Fryderyk Festiwal 2023. Nergal się nie hamował. Uderzył na gali w Kościół i PiS

Tegoroczna gala rozdania Fryderyków bez dwóch zdań przejdzie do historii. Wieczór zdominował Mrozu, ale najmocniejszy akcent padł na koniec. Nergal nie gryzł się w język, uderzając w Kościół i PiS.

Nergal ze sceny uderzył w kościół i PiS
Nergal ze sceny uderzył w kościół i PiS
Źródło zdjęć: © AKPA | Filip Radwanski
Urszula Korąkiewicz

23.04.2023 | aktual.: 23.04.2023 21:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeśli przyjrzeć się historii Fryderyków, najmocniej zapisują się w niej te edycje, w których artyści dają upust swojej nieposkromionej naturze i nierzadko ciętemu językowi. Nie trzeba sięgać daleko pamięcią - wystarczy wspomnieć wypowiedź Krzysztofa Zalewskiego z 2021 r. o znamiennych ośmiu gwiazdkach. Tym razem manifesty ani ostre słowa ze sceny nie padały. Ustąpiły miejsca żartom i kurtuazji. Tak było do czasu, aż na scenie nie pojawił się Nergal.

Obecność Behemotha na gali wzbudzała niemałe ożywienie. Zarówno wśród widzów, jak i zaproszonych gości, chociaż to nie pierwsze Fryderyki zespołu ani nawet nie pierwsza nagroda. A jednak docenienie formacji za ostatni album "Opus Contra Naturam" zaskoczyło nawet Nergala. Odbierając statuetkę stwierdził dowcipnie: "naprawdę wierzyłem, że te historie są zaplanowane wcześniej". Być może faktycznie nie był pewien, czy nagroda powędruje do jego zespołu, ale nie miał żadnych wątpliwości, jaką mowę wygłosić ze sceny.

- Chcielibyśmy przede wszystkim podziękować naszym fanom. Dziękujemy wam, legiony Behemoth! - mówił, spotykając się z gromkim aplauzem. - Nie dziękujemy Bogu, nie dziękujemy polskiemu Kościołowi Katolickiemu. Wiecie, co PiS i wiecie, co Konfederację. Wszystkiego dobrego. Dziękujemy bardzo - dodał, przy aplauzie publiczności. Na odchodne rzucił jeszcze: "hail satan". Wszystko rzecz jasna było nadawane na żywo, zatem wystąpienie nie mogło być wycięte ani w żaden sposób ocenzurowane.

O ile Nergal mógł nie spodziewać się wygranej, to organizatorzy i zebrani w Arenie Gliwice mogli przewidzieć, że nie będzie gryzł się w język. Nie bez powodu zapewne też statuetka za metalowy album roku została wręczona na koniec uroczystości. Tak płomienne (dosłownie) przemówienie bez dwóch zdań przyćmiłoby całą galę.

Wzruszenia i pamiętne mowy

Tymczasem zaskoczeń i momentów godnych uwagi było znacznie więcej. Największym zwycięzcą wieczoru był Mrozu, który kompletnie zdominował imprezę, zdobywając aż pięć statuetek. - Od lat byłem nominowany i nie udało mi się wygrać. Jakoś mnie ta nagroda omijała - mówił, odbierając statuetkę dla najlepszego producenta roku. Od co najmniej 2009 r. czekał na taki moment. Teraz nie będzie miał wątpliwości - został doceniony aż pięciokrotnie. Nagrodę za album roku pop zadedykował nieżyjącemu tacie, tę dla artysty roku – fanom.

Po raz kolejny została nagrodzona także Brodka. Trzeci raz z rzędu w tej samej kategorii, choć nie tego samego wieczoru. Rok po roku jest wyróżniana za reżyserię teledysków. Nie omieszkała więc wykorzystać swoich pięciu minut. - Dedykuję ją dla wszystkich kobiet za kamerami, które są niedoceniane i muszą pchać tę swoją karierę. Jestem jedną z nich - mówiła ze sceny. Zdobyła także statuetkę za najlepszą płytę roku w kategorii alternatywa.

O bezkompromisowości mówiła ze sceny, odbierając nagrodę Ewa Bem, wyróżniona jazzowym Złotym Fryderykiem za całokształt twórczości. Wyraźnie wzruszona zadedykowała statuetkę swoim bliskim, mężowi i córkom. Podziękowała także najbliższym współpracownikom, którzy prowadzili ją przez ostatnich 50 lat, "pozwalając iść własną drogą, nie bacząc na mody i oczekiwania, po prostu być sobą". Dodała też z właściwym dla siebie wdziękiem, że jeśli chodzi o muzyczną karierę, z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Znacznie bardziej oszczędny w środkach był Dawid Podsiadło, który zwyczajnie podziękował ze sceny za obie statuetki. Chociaż to on wyprzedaje stadiony, tym razem musiał oddać pole do popisu tegorocznemu rekordziście - Mrozowi. Dwa razy została wyróżniona także nieobecna sanah, do której trafiły statuetki dla artystki roku i za płytę "sanah śpiewa poezyje". Dwukrotnie został nagrodzony także Zespół Pieśni i Tańca Śląsk - bo gdzie, jeśli nie na Śląsku właśnie i za co, jeśli nie za płytę korzeni – jubileuszową, wydaną z okazji 70-lecia istnienia. Został doceniony jako zespół również z Miuoshem za wyjątkową płytę "Pieśni współczesne".

W największym skrócie można powiedzieć, że tegorocznej gali rozdania Fryderyków przyświecał eklektyzm. Z mocnym ukłonem w stronę historii muzyki rozrywkowej. Nie bez znaczenia w końcu pozostaje fakt, że statuetka za najlepszy album roku powędrowała do Dezertera, za płytę "1986. Co będzie jutro?" z utworami pochodzącymi z dzikiej, wówczas nielegalnej sesji nagraniowej. Akademia Fonograficzna doceniła również artystę, który wniósł ogromy wkład w muzykę rozrywkową i filmową. Złotym Fryderykiem wyróżniono, niestety już pośmiertnie, Andrzeja Korzyńskiego. Nagrodę w jego imieniu odebrało dwóch wnuków, fundując widzom jeden z bardziej wzruszających momentów wieczoru.

Od sasa do lasa, czyli od Feela do Behemotha

Trudno się oprzeć wrażeniu, że po pandemicznym przestoju organizatorzy Fryderyków postawili na rozmach. Po ubiegłorocznym festiwalowym powrocie w Szczecinie, Fryderyk zawitał do Gliwic z jeszcze większą pompą. Sam dobór występujących artystów wskazywał jasno na to, że kapituła otworzyła się na różnorodność. Wyróżnienia doczekała się w końcu Doda – nominowana pierwszy raz od 20 lat (w 2002 r. otrzymała ją za "nową twarz fonografii") za album roku pop, głośną "Aquarię". Statuetki wprawdzie nie dostała, ale jej krótkie, rasowe show zasługuje na osobny wątek. Były fajerwerki, dosłownie i w przenośni.

Mrozu zdobył pięć Fryderyków
Mrozu zdobył pięć Fryderyków© AKPA | AKPA

Szkoda tylko, że nie wszystkie występy i nie wszystkie nominacje weszły do głównej transmisji na antenie TVN (pierwsza część pokazywana była wyłącznie w sieci). Bo był to prawdziwy kalejdoskop. I tak w Arenie Gliwice można było podziwiać pełen przekrój najpopularniejszych polskich artystów. Od sióstr Przybysz, z których Natalia ostanią płytą złożyła hołd Korze, a Paulina Breakoutowi, po Sarę James. Przez wdzięczne duety – mocne kobiece głosy Bovskiej i Lanberry czy oniryczny duet Bokki i Ani Leon, zderzenie doświadczenia z młodością w postaci T.Love i Kasi Sienkiewicz, po chętnie używane przez akademię "nowe wykonanie" - tym razem "Gdybyś kochał, hej" w wersji zespołu Feel. Przez energię Mroza, bezczelny wdzięk Szczyla, magnetyzm Brodki po mroczny teatr Behemotha. Chociaż... kalejdoskop to mało powiedziane. Ale czy można dosadniej zaakcentować, jak szeroką paletą barw maluje się polski rynek muzyczny? Raczej nie.

Źródło artykułu:WP Teleshow
fryderykinergalmrozu
Komentarze (792)