Drodzy scenarzyści, tkwijcie dalej w swoich zabobonach. W XXI wieku wszyscy wiedzą, że bocian nie przynosi dzieci
Kiedy media obiegła informacja, że w jednym z najbliższych odcinków "Ojca Mateusza" pojawi się wątek "arabskiego terrorysty", w sieci zrobiło się gorąco. Po raz kolejny 40 milionowy kraj potwierdził, że wciąż jesteśmy "trzecim światem" jeśli chodzi o prezentowanie i odbiór "trudnych" tematów w polskich serialach. A to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Zróbmy hałas! Będzie fajnie
Z zaciekawieniem przyglądałem się reakcjom niektórych znajomych, którzy z niecierpliwością czekali na 240 odc. "Ojca Mateusza". Co ciekawe tych samych którzy na co dzień mówią, że polskie seriale ogłupiają widzów. Fakt. Ale tym razem miało być inaczej. W powietrzu wisiała sensacja. W końcu "jakiś paskudny Arab" postanowił dokonać zamachu terrorystycznego w naszym pięknym kraju. Jeszcze przed emisją rozpętała się burza. TVP musiała bronić się przed oskarżeniami o propagowanie uprzedzeń wobec muzułmanów. Swoje 3 grosze do sprawy dołożyły również wspólnoty wyznaniowe i stowarzyszenia walczące m.in. z ksenofobią. I co? I nic. Co prawda ładunek, który eksplodował na placu zabaw był zbudowany przez muzułmanina, ale ostatecznie scenarzyści podeszli do tematu bardzo delikatnie, by czasami kogoś nie urazić.
Serio? Ale niby kogo mieliby obrazić? Mamy 2018 r. Od kilkunastu lat zmagamy się z globalnym terroryzmem, którego zarzewie znajduje się na Bliskich Wschodzie. Przestały mnie już dziwić i szokować doniesienia o kolejnych atakach w Europie. Być może pewnego dnia dotknie to również Polskę. Może nawet Warszawę, w której mieszkam. Znieczulica? Być może. A być może świadomość tego, że żyję w XXI wieku. Powinniśmy wreszcie wyjść spod klosza, pod którym jest całkiem przyjemnie. Nieprawdaż?
Kiedy w 2016 r. na Netliksie pojawił się serial "Designated Survivor", w którym w wyniku zamachu terrorystycznego zginął prezydent oraz najważniejsze osoby w państwie, trudno było trafić na szokujące nagłówki w najważniejszych amerykańskich portalach internetowych. Nikt nie egzaltował się tym, że scenarzyści uśmiercili przywódcę jednego z największych mocarstw. Nikt nie pisał manifestów, że serial propaguje ksenofobię sugerując, że zamachowcami są muzułmanie. Ostatecznie okazało się, że za zamachem stali Amerykanie uwikłani w spisek. Ale nie w tym problem.
Pocałunki, pieszczoty i inne pieprzoty
Kolejnym "trudnym" tematem w polskim serialach są, "moje ulubione", tzw. sceny łóżkowe oraz rozmowy o seksie z nastolatkami. Hitem internetu w 2017 r. był jeden z odcinków "Klanu", w którym Grażyna wprowadza Maćka w meandry seksu. Choć nie wiem, czy nie powinienem napisać "prokreacji science fiction".
Chłopak, który prowadzi własną kawiarnię wszedł już w nastoletni wiek. Matka stwierdziła, że to najwyższy czas, by uświadomić syna jak "robi się dzieci". Bo pewnie w idealnym świecie żaden nastolatek nigdy nie trafił na stronę porno. Pewnie też nigdy nie rozmawiał ze starszym bratem na "te" tematy. Grażyna niczym Winkelried podjęła się arcytrudnego zadania i porównała stosunek do wypiekania precla.
"Powiedzmy, że ty jesteś preclem. Ten pan to jakby mąka, ale czy z samej mąki może powstać precel...? .Najważniejszy jest piekarz. No i takim piekarzem, który cię upiekł, jest twój tata Rysiek. Powiedzmy, że ja to piec. Najpierw takim piecem była mama, która cię urodziła, a potem ja ją zastąpiłam" – wyjaśniła synowi.
Większego kuriozum nigdy nie widziałem i szczerze mówiąc, nie słyszałem. W 2018 r. temat seksu, erotyki i nagości jest obecny absolutnie wszędzie. Billboardy, reklamy w internecie, kreskówki. Wielu osobom może się to nie podobać. Jednak słowo pruderia staje się już powoli słownikowym archaizmem.
Rozmawiałem niedawno ze swoimi znajomymi, którzy mają 5-letnie dziecko. Córkę, uściślę. Wśród wielu anegdot w szczególności jedna zapadła mi w pamięci. Kiedy dziewczynka któregoś dnia spytała ich o "cipkę", wskazując "tam", zapanowała cisza. W jednej sekundzie barwnym i dość wyzwolonym 30-latkom zabrakło języka w ustach. I choć są zdania, że pewne rzeczy trzeba nazywać po imieniu, nie potrafili wyjść z sytuacji obronną ręką. Ostatecznie dziewczynka dowiedziała się m.in., że ma "zosię" i "kaczuszkę". Dla wielu rodziców rozmowa z dziećmi na tematy seksualności jest prawdziwym wyzwaniem. To, co dla jednych jest czymś zupełnie naturalnym, dla innych stanowi barierę nie do pokonania.
Opisany wyżej przykład równie dobrze mógłby być tysięcznym odcinkiem "Barw szczęścia", "M jak miłość", czy innej opery mydlanej. Niestety twórcy seriali wciąż żyją oderwani od rzeczywistości opowiadając o "wypiekaniu chlebków". Drodzy scenarzyści pragnę wam przypomnieć, że dzieci jednak nie przynosi bocian, a z precla można zrobić doskonałą kanapkę.