Były prezes TVP o obecnym: "Stworzył Bizancjum z publicznych pieniędzy"
"Gazeta Wyborcza" podaje, że prezes TVP Jacek Kurski ma trzech ochroniarzy, którzy za nim jeżdżą, robią zakupy dla jego żony, odbierają pranie czy syna z basenu. - Telewizja Polska nie powinna wydawać na to pieniędzy, bo ochrona poszczególnych osób nie jest jej zadaniem - mówi WP Juliusz Braun, były prezes TVP.
16.12.2021 15:06
Sebastian Łupak: "Gazeta Wyborcza" podaje, że prezes TVP Jacek Kurski miał mieć osobistą ochronę: ochroniarze mieli jeździć za nim na konferencje i bankiety służbowymi autami. Dodatkowo mieli jeździć w czasie pracy po zakupy spożywcze i obiady dla żony prezesa - Joanny Kurskiej; mieli wozić pranie Kurskich do pralni; karmili kota pana prezesa oraz odbierali jego syna z dworca, lotniska czy basenu. Ich pensje – 11 tysięcy brutto. Co pan na to?
Juliusz Braun, prezes TVP w latach 2011-15: Myślałem, że mnie już nic nie zdziwi w działaniach prezesa Kurskiego, ale to mnie zaskoczyło. To Bizancjum, z pieniędzy publicznych, robi wrażenie. Zdumiewające, że prezes TVP ma osobistą, prywatną ochronę. Ci ochroniarze - jak pisze "Gazeta Wyborcza" - są jeszcze dodatkowo chłopcami na posyłki dla jego żony.
W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Za moich czasów, jak w każdej firmie, w budynkach przy Woronicza i przy Placu Powstańców była ochrona i tyle. Firmy ochroniarskie były też wynajmowane na festiwalach.
Czy to my za ochronę Kurskiego płacimy?
Nie wiem, jak to jest rozliczane: czy z przychodów reklamowych, czy z abonamentu, czy może z tej rekompensaty 2 mld zł, którą dostaje TVP. Tak czy inaczej, Telewizja Polska nie powinna wydawać na to pieniędzy, bo ochrona poszczególnych osób nie jest zadaniem telewizji.
Jak znam życie, to Jacek Kurski uzna, że nie ma o czym mówić. Dlatego ktoś – rada nadzorcza, ale najlepiej jakaś kontrola zewnętrzna – powinna te rozliczenia sprawdzić, bo to jest nie tylko naruszanie dobrych obyczajów, ale przepisów prawa.
Każda osoba zatrudniona w TVP powinna mieć jasno opisany zakres obowiązków. Ci ochroniarze byli rzekomo zatrudnieni na stanowisku "głównego specjalisty". Można sprawdzić w ich umowach, jaki był ich zakres obowiązków i czy był zgodny z tym, co faktycznie musieli robić.
Może pan zapewnić, że za pana czasów nie było w TVP takich wydatków?
Oczywiście. Prezes nie miał wtedy do dyspozycji trzech samochodów. TVP na pewno kupowała na cele reprezentacyjne kawę, herbatę, także wino, wodę czy ciasteczka. Klasyczne zakupy na potrzeby przyjmowania gości, także ważnych osobistości zagranicznych. Ale nie były to niczyje prywatne zakupy.
Ja, jako prezes, miałem też prawo zaprosić kogoś na biznes lunch czy śniadanie prasowe. To wszystko było skrupulatnie rozliczane i przedstawiałem po tym rachunek. Biuro Zarządu miało też pieniądze na bankiety z okazji jakiejś imprezy czy festiwalu, na wigilię firmową itp.
W Szwecji były premier sam poszedł na zakupy, by kupić prezent świąteczny dla żony. Czy u nas jest inna kultura jeśli chodzi o wydawanie publicznych pieniędzy?
Szwedzi do tego podchodzą bardzo rygorystycznie. Tam premier jeździ metrem czy rowerem. Tego w Polsce nie oczekujemy, choć pamiętam, że gdy zaprosiliśmy Tomasza Siemoniaka, wówczas wicepremiera i ministra obrony, na festiwal w Opolu, to przyjechał z żoną własnym samochodem, bez kierowcy i bez ochrony.
Nie miałbym za złe, gdyby żona pana Kurskiego miała akurat imieniny i prezes dał komuś pieniądze i poprosił, by podjechał do kwiaciarni i kupił kwiaty, bo sam akurat był zajęty. Zrozumiałbym. Ale zwykłe, codzienne zakupy? Pranie? Wożenie syna na basen? Są pewne granice. To, to co się dziś dzieje, nie tylko w TVP, to jest przejaw psucia państwa.
Czy prezes Kurski powinien się podać do dymisji?
Były wcześniej ważniejsze powody. Przede wszystkim to, że Kurski wyrządza w życiu społecznym ogromne szkody - i trwa. Więc i teraz zapewne tak prezes Kurski, jak prezes Kaczyński, uznają, że nic się nie stało.