Ewa Zielińska walczy z rakiem. Mąż olimpijczyk prosi o pomoc
Ewa Zielińska to zasłużona dziennikarka telewizyjna ze Szczecina, którą większość może kojarzyć z wpadki podczas relacjonowania wykolejenia pociągu. Nagranie z "bo szyny były złe" to klasyka polskiego internetu. Dziś znowu jest o niej głośno - niestety w smutnym kontekście.
06.10.2022 | aktual.: 06.10.2022 10:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ewa Zielińska, wtedy jeszcze jako Michalska, była przed laty reporterką TVP3, która w 2007 r. pojechała do Nowogardu, gdzie wykoleił się pociąg towarowy. Nagrania z jej wpadki wciąż krążą po sieci i wywołują uśmiech na wielu twarzach. Teraz mnóstwo ludzi ruszyło jej z pomocą po apelu męża.
"Ewa od 20 lat robiła reportaże o słabszych, wykluczonych, tych, którym zwyczajnie trzeba było pomóc. Była tam, gdzie potrzeba była pomoc. Wielokrotnie razem z bohaterami zbierała miliony na leczenie i terapię. Angażowała się całą sobą w sprawy, zwłaszcza tych najmłodszych bohaterów reportaży. Z wieloma rodzinami ma kontakt do dziś. Teraz jednak sama potrzebuje pomocy" - napisał mąż dziennikarki na stronie zbiórki społecznościowej.
Słynna wpadka dziennikarki TVP3:
- Nie minął jeszcze miesiąc, od kiedy moja żona dowiedziała się o raku piersi z przerzutami na węzły chłonne, potrójnie ujemnym, z największym stopniem złośliwości. Dla naszej rodziny to wielki szok - wyznał Damian Zieliński w wywiadzie dla sportowefakty.wp.pl.
Damian Zieliński to kolarz torowy, wielokrotny mistrz Polski i medalista Mistrzostw Europy (w tym dwa złota), trzykrotny olimpijczyk. Obecnie trenuje kadrę juniorów. Jego żona także była sporstmenką, uprawiała siatkówkę halową i plażową. Grała w II i III lidze, a w rodzinnej kolekcji obok medali męża wisi jej brązowy medal Mistrzostw Polski Seniorek z 1996 r.
- W jednej chwili życie zmieniło się diametralnie. Na szczęście pani doktor przywróciła nadzieję i - poza chemioterapią - zaproponowała dodatkową immunoterapię. Problemem okazały się pieniądze, bo lek trzeba podawać przez rok co trzy tygodnie. Jedna dawka kosztuje prawie 14 tysięcy złotych - dodał olimpijczyk.
"Z zewnątrz okaz zdrowia, którego wszędzie pełno. A wewnątrz chora. Nie złamało jej to. Podeszła do sprawy zadaniowo: trzeba wyleczyć" - pisał mąż na stronie zbiórki, gdzie prosi o pieniądze na nierefundowaną immunoterapię i rehabilitację. "Jesteśmy normalną rodziną z kredytami mieszkaniowymi i nie stać nas na tak kosztowne leczenie" - wyznał mąż i ojciec 10-letnich bliźniaczek.
Apel męża poruszył serca ponad 2600 ludzi, którzy wpłacili blisko ćwierć miliona zł. A to nie koniec zbiórki, którą można wesprzeć tutaj.