"Fakty" punktują rząd. Rewanż za ataki na stację
"Fakty" rozliczają absurdy rządu, których przez weekend sporo się zebrało. Dziennikarzom wystarczyły pierwsze 4 minuty programu, by bez zawahania wypunktować, że władzy niestety wolno więcej.
Napięcie pomiędzy TVN a TVP nie zmniejsza się i pewnie długo nic się nie zmieni. Nikt już nie ukrywa, że stacje są na wojennej ścieżce. Po serii ataków Telewizji Publicznej na TVN (bezpośrednio na Edwarda Miszczaka, gwiazdę stacji - Kubę Wojewódzkiego, wcześniej na rodzinę Justyny Pochanke), ten drugi gracz nie pozostawia ostatnich wydarzeń bez mocnego komentarza. Przekonali się o tym widzowie niedzielnego (24 maja) wydania "Faktów".
Pierwsze 4 minuty nowego wydania "Faktów" poświęcono na komentarz i materiał, który podsumował wydarzenia weekendu. Ten minął pod znakiem protestów i akcji policji przeciwko tym, którzy w czasie pandemii odważyli się na strajk.
"Równi i równiejsi, czyli pandemia paradoksów. Dla jednych odległości zalecane, dla innych nakazane. Dla jednych sanitarny dystans, dla innych bliski kontakt z wyborcami bez interwencji policji, która jednoosobowy protest przerywa przewiezieniem na komisariat. Czy władzy wolno więcej?" - rozpoczęła program Diana Rudnik.
W swoim materiale Jakub Sobieniowski zebrał nagrania z weekendowych protestów - strajku przedsiębiorców w centrum Warszawy, sprzed domu Jarosława Kaczyńskiego, redakcji radiowej Trójki, pojawiły się też materiały w Wrocławia.
I wypunktował: za brak odległości na strajku przedsiębiorców posypały się mandaty, a zadyma na ulicy przypominała małą wojenkę. Na spotkaniu z prezydentem Dudą odległości też nikt nie zachowywał, ale tu nie było mowy o karaniu kogokolwiek.
- Można oburzyć się, obśmiać, skrytykować, ale nie wolno ich oskarżyć o stwarzanie zagrożenia epidemiologicznego - skomentował Sobieniowski, pokazując materiały ze strajków.
W reportażu "Faktów" przywołano też inne przykłady z ostatnich tygodni na to, że rządzący nie stosują się do zasad, które sami ustalają.
Pojawiły się zdjęcia Jarosława Kaczyńskiego odwiedzającego Powązki 10 kwietnia. Następnie zapłakana kobieta komentowała, że ona nie mogła wejść z bliskimi na cmentarz.
- Z tym bólem aż głupio zestawiać i komentować to - przekazał widzom Sobieniowski, pokazując jednocześnie zdjęcia premiera Morawieckiego z restauracji.
- Rząd otworzył restauracje pod warunkiem zachowania odległości. Przy jednym stoliku mogą zasiąść tylko dwie osoby, które ze sobą nie mieszkają. Premier z trojgiem swoich współpracowników, z którymi nie mieszka, złamał te zasady - punktował.
"Fakty" grają ostro jak "Wiadomości". I trudno się temu dziwić. Obecność Jarosława Kaczyńskiego na Powązkach czy wizyta Morawieckiego z współpracownikami w restauracji są szeroko komentowane i krytykowane nie tylko w mediach. Rzecznik rządu zdążył już wytłumaczyć, że szef rządu nie miał wiedzy, że przepis jest obowiązujący.
- Pan premier został przez swoje zaplecze źle poinformowany. Chciałbym za to przeprosić. Premier nie miał świadomości, że to zalecenie ma charakter obowiązujący - powiedział Mueller. Sytuację skomentował również w Radiu Zet wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik. - Premier nie złamał przepisów prawa, to zalecenie, a nie nakaz - skomentował.