Film mrozi krew w żyłach. Opowiedzieli o zabójstwie dziennikarki
Miała na imię Kim Wall i była odważną, nieustępliwą dziennikarką, która pracowała dla popularnych światowych mediów. Jej życie zostało brutalnie przerwane 10 sierpnia 2017 r. Kim została zabita, a jej ciało poćwiartowane. - Dowiedzieliśmy się w sądzie rzeczy, których nigdy bym sobie nie wyobraziła – opowiada jedna z reporterek nowego filmu dokumentalnego "Undercurrent" na HBO Max.
Autorka dokumentu o Kim Wall mówi: "wschodząca gwiazda". Pracowała dla "Guardiana", "Time", "New York Timesa". Opisywała sytuację na Haitii, w Korei Północnej, jeździła do Chin czy do państw afrykańskich, by relacjonować najróżniejsze wydarzenia, opowiadać o prawach człowieka, ekologii, popkulturze. 10 sierpnia 2017 r. Kim zginęła podczas przygotowywania reportażu o łodzi podwodnej i jej twórcy – Peterze Madsenie. Wsiadła do łodzi, pomachała partnerowi i za kilka godzin ona i Madsen mieli być z powrotem. Nigdy nie wróciła.
W ciągu następnych dwóch tygodni wyszło na jaw, że Peter Madsen zabił, poćwiartował zwłoki Kim, a następnie zatopił łódź, by zniszczyć wszystkie dowody zbrodni. Do sprawy wróciła reżyserka Erin Lee Carr i w dwuczęściowym dokumencie "Undercurrent: Zaginięcie Kim Wall" opowiada tę przerażającą zbrodnię, oddając sprawiedliwość zmarłej dziennikarce.
Celebryta i dziennikarka
W "Undercurrent" nikt nie daje przestrzeni na mizoginię i seksistowskie komentarze na temat tego, dlaczego dziennikarka w ogóle wsiadła do łodzi podwodnej i wypłynęła z Madsenem na otwarte wody. On był znanym wynalazcą, o którym pisano reportaże, książki i który udzielał wielu wywiadów w mediach. Nazywano go nawet skandynawskim Elonem Muskiem, choć to akurat spore wyolbrzymienie. Madsen i jego łódź to był jej temat, który miała zrealizować. Komentujące tę straszną historię dziennikarki przyznają same wprost, że one też wsiadłyby do łodzi. Nic dziwnego.
- Odebrano ją z tego świata aktem przemocy, przez mężczyznę i wydarzyło się to w jednym z najbezpieczniejszych państw. Podróżowała po świecie i była w tak zwanych niebezpiecznych miejscach, ale była odważna i pewna siebie, i nie chciała być ograniczona przez "zagrożenie dla kobiet". Zdecydowała się wyrwać z tych łańcuchów i wykonywać swoją pracę i żyć swoim życiem. Pracowała na całym świecie, a tymczasem niemal na swoim podwórku musiała natrafić na tę przemoc. I szczerze uważam, że ona byłaby pierwszą osobą, która by to wytknęła – mówi Sriya Coomer, przyjaciółka Kim.
W pierwszej części filmu możemy poznać Kim i prześledzić to, co działo się dzień po dniu w sprawie jej zaginięcia. Wypowiadają się policjanci i strażnicy, którzy odkrywali szczegóły zbrodni. I dla nich było to traumatyczne przeżycie, bo w ciągu kilkunastu dni wyławiali z wód kolejne części ciała Kim Wall.
- Dowiedzieliśmy się, że została poćwiartowana z premedytacją i to sprawiło, że to wszystko stało się jeszcze gorsze – komentuje jedna z dziennikarek, które relacjonowały sprawę śledztwa.
Największą tajemnicą był powód
W drugiej części filmu rzucone jest więcej światła na postać Petera Madsena. Reporterki, które opisywały tę straszną zbrodnię, przypominają przed kamerami, że Madsen wyciął wcześniej kawałki rur, w których następnie umieścił kawałki ciała swojej ofiary tak, by zatrzymały się pod wodą i by nikt ich nie odkrył.
Na kilka miesięcy przed zabiciem Kim odkrywał świat przemocy seksualnej. Wysyłał różnym kobietom SMS-y, których treść odczytano w sądzie. "Zwiążę cię i przebiję rożnem", "Wtedy biorę nóż i patrzę na twoją szyję, gdzie jest tętnica". Pisał, że chce zamordować dla przyjemności. Próbował namówić niejedną kobietę, by wsiadły z nim do łodzi, by mogli być sam na sam. Bez świadków.
- Kim Wall znalazła się w złym miejscu, w złym czasie – mówi jedna z kobiet, które zeznawały przeciwko Madsenowi.
Madsen stawał się coraz bardziej brutalny. Na 24 godziny przed spotkaniem z Kim oglądał na swoim laptopie film ukazujący torturowanie i morderstwo kobiety.
Choć w sądzie nikt nie miał wątpliwości, że wynalazca jest odpowiedzialny za brutalne morderstwo, on próbował przedstawiać wersje wydarzeń, w których jego wina się rozmywała. Jeszcze przed procesem twierdził, że porzucił Kim na brzegu i rozstali się. Potem, że zmarła od uderzenia głową we właz. Przed sądem snuł trzecią teorię o zatruciu tlenkiem węgla. Eksperci wiedzieli, że to niemożliwa do zaistnienia w tamtych warunkach bzdura.
Pytany o to, dlaczego tak często zmieniał wersje wydarzeń tłumaczył, że chce chronić rodziców Kim przed "straszną prawdą". Chciał im dać poczucie, że to była nagła śmierć. W trakcie procesu wyszło na jaw, że wynalazca-celebryta był psychopatą ze skrajnymi, seksualnymi fantazjami. Interesował się tzw. czarnymi stowarzyszeniami, które organizują imprezy, gdzie ludzie się przebierają oraz fetyszami.
28 kwietnia 2018 r. Peter Madsen został uznany winnym morderstwa z premedytacją, napaści seksualnej i zbezczeszczenia zwłok. Skazano go na dożywocie, co w Danii nie dzieje się zbyt często. W mediach podkreślano, że to historyczny wyrok. Ale to nie był koniec sprawy.
Powód morderstwa pozostał tajemnicą. Poznać go próbował autor pierwszej biografii Madsena, a także twórcy dokumentu HBO. Jest taki fragment w drugiej części filmu, w którym pada wprost, że przeprowadzili z nim kilka telefonicznych rozmów. Udostępnili tylko niewielkie fragmenty. Mrożą krew w żyłach.
- W odpowiednich okolicznościach, pod odpowiednią presją, po odpowiednim maltretowaniu możesz sprawić, że ludzie zrobią sobie nawzajem w zasadzie każdą okropną rzecz, jaką możesz sobie wyobrazić – mówi skazaniec.
"Undercurrent" to dziś jedna z najmocniejszych pozycji w ofercie HBO Max, które zadebiutowało w Polsce 8 marca. Co ważne – to nie jest kolejna seria, która romantyzuje mordercę, nie jest to też produkcja, która żeruje na tragedii. Najważniejsza w tej historii jest Kim.