"Bóg płodności". Zapłodnił swoim nasieniem setki, jeśli nie tysiące pacjentek

Wendy po 13 latach pracy w policji przeszła na emeryturę. Zajęła się sprawdzaniem swojego drzewa genealogicznego. Zrobiła test DNA. Odkryła, że ma przyrodnie rodzeństwo. I zrozumiała, że coś jest nie tak. Powtarzało się cały czas jedno nazwisko: Fortier.

"Bóg płodności" odsłania kulisy lekarskiej praktyki dra Fortiera
"Bóg płodności" odsłania kulisy lekarskiej praktyki dra Fortiera
Magdalena Drozdek

Na początku Wendy Babst była przekonana, że to kuzynostwo, ale pokrewieństwo było zbyt duże, a kuzynów i kuzynek o takich nazwiskach w rodzinie nie miała. Emerytowanej detektyw nie zajęło wiele czasu, by połączyć fakty. Nie kuzynki, nie kuzyni, a bracia i siostry. Niektórzy zdecydowali się na to, by w dokumentach wpisać, że ich ojcem był Quincy Fortier – lekarz od niepłodności, który opiekował się ich matkami.

- Powiedziałam mamie, że tata nie jest moim biologicznym ojcem. Jest nim ten lekarz, u którego leczyła się z zaburzeń płodności – mówi Babst w filmie dokumentalnym "Bóg płodności", który można oglądać na HBO od 3 grudnia.

Tata, geniusz, dobry lekarz

Quincy Fortier od dziecka interesował się medycyną, szczególnie tematami płodności. W pamiętnikach pisał, że wkręcił się w temat po tym, gdy jedna z krów jego rodziców zaszła w ciążę i po wydaniu raz na świat potomstwa, już nigdy w ciążę nie zaszła. Po latach Fortier został ginekologiem. Praktykę zaczął w 1945 r.

Był ceniony w środowisku lekarzy, bo niewielu z nich miało tyle odwagi i samozaparcia, by otworzyć swoją własną klinikę.

Obraz
© Materiały prasowe

Quincy Fortier we wspomnieniach kolegów z pracy i córek to przykładny lekarz, a nawet geniusz. Jego pacjentki wychodziły z zaburzeń niepłodności niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Innym lekarzom się to nie udawało. On miał na koncie same sukcesy.

Na przykład jak w przypadku 22-letniej wtedy Cathy Holm, która dziś jest kobietą w podeszłym wieku. Cathy młodo wyszła za mąż, wszyscy znajomi mieli już dzieci i ona też chciała. Nie mogła jednak zajść w ciążę, a presja środowiska nie ułatwiała sprawy. Pomógł dr Fortier.

Jak tego dokonał, dowiedziała się dopiero po wielu latach.

Zapładniał pacjentki własną spermą

Fortier poprosił Cathy o to, by przyniosła próbkę ze spermą męża. Miał zrobić inseminację. To nieskomplikowany zabieg, podczas którego próbkę nasienia umieszcza się za pomocą specjalnego cewnika w macicy pacjentki. Cathy zgodziła się, nie było w tym nic kontrowersyjnego.

Po latach, gdy córka się urodziła, zastanawiała się tylko, dlaczego dziewczynka w ogóle nie jest podobna do członków rodziny jej męża.

Quincy Fortier zapładniał pacjentki, ale nie spermą ich mężów, a swoją własną. Robił to bez wiedzy tych kobiet. W dokumencie HBO mowa jest o tym, że zapładniał pacjentki nawet jako 70-latek. Nigdy jednak nie stracił prawa do wykonywania zawodu.

Obraz
© Materiały prasowe

Wendy Babst, jedna z głównych bohaterek filmu, odkryła, że Fortier ma dzieci, które urodziły się w latach 40., w 70. czy w 80. Nie da się policzyć, ile dzieci ma jego DNA. Wiadomo, że miał tysiące pacjentek.

Dziś w artykułach często przewija się liczba 24 dzieci, ale bohaterowie filmu – w tym jego prawowity syn z pierwszego małżeństwa – są zdania, że dzieci może być kilkaset, jeśli nie więcej. Cały czas odnajdują się nowi potomkowie Fortiera.

Jest wśród nich Brad Gulko (urodzony w 1966 r.). Pewnego dnia jego mama rozmawiała z kimś, kto przypadkiem wspomniał o lekarzu z Las Vegas, który zapładniał swoje pacjentki. Robił to w tym samym czasie, kiedy ona leczyła się z niepłodności. Wyszło, że mowa o Fortierze. Co ciekawe (i wstrząsające), Fortier był przyjacielem ojca Brada. Razem służyli w patrolu powietrznym. Mężczyzna podziwiał Fortiera. Czy tak samo by go traktował, gdyby dowiedział się o tym, co naprawdę zrobił, by jego żona zaszła w ciążę?

Brad natomiast wyrósł na… inżyniera genetyki. Przyznał, że gdy dowiedział się, kto jest jego biologicznym ojcem, był w ciężkim szoku i odcięło go od życia na jakiś czas.

Obraz

Dlaczego Fortier to robił?

Swoim dzieciom tłumaczył wprost, że pomaga kobietom.

Dla dwóch córek, które jako jedyne żyły z nim aż do jego śmierci i kochały go miłością bezgraniczną, wykorzystywanie nasienia było dla niego jak… oddawanie krwi. Chciał pomagać, kochał swoją pracę, więc robił wszystko, by kobiety mogły zajść w ciążę.

Dlaczego więc nigdy nie powiedział im wprost, czyje nasienie wykorzystuje?

Kobietą, która zdecydowała się postawić Fortiera przed sądem była Mary Craddock. Pod opieką Fortiera zaszła dwukrotnie w ciążę.

Rodzina dowiedziała się prawdy po wielu, wielu latach, gdy córka – Heather – zaczęła pracować u Fortiera. Mary złożyła w 1996 roku pozew przeciwko lekarzowi. Miał już wtedy 88 lat. Craddock walczyła o odszkodowanie w wysokości 14 mln dolarów. Nie wiadomo, czy je dostała, bo strony podpisały niejawną ugodę. Fortier i jego prawnicy musieli zrobić wszystko, by inni potomkowie nie chcieli walczyć o milionową fortunę lekarza.

Na zdjęciu: Wendy Babst
Na zdjęciu: Wendy Babst© Materiały prasowe

Miłość czy czyste zło?

"Bóg płodności" to historia o odkrywaniu prawdy o swoim pochodzeniu, o zawiłościach genetyki i odnajdywaniu cech wspólnych u rodzeństwa, które nigdy wcześniej nie widziało się na oczy. Ale to też historia o tym, do czego może posunąć się człowiek, mówiąc, że jego zachowanie podyktowane jest troską i miłością.

Jeśli ktoś mógł pomyśleć, że "Fortier w gruncie rzeczy chciał dobrze", to reżyserka dokumentu - Hannah Olson - serwuje historię, która absolutnie wybija taką myśl z głowy.

Fortier zapłodnił kobietę, która przyszła do niego tylko po to, by wyleczył jej infekcję. Nie chciała mieć wtedy dzieci. Chciała iść na studia.

Zapłodnił też własną córkę – Connie. Zaszła w ciążę, choć nie była w tamtym czasie aktywna seksualnie.

Matka Connie szybko rozwiodła się z Fortierem. Ojczym nie zgodził się na to, by dziewczyna zrobiła aborcję. Wysłał ją do ośrodka dla niezamężnych matek. Tam podpisała zgodę na adopcję i zapewniła, że nie będzie kontaktować się z synem w przyszłości.

Po latach syn Connie, Jonathan, skontaktował się z dziadkiem i ojcem w jednej osobie. Fortier próbował wmówić mu, że to był "wypadek przy pracy". Że chwycił szpatułkę z nasieniem przeznaczonym dla innej pacjentki, z czego nie zdawał sobie sprawy. Wmawiał, że to mogło być także… niepokalane poczęcie.

"Bóg płodności" krzywdził własne dzieci.

- Mówił, że są naukowe badania dowodzące nieszkodliwości seksualnych relacji między dziećmi a ojcem – opowiada natomiast Quincy Fortier Jr. Nie będziemy zdradzać wszystkiego. Jego historię najlepiej poznać, oglądając film Olson. To zdecydowanie jeden z najbardziej wstrząsających dokumentów, jakie pojawiły się w tym roku w sieci.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)