Finał "Westworld" dał tyle samo nowych pytań, co odpowiedzi

Jedna z najszerzej komentowanych od czasów "Gry o tron" produkcji HBO szybko zjednała sobie miliony widzów i wiernych fanów. Producenci, by ich nie zawieść, postanowili na finał pierwszego sezonu zaserwować prawdziwą ucztę - dziesiąty, finałowy odcinek trwał półtorej godziny. Co się wydarzyło? (Uwaga, spojlery!)

Finał "Westworld" dał tyle samo nowych pytań, co odpowiedzi
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Aleksandra Pajewska

06.12.2016 | aktual.: 06.12.2016 15:52

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zbiegające się w pierwszym sezonie wątki Dolores, Williama, Teddy'ego, Arnolda, Forda, Meave i wielu innych bohaterów wreszcie zmierzają do wielkiego finału. W ostatnim odcinku wiele się dowiadujemy, wychodzi na jaw kilka do tej pory skrywanych sekretów, ale zostaje też wiele znaków zapytania, które są oczywiście zgrabnym wybiegiem w stronę drugiego sezonu serialu.

Wielu odpowiedzi widzowie mogli domyślić się już wcześniej - choćby tego, że narracja prowadzona przez Dolores dzieje się w różnych liniach czasowych. Co za tym idzie, William, którego pokochała podczas jego pierwszej wizyty w Westworld, obecnie jest czarnym charakterem, którego nienawidzi. Postać grana przez Eda Harrisa - do tej pory określana mianem mężczyzny w czerni - zyskała imię. Okazuje się również, czego także wiele osób się spodziewało, że jest on właścicielem większości parku.

Z kolei oczekiwany czarny charakter - Wyatt - to w rzeczywistości sama Dolores. Już w poprzednich odcinkach okazało się, że Bernard jest zbudowaną przez Forda mechaniczną wersją Arnolda, którego głos towarzyszy hostom. W finale wyjaśniają się okoliczności przemiany Dolores i śmierci Arnolda, które są złączone. To główna bohaterka zastrzeliła wspólnika Forda, choć właściwie był oto samobójstwo przy użyciu hosta - gdyż sama Dolores nie miała wyboru i czyniła to, co podszeptywały jej polecenia, które później uznała za głosy w swojej głowie.

Obraz
© Materiały prasowe

Wielu szczegółów widzowie domyślali się wcześniej dzięki zostawianym przez scenarzystów wskazówkom w kolejnych odcinkach. Wystarczyło je uważnie oglądać i wyłapywać smaczki, jednak finał okazał się zaskakujący w swoim kulminacyjnym punkcie - nowej narracji Forda, na którą wszyscy czekali. Wyjaśniło się także, dlaczego żadne ruchy ze strony zarządu nie robiły na nim wrażenia - od początku zmierzał do zaplanowanego przez siebie wielkiego finału i - tak jak wskazywała jego postawa - niczego nie miał zamiaru pozostawić przypadkowi, a zwłaszcza zadbał o to, by nie oddać dzieła swego życia korporacji. W wielkim finale oddaje też hołd swemu zmarłemu przyjacielowi - Arnoldowi, odchodząc w identyczny sposób.

Gdy Dolores zaczyna zabijać członków zarządu Westworld, zaproszonych na premierę nowej narracji, staje się jasne, że już nic nigdy nie będzie takie samo, co daje nadzieję, że drugi sezon będzie równie zaskakujący i oryginalny, co pierwszy. HBO podało, że "Westworld" w sumie zgromadził przed telewizorami blisko 12 milionów widzów, tym samym pobił wszelkie rekordy oglądalności, w tym wyniki hitu "Gra o tron".

Równolegle śledzimy - dla mnie dużo ciekawszy - wątek ucieczki Meave. Udało jej się przekonać ludzi do pomocy, zdobyć i podrasować hostów jako pomocników, wreszcie obmyślić plan ucieczki, który w ostatnim odcinku wciela w życie. W pewnym sensie oczywiście. Udaje jej się opuścić Westworld, przy okazji morduje z zimną krwią całą bandę pracowników - czyli w jej mniemaniu oprawców. Trafia do pociągu i... zawraca. Jej wielka ucieczka jest o tyle zaskakująca, że okazuje się od początku do końca zaplanowana przez Forda i wpisana w jej narrację, czego oczywiście nie chce przyjąć do wiadomości. Podczas jej ucieczki dowiadujemy się o istnieniu innego świata, Southworld, w którym zamiast kowbojów królują samuraje, co oczywiście nasuwa wnioski, że światów może być nieskończona ilość. To z kolei może dać nadzieję na spełnienie marzeń fanów, którzy domagają się od HBO "crossovera" między "Westworld" i "Grą o tron". Sam George R.R. Martin uznał to za świetny pomysł i ponoć dał zielone światło dla odcinka, w którym spragnieni wrażeń turyści będą mogli wykupić wakacje w świecie wzorowanym na Westeros. Ale to póki co zostanie w sferze domysłów i pobożnych życzeń.

Obraz
© Materiały prasowe

To, co może być zarzutem do ostatniego odcinka, to rozwleczenie akcji do maksimum. Rozumiem chęć dania widzom czegoś wyjątkowego, czegoś więcej i wrażenia oglądania filmu, nie serialu. Momentami jednak można odnieść wrażenie, że fabuła została celowo rozciągnięta tylko po to, by wydłużyć czas przed telewizorem. Warto pamiętać że czasem mniej, znaczy więcej.

W finale pierwszego sezonu "Westworld" Ford zaplanował wszystko po mistrzowsku i niczego nie pozostawił przypadkowi. Labirynt okazuje się kluczem do uwolnienia hostów. Finał rodzi zatem najważniejsze pytanie: wolni - i co dalej? Jeśli wierzyć zapewnieniom HBO, przyjdzie nam poczekać na drugi sezon do 2018 roku. Jeśli jednak ma być tak dopracowany, wielowątkowy i wciągający jak pierwszy, to warto uzbroić się w cierpliwość.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Komentarze (2)