamera i wszystko nagrywa - opisuje aktor.

Elgort i Watanabe zgodnie przyznają, że siłą "Tokyo Vice" jest zanurzenie się w Tokio lat 90., wierne oddanie japońskiej kultury, pokazanie prawdziwego obrazu Japończyków, a nie jakiegoś wyobrażenia Amerykanów o nich. A co z yakuzą? Czy ona kręci widzów?

- Myślę, że widzowie nie tyle interesują się tematami przestępczości i zbrodni, ale pociąga ich obraz lat 90. Japonii, która jest w dużej mierze jeszcze analogowa. Nie ma na każdym kroku telefonów komórkowych, nie ma internetu. Młodzi mogą w naszym serialu zobaczyć, jak to było kiedyś, bo dla młodego pokolenia lata 90. to dawne, nieznane im czasy, które są bardzo interesujące - mówi Watanabe.

- W historiach o przestępcach tak naprawdę przecież chodzi o władzę. Chodzi o to, kto pociąga za sznurki w społeczeństwie. Czy to yakuza, czy włoska mafia - rządzą w sposób zorganizowany, to znaczy opierają się na pewnych zasadach i w określony sposób wykorzystują swoje możliwości na tyle, ile mogą. Policja tymczasem próbuje z nimi walczyć i pokazywać, że to ona ma prawdziwą siłę. Ten balans władzy pomiędzy dwiema stronami jest myślę tym, co najbardziej interesuje widza - dodaje Elgort.

Drugi sezon "Tokyo Vice" jest już dostępny na HBO. Można oglądać dwa pierwsze odcinki serii. Co czeka widzów w tej odsłonie historii?

Watanabe mówi: - Katagiri będzie musiał zaakceptować fakt, że został odsunięty od walki z yakuzą i nie może już tak prowokować, jak w pierwszym sezonie. Ma na szali coś bardzo cennego. Ale dobrze wykorzysta dany mu czas.

Elgort zaczyna zaś wyliczać: - Jake będzie pokonany. Będzie przestrzegał zasad. Zakocha się. Będzie miał złamane serce. Będzie odnosił sukcesy. Właśnie dlatego mamy aż 10 godzin oglądania.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialach, które "ubito" zdecydowanie za wcześnie oraz wymieniamy te, które powinny pożegnać się z widzami już kilka sezonów temu. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w AudioteceOpen FM.

Źródło artykułu:WP Teleshow
tokyo viceserialhbo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)