Bonda o polskich morderczyniach: "Zabójstwo kasuje wszystkie żeńskie cechy. I to najbardziej nas przeraża"
- Matka, która zabija swoje płody i chowa je do beczek albo mrozi – tak naprawdę nie potrafi się rozstać z ich ciałami i chce je trzymać blisko - mówi w rozmowie z WP Katarzyna Bonda. Na podstawie jej reportażu powstał nowy serial Viaplay, "Morderczynie". Co się za nim kryje?
30.11.2023 | aktual.: 30.11.2023 11:22
Magda Drozdek: To też jest w tobie. Zło" - mówi jedna z bohaterek serialu "Morderczynie". Co pani o tym myśli? Jest?
Katarzyna Bonda: Nie lubię tego mitologizowania "słowa-worek", do którego wrzucamy wszystkie ludzkie zachowania. Człowiek jest tylko człowiekiem i jest zdolny do wszystkiego. Ma wolną wolę i sam decyduje, czy przekroczy granicę innego człowieka, czy chce wziąć siłą coś, czego tamta osoba nie chce jej dać lub też zareaguje agresją pod wpływem emocji, znów "dla siebie". Wszystko zależy od okoliczności, w jakich się znajdziemy. Motyw jest tutaj najważniejszy, bo nie można odczytywać zła jako konceptu magicznego, lecz jako konsekwencję wcześniejszych działań. To, że ktoś brutalnie dokonuje zbrodni, jest wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej, a ta góra to chaos i słabości oraz lęk, jaki ta osoba nosi w sobie.
Zło nie lęgnie się w naszych głowach znienacka, ponieważ ktoś, jakiś diabeł nas zainfekował. Zło czynią ludzie słabi. Którzy nie są w stanie w inny sposób poradzić sobie z zastaną sytuacją, a na to składa się bardzo wiele czynników: dzieciństwo, przebyte traumy, matnia emocjonalna, słabości materialne, bardzo często także wykształcenie (lub jego kompletny brak) i zaburzony balans życiowy (to zwykle katalizator zbrodni).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do zła - czyli inaczej mówiąc skutku konfliktu - najczęściej dochodzi, kiedy w życiu człowieka jest chaos, totalna miazga, kiedy osoba nie panuje nad swoim życiem, jest bardzo oddalona od własnych przekonań i żyje w kłamstwie, iluzji, musi udawać, że jest inaczej, jest przepełniona gniewem, niemocą, sfrustrowana i ma zabałaganione sprawy na wielu polach. Ten papierek lakmusowy dotyczy także psychopatów, którzy bardzo często zabijają, ponieważ tylko w ten sposób nie czują się pomijani, niewidoczni, słabi, a chcą być widziani jako silni, dominujący, mocni i po prostu odzyskać moc. Powtarzam: zło bierze się ze słabości. Nie ma nic wspólnego z siłą. O tym są wszystkie moje kryminały.
W swojej pracy słyszała pani już niejedną wstrząsającą historię zbrodni. Co wywołuje w ludziach to zło?
Najbardziej wstrząsające historie to takie, kiedy zwykły człowiek – przez sąsiadów, rodzinę uważany za normalnego, a czasem nawet miłego, "dobrego" – zachowuje się wbrew zasadom przyjętym przez społeczeństwo. To nas szokuje, bo zostaje przekroczona granica, a zwierzęca natura bierze górę nad wszystkimi wartościami, które wpajano nam w dzieciństwie. Teraz już naprawdę trudno mną wstrząsnąć. Większość historii, które pompują media jako super sensacyjne doniesienia, w psychologii behawioralnej ma banalne wytłumaczenie.
Jakie?
Na przykład, kiedy ojciec rodziny morduje dzieci i sam próbuje popełnić samobójstwo to z jego perspektywy jest akt desperacji, chociaż na zewnątrz widzimy to jako czyste bestialstwo. Matka, która zabija swoje płody i chowa je do beczek albo mrozi – tak naprawdę nie potrafi się rozstać z ich ciałami i chce je trzymać blisko. Kobieta, która twierdzi, że zabiła z miłości żonę swojego kochanka, tak naprawdę jest egoistyczną skupioną na sobie psychopatką, która nie potrafi w inny sposób zbudować relacji, więc czyni to gwałtem. I tak dalej.
Te przykłady można by mnożyć. Co wywołuje te zachowania? Niemoc, słabość, jak podkreślałam wcześniej, ale tak naprawdę pod spodem tam jest niewiara w dobro, brak miłości i czysta nienawiść - głównie do samego siebie, do swoich rodziców, do świata ogólnie. Wszyscy sprawcy są niedokochanymi dziećmi, które przede wszystkim nienawidzą samych siebie.
Jak wiele historii, które pani słyszała, np. pisząc "Polskie morderczynie", miało źródło w przemocy domowej?
W przypadku zbrodni kobiecej w większości przypadków mamy do czynienia z wcześniejszymi ofiarami. Praktycznie zawsze sprawczyni była kiedyś molestowana, bita, dręczona psychicznie albo obserwowała nieprawidłowe relacje rodziców i jej matryca została w tym "błędzie" ukształtowana. Przemoc jest jak wirus, przenosi się z pokolenia na pokolenia. To są powielane schematy rodowe, które tylko najsilniejsze jednostki przekuwają na siłę.
Budujące jest bowiem, że przynajmniej połowa osób wychodzących z patologii odcina się od niej i buduje samych siebie na nowo. Zawsze, kiedy pada takie pytanie, opowiadam słynny brytyjski eksperyment, który został przeprowadzony w latach 80 ubiegłego wieku.
Który to eksperyment?
Bliźniaczki pochodzące z patologicznej rodziny, gdzie było bicie, alkohol, kradzieże, nędza i długa lista odsiadek więziennych w rodzinie, zostały objęte specjalnym programem badawczym. Wzrastały w takich samych warunkach. Kiedy dorosły, okazało się, że mają całkowicie odmienne życia. Jedna z nich powieliła tradycję swoich przodków, czyli została przestępczynią i nieustannie pakowała się w kłopoty z prawem, a jej związki przypominały gehennę. Podczas badań tłumaczyła: "nie mogłam inaczej przeżyć życia przecież z tego się wywodzę".
Druga wykształciła się, miała satysfakcjonującą pracę, była szanowana w swojej grupie społecznej, założyła rodzinę, urodziła dzieci, które również się wykształciły i w jej domu nie tylko nie ma patologii, ale ma bardzo satysfakcjonujące małżeństwo, które przetrwało wiele lat. Ta z kolei wyjaśniła naukowcom: "po tym wszystkim co przeżyłam, robiłam w życiu wszystko, byle nie żyć tak jak moi rodzice". To dobitnie pokazuje, że zawsze, ale to zawsze mamy w rękach nasz los i to my podejmujemy decyzję, po której stronie chcemy kroczyć: jasnej czy ciemnej.
Co czyni z kobiet morderczynie?
To samo co z mężczyzn: nędza, brak wykształcenia, uzależnienia, nieujarzmione negatywne emocje (głównie gniew), przebyte traumy, roszczeniowość i niechęć do wzięcia odpowiedzialności za swoje błędy (obarczanie nimi innych, warunków zewnętrznych), niechęć do pracy oraz ambicja. A także wiele innych czynników. Nie ma jednego powodu. Te wszystkie składowe muszą zaistnieć w życiu człowieka jednocześnie, a potem już wystarczy katalizator, czasami drobna scysja i ten ktoś staje się zbrodniarzem.
To dlaczego tak często zastanawiamy się nad tym "dlaczego kobiety zabijają?". Po co rozróżnianie zbrodni na płci osób popełniających je?
Ponieważ wciąż mamy wdrukowany archetyp matki, a nawet Matki Boskiej, która winna być opiekuńcza, dobra, wybaczająca, miłująca i troskliwa. Zabójstwo kasuje wszystkie żeńskie cechy i to najbardziej nas przeraża, bo chociaż mamy do czynienia z często piękna, słabą fizycznie, delikatną cieleśnie osobą, ona okazuje się być pozbawiona płci i przechodzi na ścieżkę męską – brutalnego barbarzyńcy. Zwykle, kiedy kobieta zasiada na ławie oskarżonych, jest traktowana bardziej surowo niż podsądni płci męskiej.
Nie mamy litości dla kobiet, które stały się agresorkami, chociaż to jest totalny akt desperacji i dowód największej słabości. Kobiety też drogo płacą za te zachowania negatywne emocjonalnie – częściej po zbrodni dochodzi do samobójstw, samookaleczeń, chorób psychicznych i kolejnych zbrodni np. w aresztach, ponieważ one same chciałyby się wybielić. O tym piszę szerzej w "Polskich morderczyniach".
Czy historia z serialu "Morderczynie" oparta jest na konkretnym przypadku z polskich, policyjnych akt? Mamy tu córkę i matkę obcujące z przemocowym mężczyzną, ale też dziewczynę w biednego domu, która była bita i molestowana przez ojca.
Losy kobiet, które opowiadam w książce, stały się kanwą emocjonalnej bazy dla bohaterów serialu. Scenarzyści, reżyser i aktorzy wnikliwie przeczytali te historie i na ich bazie stworzyli całkiem nowe postaci. Uważam, że świetnie to zostało zrobione i jestem dumna, że mogłam służyć tak głębokiej analizie, publikując tę książkę. O tym, która historia stała się bezpośrednią kanwą, nie będę opowiadała, bo czytelnik może sięgnąć i samemu się przekonać, ale zapewniam, że ciarki chodzą po plecach!
Czy dalej odkrywa pani historie polskich morderczyń? Jakaś historia z ostatnich lat lub miesięcy szczególnie panią wstrząsnęła?
Myślałam o napisaniu kolejnego tomu, ale praca nad pierwszym była tak wstrząsająca, że nie wiem, czy bym to dziś dźwignęła. Praca nad "Polskimi morderczyniami" trwała trzy lata. Jeździłam do więzień i rozmawiałam z bohaterkami wielokrotnie. To nie jest jedna wizyta i zapisanie wyznania. Tak się nie da napisać dokumentu. Trzeba człowieka otworzyć, dać mu pełne zaufanie i wiarę, że nie zostanie skrzywdzony, a potem bezpiecznie zamknąć.
To oznacza, że dokumentalista musi się zbliżyć do bohatera i nie wolno mu go oceniać. Czy to jest morderczyni czy inny bohater nie ma znaczenia. Potem wiedzę otrzymaną od bohaterek skonfrontowałam z aktami. Wszystko po to, by nie zostawić czytelnika w Hadesie bez komentarza. Tym sposobem każdy może wyrobić sobie zdanie o tym, jaka jest i jaki wgląd w siebie ma każda z tych bohaterek. Jeśli znajdę w sobie tyle mocy, by znów się za to wziąć, będzie pani pierwsza, która się o tym dowie.
W książce "Polskie morderczynie" pisała pani o sprawie Moniki Szymańskiej. Co pani dziś myśli o tej sprawie? Czy po tylu latach zasługuje na nowe życie?
Każdy zasługuje na nowe życie. Opowieść "Polskie morderczynie" właśnie jest o tym! Przed zbrodnią były to normalne, często bardzo doświadczone życiowo kobiety, które miały jakąś własną historię. Zbrodnia dzieli ich życie na pół i nie ma odwrotu.
Większość z nich odpokutowała swoją winę, słono zapłaciła za swój błąd i stara się rozwijać, może wreszcie zrozumiały coś - a inne nie zrozumiały i nadal jest w nich gniew - więc dlaczego po odbyciu kary nie miałyby zacząć żyć na nowo? Czy gdyby pani dopuściła się przestępstwa, miałabym zastosować ostracyzm? Inną zupełnie sprawą natomiast jest co ta osoba zrobi ze swoim losem po wyjściu, ale na to już nie mamy wpływu i raczej nie powinniśmy mieć. Każdy powinien pilnować własnego emocjonalnego ogródka.
Ostatnio w książce "Historia na śmierć i życie" Wojciech Tochman opisywał sprawę Moniki Osińskiej. I padło tam pytanie: czy dożywocie nie jest torturą? Jak by pani na to pytanie odpowiedziała?
Osoby, które zostały skazane na najcięższe wyroki, w tym dożywocie są najbardziej spolegliwymi i najłatwiejszymi więźniami. Oczywiście taki ogromny wyrok na starcie sprawia, że często reakcja jest gwałtowna: są próby targnięcia się na swoje życie, ataki na współosadzonych itd. W jakimś stopniu przypomina to etapy żałoby. Jest więc i zaprzeczanie, depresja, nadzieja, wreszcie akceptacja, czyli po tych wszystkich etapach niezgody osadzeni najczęściej przyjmują do wiadomości, że więzienie teraz jest ich domem.
Trwają w stanie hibernacji, są układni, starają się funkcjonować dla siebie satysfakcjonująco. Ci bardziej sprytni prowadzą nawet życie seksualne, biorą śluby, pracują i – niestety – dominują słabszych. Co dzieje się wewnątrz, jaki rodzaj dżungli funkcjonuje za kratami oczywiście wiemy szczątkowo - na szczęście większości z nas nie jest to dane.
Napisano o tym wiele książek, zrealizowano wiele filmów, ale uważam, że to i tak lepsze niż kara śmierci, która kiedyś funkcjonowała w społeczności plemiennej. Być może w jakimś stopniu jest to pokuta za uczynione zło i nie nam oceniać kto jak tę szansę na odkupienie wykorzysta.