"BrzydUla": jak to się stało, że ten serial pokochały miliony Polaków?
Kiedy w grudniu 2009 roku stacja TVN wyemitowała ostatni, dwieście trzydziesty piąty odcinek "BrzydUli", widzowie nie kryli rozgoryczenia, że ich ulubiona produkcja dobiega końca. I chociaż członkowie obsady, w tym wcielająca się w tytułową bohaterkę Julia Kamińska, zapewniali, że doczekamy się kontynuacji, przez dekadę wydawało się, że to tylko puste obietnice.
Nic bardziej mylnego – 5 października, po jedenastu latach przerwy, na antenie TVN 7 wyemitowany zostanie trzeci sezon kultowego serialu.
Co sprawiło, że produkcja cieszy się takim uznaniem widzów?
Postanowiliśmy wypisać osiem rzeczy, za które kochamy "BrzydUlę"
1. Chwytliwy materiał źródłowy
Pierwowzorem jest kolumbijska telenowela "Brzydula" z 1999 roku, którą emitowano w ponad 180 krajach; mówiono, że nawet najważniejsi urzędnicy państwowi odkładali na bok swoje obowiązki, byle tylko nie przegapić przygód niezbyt urodziwej Betty, a sam prezydent ingerował w scenariusz. Oglądalność była tak wielka, że wkrótce kolejne państwa – w tym Chiny, Rosja, Stany Zjednoczone czy właśnie Polska – zaczęły produkować własne wersje kultowego serialu, które również gromadziły przed telewizorami rekordowe liczby widzów. W Polsce ostatni odcinek drugiego sezonu obejrzało aż pięć milionów widzów!
2. Świeża fabuła
Scenarzysta oryginalnej wersji, Fernando Gaitan, przyznawał, że jest już znudzony uderzająco pięknymi bohaterkami telenowel, które bez trudu rozkochują w sobie wszystkich mężczyzn. Do stworzenia brzydkiej Betty zainspirowały go "zwykłe" i "niezbyt zadbane" kobiety pracujące za biurkami w wytwórniach filmowych. Uznał, że ciekawie byłoby spojrzeć na świat ich oczami, stworzyć zupełnie odmienny typ bohaterki, która zdobywa sympatię i uznanie ludzi dzięki swojemu sposobowi bycia, szczerości oraz ciężkiej pracy.
3. Nowe twarze
W oryginalnej wersji twórcy powierzyli główną rolę praktycznie zupełnie nieznanej aktorce Anie Marii Orozco, która zachwyciła ich, kiedy przyszła na casting w pełnej charakteryzacji.
W polskiej wersji obsadzono również praktycznie nieznaną wówczas Julię Kamińską. Aktorka wspominała, że projekt wydał jej się bardzo interesujący i zrezygnowała z ważnego kolokwium, byle tylko pojechać na przesłuchanie. Poświęcenie się opłaciło – Kamińska pokonała inne kandydatki (w tym Nataszę Urbańską, Joannę Jabłczyńską czy Weronikę Książkiewicz) i została Ulą Cieplak, a ta rola przyniosła jej ogromną popularność i otworzyła drzwi do dalszej kariery. "Na początku bałam się wszystkiego. Okropnie. To był straszny stres. Nie zapomnę pierwszego ujęcia. Scena była niemal bez tekstu, a ja drżałam ze strachu. Myślałam, że widać, jak mi się trzęsą nogi", wyznawała w "Gali". Lecz choć początki nie były dla niej łatwe, poradziła sobie znakomicie.
Serial pozwolił szerszej publiczności poznać także wielu innych zdolnych artystów, w tym Filipa Bobka (ekranowego Marka, ukochanego Uli) czy grającego do tamtej pory głównie w teatrze Łukasza Simlata.
4. Doświadczona ekipa
Nad polską wersją czuwał zespół prawdziwych profesjonalistów – przy poszczególnych odcinkach pracowali pisarze, którzy dziś uważani są za najlepszych polskich literatów, w tym Łukasz Orbitowski czy Jakub Żulczyk, a także nieodżałowana satyryczka Maria Czubaszek. Dwadzieścia pierwszych odcinków wyreżyserował zaś sam Wojciech Smarzowski.
5. Barwne postacie
Małgorzata Socha może i nie dostała wymarzonej roli Uli, ale za to powierzono jej zagranie zdecydowanie najzabawniejszej postaci w całym serialu. Zagrała Violettę Kubasińską, sekretarkę w firmie Febo & Dobrzański, którą zapadła widzom w pamięć dzięki przekręceniu znanych związków frazeologicznych i wygłaszaniu najdziwniejszych ripost. Wiele z nich później chętnie cytowano, wystarczy wymienić chociażby: "Autobus nie zając, nie poczeka", "Przestańmy wreszcie drzeć te koce!", "Zależy to chiński sprzedawca talerzy", "A ty coś tak śnisz na dżawie?" czy "Jak ktoś jest dla mnie miły, to ja mu vis a vis".
Fani pokochali też nieprzewidywalnego projektanta Wieńczysława Wyciora – znanego wszystkim jako Pshemko. Niestety, grający go Jacek Braciak nie wróci na plan trzeciego sezonu, najprawdopodobniej z powodu innych zobowiązań zawodowych. Niektórzy spekulowali, że jego nieobecność podyktowana jest niechęcią do spotkania z byłą partnerką, Mają Hirsch, jednak to raczej tylko plotka. Para, która spędziła razem dwanaście lat i ma córkę Marię, ma ze sobą bardzo dobry kontakt. By wynagrodzić widzom nieobecność Pshemko, twórcy zdecydowali się wykreować dynamiczny duet projektantów, w który wcielą się Piotr Rogucki i Rafał Mohr.
6. Świetna muzyka
Twórcy serialu tak bardzo wierzyli w swoją produkcję, że zdecydowali się nagrać kilka piosenek specjalnie na potrzeby "BrzydUli". Trzy utwory – "Mam nowy plan", "Znowu przyszło mi płakać" i "Piosenka z głowy" – zostały wykonane przez utalentowaną Monikę Brodkę. Dodatkowo Julia Kamińska nagrała cover hitu Anny Jantar "Tyle słońca w całym mieście", który stał się motywem przewodnim całej produkcji.
7. Miłosne zawirowania
Widzowie czekali nie tylko na zapowiadaną metamorfozę bohaterki, ale przede wszystkim na rozwiązanie zagmatwanego wątku miłosnego. Jedni kibicowali Uli i Markowi, inni chcieli, by bohaterka związała się z Piotrem, jeszcze inni życzyli sobie, by została szczęśliwą singielką albo poszukała kogoś zupełnie innego.
Na planie "BrzydUli" również rodziły się romanse, ale zdecydowanie nie tak burzliwe. Podczas kręcenia serialu Julia Kamińska poznała Piotra Jaska, starszego od niej o dwadzieścia lat głównego scenarzystę, a ich szczęśliwy związek trwa do dziś.
8. Ważne przesłanie
Co sprawiło, że serial tak dobrze się przyjął? Według wielu o jego sukcesie przesądził nacisk na kwestię, że nie wygląd, a charakter człowieka jest najważniejszy. Że należy kochać siebie i nie przejmować się okrutnymi komentarzami innych. "Bo to, czy ktoś jest ładny, czy brzydki, nie zależy od tego, jak wygląda, tylko kim się czuje. Kiedyś czułam się brzydka i tak też postrzegało mnie otoczenie. (…) Moja bohaterka, Ula, jest ode mnie silniejsza, ponieważ uroda nie ma dla niej znaczenia", mówiła w "Gali" Kamińska.
Ciąg dalszy nastąpił
O tym, że serial najprawdopodobniej wróci na ekrany, usłyszeliśmy już na początku tego roku, jednak zdjęcia zostały przełożone ze względu na sytuację w kraju. Piotr Jasek zdradził, że nad projektem pracował już znacznie wcześniej i czekał na dogodny moment. Zależało mu na tym, by polska kontynuacja różniła się od tych zagranicznych i trzymała widzów w napięciu do ostatniego odcinka – a zaplanowano ich aż sto osiemdziesiąt. Niemały wpływ na fabułę miała też sama Kamińska. "Mieszkam z głównym scenarzystą. We dwójkę zajmujemy się dramaturgią, a reszta zespołu rozpisuje dialogi", wyjawiła w "Dzień dobry TVN".
A jeśli chodzi o fabułę? Wiemy, że Ula jest mamą i próbuje godzić obowiązki rodzicielskie z pracą zawodową. Nie jest już cicha i nieśmiała, a choć po ciążach nieco przytyła, nie ma problemu z samoakceptacją – mimo to stale musi mierzyć się z krytyką innych. "To już nie będzie opowieść o mało pewnej siebie dziewczynie, tylko dorosłej kobiecie, która jest na innym etapie życia. A wraz z nią bohaterowie, których ponad dziesięć lat temu pokochali Polacy", mówił Bogdan Czaja z TVN dla serwisu Wirtualne Media.