Złapani na gorącym uczynku. To wtedy Kaczyński znienawidził TVN [Opinia]
W sprawie "lex TVN" Jarosław Kaczyński idzie jak taran. Nie przejmuje się protestami i naciskami Amerykanów ani obiekcjami Porozumienia. Skąd ta determinacja prezesa rządzącej partii? Czemu aż tak bardzo mu zależy na spacyfikowaniu prywatnej stacji, że gotów jest ryzykować rozpad Zjednoczonej Prawicy i konflikt ze Stanami – do stycznia najbliższym i w zasadzie jedynym poważnym sojusznikiem PiS? Dlaczego prezes Kaczyński aż tak bardzo nie lubi czy wręcz nienawidzi TVN?
Niechęć Kaczyńskiego i wielu polityków PiS do TVN wydaje się autentyczna. Nie zawsze jednak relacje między tą telewizją i rządzącą partią tak wyglądały. Do podwójnie wygranych przez PiS wyborów w 2005 r. stosunki były poprawne, a miejscami nawet serdeczne. - Aż trudno w to uwierzyć, ale były czasy, kiedy lubiliśmy się jako PiS z Kubą Sobieniowskim. Tak było za rządów SLD - mówił anonimowo Wirtualnym Mediom jeden z urzędujących wiceministrów.
W wyborach w 2001 r. z okolic PiS dochodziły skargi raczej na Polsat – który miał w swojej informacji i publicystyce pomijać partię Kaczyńskich – niż na TVN. Dziś jest zupełnie odwrotnie, to Polsat stał się ulubioną prywatną stacją władzy.
TVN24 i "Fakty" obszernie relacjonujące prace komisji Rywina pomogły wzrosnąć gwieździe Zbigniewa Ziobry – wtedy młodego, obiecującego polityka PiS. Afera Rywina była wielkim prezentem losu dla PiS, wydawała się potwierdzać wszystko to, co Jarosław i Lech Kaczyński opowiadali o "układzie". Obecność tej narracji w mediach docierających poza niewielki elektorat PiS z 2001 r. pozwoliła partii zawalczyć o zwycięstwo w 2005 r.
Od tego zwycięstwa relacje TVN z PiS zaczęły się tylko psuć. Dlaczego? Z wielu powodów. Po pierwsze, po 2005 r. PiS rozpoczął trwający w zasadzie do dziś proces radykalizacji. Centroprawicowa koalicja z PO, którą obie partie obiecywały wyborcom, nie powstała. PiS zawiązał najpierw nieformalny, a później pełny sojusz z populistyczną Samoobroną i radykalnie prawicową Ligą Polskich Rodzin. Im bardziej PiS się radykalizował, tym bardziej wystawiał się na krytykę stacji.
Ta krytyka to drugi powód zatargu między Kaczyńskim i PiS. W okresie 2005-2007 PiS czuje się słaby. Nie ma większości w Sejmie, ta zbudowana z Samoobroną i Ligą jest niestabilna. Kaczyński boi się, że jeśli dodać do tego nieprzychylne media, to rząd może znaleźć się w bardzo trudnej politycznie sytuacji.
Dlatego PiS po wyborach w 2005 r. szybko podporządkowało sobie TVP, a Bronisław Wildstein, który jako prezes TVP miał okazać się nie dość dyspozycyjny (!), został wymieniony po niecałym roku na Andrzeja Urbańskiego – szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Czy TVN, jak twierdzą dziś politycy PiS, była jakoś szczególnie napastliwa i uprzedzona wobec PiS w latach 2005-2007? Nie, po prostu poważnie wykonywała misję niezależnych mediów: patrzyła władzy na ręce, krytykowała ją za głupie, nieprzemyślane, partackie działania. Prezes Kaczyński nigdy nie rozumiał jednak misji niezależnych mediów. Zawsze uważał, że media są czyjeś: albo jego i jego politycznych sojuszników, albo politycznych przeciwników. TVN został wtedy zidentyfikowany jako medium wrogie.
Złapani na gorącym uczynku
Nie da się ukryć, że to właśnie TVN stał się źródłem jednego z największych kryzysów politycznych PiS w okresie 2005-2007. Wszystko za sprawą programu "Teraz my", gdzie wyemitowano tzw. taśmy Beger. Posłanka Samoobrony nagrała swoje negocjacje w hotelu sejmowym z Adamem Lipińskim - wówczas jednym z najbliższych współpracowników prezesa Kaczyńskiego - i Wojciechem Mojzesowiczem, sekretarzem stanu ds. rolnictwa w kancelarii premiera.
Lipiński i Mojzesowicz próbują namówić Beger do przejścia do PiS, obiecując posady, pomoc finansową i prawną - posłanka ma kilka toczących się spraw sądowych. Dzieje się to wszystko we wrześniu 2006 r., gdy rozpada się zawarta w maju koalicja PiS z Samoobroną. Kaczyński mówi wtedy o dawnym koalicjancie: "Nigdy więcej nie należy rozmawiać z ludźmi o marnej reputacji". Jednocześnie próbuje rozebrać Lepperowi partię, przeciągnąć posłów Samoobrony w orbitę PiS. Materiały TVN wykolejają te plany. W październiku Lepper wraca do rządu, PiS naje się z tego powodu sporu wstydu.
Także po 2015 r. to TVN niejednokrotnie ujawniał niewygodne, wstydliwe, kłopotliwe dla władzy fakty. Można tu wymienić m.in. sprawę Igora Stachowiaka, materiały o kosztach tzw. wyborów pocztowych czy sprawę Banasia. Ten ostatni materiał jak żaden inny wpłynął na polską politykę.
Jak wyglądałaby dziś bowiem sytuacja polityczna, gdyby nie materiał TVN24 o dziwnych interesach w kamienicy Mariana Banasia? Chwilę wcześniej PiS wybrał Banasia na szefa NIK, a politycy rządzącej partii zachwalali jego talent w walce z mafiami vatowskimi i kryształową uczciwość.
Dziennikarska robota TVN24 zmusiła PiS do zmiany frontu w sprawie Banasia. Partia chciała zmusić go do dymisji, co się nie udało. W odpowiedzi Banaś poszedł na wojnę z PiS: pozwolił NIK przeprowadzić kilka miażdżących dla rządzących kontroli – ostatnio w sprawie korupcyjnego wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości przez ministra Ziobrę i jego ludzi.
Można się poważnie zastanawiać, czy gdyby nie dociekliwość TVN Banaś nie byłby dziś lojalnym funkcjonariuszem PiS, a prokuratura i inne służby nie grzebałyby specjalnie w jego oświadczeniach majątkowych i innych interesach.
Trzy traumy prezesa
Każdy z wymienionych wyżej materiałów to zadra w relacjach Kaczyńskiego z TVN. Do tego dochodzą trzy traumy prezesa, za które najwyraźniej obwinia stację. Pierwsza związana jest przegranymi wyborami w 2007 r. Kaczyński zgodził się wtedy na skrócenie kadencji Sejmu, przekonany, że wygra. Miał ku temu dobre powody. Dzięki wejściu Polski do Unii Europejskiej sytuacja gospodarcza zaczęła się wyraźnie poprawiać.
PiS zjadł swoje przystawki – Samoobronę i LPR – i mógł liczyć na posilenie się ich elektoratem. PiS faktycznie zwiększył poparcie w stosunku do 2005 r. – o prawie 2 mln głosów i 5,12 punktów procentowych. Partię Kaczyńskiego zakryła jednak fala mobilizacji przeciwników PiS – poparcie głównej siły opozycji, PO, wzrosło w stosunku do 2005 r. aż o 17,37 punktów proc.
Co spowodowało tę mobilizację? Polityka PiS: sojusz z Lepperem, ciągły chaos w koalicji rządowej, ekscesy prokuratury Ziobry (ze śmiercią Barbary Blidy na czele), niezręczności w polityce międzynarodowej. Elity PiS i chyba sam Kaczyński uznali jednak, że to wina mediów "zniekształcających rzeczywistość" i "niesprawiedliwie atakujących PiS". Po przegranych wyborach politycy PiS na kilka tygodni ogłosili zresztą bojkot TVN.
PiS do dziś chyba utrzymuje diagnozę sprzed 15 lat. W programie partii na rok 2019 czytamy, że po wyborach w 2005 r. "[Platforma] podjęła wraz z mediami głównego nurtu potężny, niespotykany poprzednio atak na nowo wybranego Prezydenta RP oraz Prawo i Sprawiedliwość. Uruchomiono gigantyczną akcję propagandy, oczerniania, kłamstw i obelg".
Druga trauma to Smoleńsk. Tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego uruchomiła wielką agresję jego zwolenników. Jeszcze przed pogrzebem prezydenta pojawiła się narracja o fałszywych, zakłamanych mediach, które rzekomo atakowały prezydenta przez pięć lat, a teraz nieszczerze go opłakują.
Wkrótce pojawiło się określenie "przemysł pogardy" – jak określano medialne komunikaty rzekomo atakujące, ośmieszające i wyszydzające prezydenta Kaczyńskiego. Z całą pewnością zwolennicy PiS zaliczali TVN do tego przemysłu. Niewykluczone, że także sam prezes. Jarosław Kaczyński zawsze fatalnie znosił krytykę swojej osoby przez media, ale jeszcze gorzej krytykę brata i rodziny. Urazy wyrządzone sobie mógł wybaczyć, bratu nie.
Trzecią traumą są wybory z 2019 r. Może się to wydawać dziwne, bo Kaczyński je przecież wygrał. Jako drugi polityk w historii III RP po Tusku wygrał po raz drugi z rzędu. I to lepiej niż Tusk, bo zapewnił PiS samodzielną większość – Tusk musiał rządzić z PSL.
Kaczyński liczył jednak na o wiele więcej. Tymczasem mimo świetnej koniunktury PiS zderzyło się ze szklanym sufitem. W stosunku do 2015 r. zmienił się także charakter elektoratu rządzącej partii: stał się on znacznie starszy, uboższy, gorzej wykształcony, mniej wielkomiejski.
PiS zauważyło, że jego przekaz nie dociera do ludzi młodych – mimo zerowego PIT dla tej grupy – i wielkomiejskiej klasy średniej. Dlaczego? Bo nie ma oferty dla tej grupy, bo polityka rządzącej partii ją w wielu miejscach odstręcza – np. nagonki na LGBT. Kaczyński wydaje się jednak wierzyć, że to przez to, że TVN24 i inne media "zniekształcają rzeczywistość".
Obajtek zaostrzył apetyt
Do tego wszystkiego dochodzi poczucie krzywdy zaplecza Kaczyńskiego. Ludzi przekonanych, że w podziale medialnego tortu po roku 1989 ich środowisko było niesprawiedliwie traktowane, wykluczone i regularnie niszczone przez media.
Stąd wielu działaczy PiS uważa, że najpierw przejęcie TVP, a teraz walka z TVN jest wyrównaniem historycznych rachunków.
Kaczyński długo zwlekał z frontalną rozprawą z TVN. Choć w pierwszej kadencji podobno prowadzono rozmowy o odkupieniu TVN24 przez spółkę skarbu państwa. Dziś Jarosław Kaczyński nie czuje żadnych granic. Kiedyś mógł na niego hamująco działać Trump, dziś rządząca partia uważa, że z administracją Bidena i tak niewiele ma do ugrania i nie ma co się przejmować jej naciskami.
Akcja z zakupem prasy lokalnej przez Orlen zaostrzyła apetyt Kaczyński na nowy, pisowski ład medialny. Uznał, że warto zapłacić za to bardzo wysoką polityczną cenę. Jeśli się mu uda połknąć TVN, na pewno się na nim nie zatrzyma.