"Big Brother". Historia Kamila Lemieszewskiego: 4 noce walczył z pijanym Mongołem w pociągu
Gwarantujemy wam, że dziwniejszej historii dawno nie słyszeliście. Kamil, uczestnik "Big Brothera", opowiedział historię swojego życia. O walkach z pijanymi Mongołami w kolei transsyberyjskiej, połamanym dwukrotnie kręgosłupie i wyciąganiu kombinerkami z nosa zmian nowotworowych.
02.10.2019 | aktual.: 02.10.2019 12:56
W "Big Brotherze" jest taka niepisana tradycja, że uczestnicy każdej edycji dostają chwilę, by opowiedzieć o swoim życiu. To przeważnie bardzo trudne momenty, bo opowiadają o skrywanych długo sekretach ze swojego życia. Mają też możliwość, żeby otwarcie opowiedzieć o tym, co przeszli. Ostatnio Mateusz wyznał, że był uzależniony od narkotyków, o czym nie wiedziała nawet jego mama. Natalia mówiła już o swojej seksualności, a Karolina - która odpadła z programu - o ojcu alkoholiku.
Przyszedł czas na Kamila Lemieszewskiego. Domownicy usiedli wokół niego, by posłuchać o jego życiu. Chyba nie spodziewali się takiej historii, ale długo trzymali nerwy na wodzy.
Kamil zaczął od historii z dzieciństwa. - Dorastałem w rodzinie alkoholickiej. Jak to za PRL-u było, wszyscy nadużywali alkoholu. Rodzice nie mogli się dogadać, kto kim się opiekuje. Byłem porywany przez jednego z rodziców. Któregoś razu chciałem popełnić samobójstwo, ale rodzice złapali mnie, odcięli sznurek - wyznał.
Zobacz: "Big Brother": Mama Mateusza odwiedziła dom Wielkiego Brata
Potem opowiedział o feralnej podróży pociągiem do Międzyzdrojów. Do przedziału weszło 15 skinheadów, którzy "przywitali go glanem na twarz”. Skakali mu po głowie, wyrywali włosy. – Chcieli mi skręcić kark. Udało mi się uciec i wyskoczyć. Wykopali mnie z jadącego pociągu. Prawie skręciłem kark, prawie straciłem oko. Wtedy trafiłem na intensywną terapię. Lekarze chcieli mi otworzyć mózg, ale rodzice się nie zgodzili - padło dokładnie z jego ust. Możecie zobaczyć to nagranie na player.pl.
Potem było o wyjeździe do Mongolii w poszukiwaniu korzeni. - Wyjechałem bez pieniędzy, bo okradli mnie moi klienci. Nie zapłacili mi za moje występy. Miałem tylko 100 dolarów w kieszeni - usłyszeli uczestnicy i widzowie.
- W Mongolii te przygody były na granicy życia i śmierci. Tonąłem w ruchomych piaskach z koniem, walczyłem z Mongołami, którzy chcieli mnie zadźgać i ukamienować. W pociągu, w kolei transsyberyjskiej, pijany Mongoł zaatakował mnie za to, że powiedziałem, żeby oddał pionek od szachów. Chciał mnie zadźgać nożem i zabić. Przez cztery noce walczyłem z nim. Raz na noże - kontynuował Kamil.
Występował z połamanym kręgosłupem
Następnie przeżył poważny wypadek: - W międzyczasie złamałem kręgosłup na pokazie kaskaderskim. Robiłem wtedy podwójne salto na próbie. Tańczyłem w musicalu. Stwierdziłem, że za 2-3 dni mam występ i nie mogę pójść w gipsie. Miałem zmiażdżone wszystkie dyski w kręgosłupie.
Kamil interwencji lekarzy najwyraźniej nie potrzebował: - Po przyjeździe z Mongolii ważyłem ok. 115-120 kg. Byłem byczkiem. Uratowało mnie to, że nie przerwałem rdzenia kręgowego. Obandażowałem się, byłem na lekach przeciwbólowych, narkotycznych i nie tylko, żeby zatańczyć podczas premiery musicalu.
Sytuacja się powtórzyła, bo po dojściu do zdrowia znów złamał kręgosłup. I tym razem obyło się bez szpitala. Tak, my też pytamy: jakim cudem.
Wiadomo, że Kamil pracował jako cyrkowiec. Opowiedział też, jak pewnego razu (niezdolny w końcu do spektakularnych akrobacji) robił różne sztuczki w trakcie pokazów pirotechnicznych. Któregoś razu za długo trzymał parafinę w ustach. Skończyło się to "chemicznym zapaleniem płuc".
Potem Kamil przeniósł się myślami do Polski. Dopiero wtedy jego ciało nie wytrzymało: - Lekarze reanimowali mnie, przywrócili bicie serca, trafiłem do szpitala, na umieralnię. Lekarze postawili na mnie już kreskę. Pewnego dnia przeglądając czasopismo dla kobiet, pomyślałem, że fajnie byłoby odwiedzić przed śmiercią Emiraty Arabskie i zobaczyć Burj Dubai. Jakimś cudem zadzwonił mój telefon, choć nie było zasięgu. Dostałem zlecenie od siostrzanego cyrku, żebym przyjechał do Dubaju i tam występował dla szejków.
Z kombinerkami na raka
Po wszystkim Kamil zapewnił uczestników: - Opowiadam wam, jak wyglądało moje życie bez większych dodatków.
Możecie sobie tylko wyobrazić, jakie mieli miny podczas tej opowieści. Chyba wszyscy czekali, aż Kamil przyzna, że żartuje. Tak się jednak na wizji nie stało. Uczestnicy zaczęli dopytywać o szczegóły. Jedna z bliźniaczek chciała wiedzieć, co stało się z mamą Lemieszewskiego.
- Mama rok po śmierci taty spłonęła żywcem w domu. Wtedy stwierdziłem, że do Polski za szybko nie wrócę - powiedział.
I to nie koniec!
Kamil dodał jeszcze jeden wątek: - Pod wpływem stresu dostałem raka nosa i zatok. Lekarze w Anglii nie chcieli mi pomóc. Czasami wyrastały mi z nosa nowe twory, a musiałem iść na plan zdjęciowy. Dzień przez zdjęciami wziąłem sobie kombinerki i wyrwałem wszystko z nosa. Zatamowałem krwotok i pojechałem na plan - powiedział.
Przypomnijmy, że Kamil jest aktorem. Grywa jako statysta w hollywoodzkich filmach. Mówi, że do Polski przyjechał dla rozrywki. Wygląda na to, że bardzo zabiega o atencje. Wychodzi mu to najciekawiej w historii tego programu. Nic dziwnego, że wśród widzów pojawiają się pytania. Zmyślał? Może to jednak prawda? Kamil mógł jednak okazać się najbardziej skutecznym trollem i tym samym inteligentnie wyśmiać mniej prawdopodobne i nieszczere historie uczestników.