Artur Orzech komentował Eurowizję z domu. Nie zawiódł fanów
Dziennikarz w tym roku pożegnał się z TVP, w związku z czym nie mógł komentować tegorocznej Eurowizji. Ale Orzech nie zawiódł swoich fanów. Komentował występy na żywo na YouTubie ze swojego domu. Sprawdziliśmy, jak wypadł.
Jeśli oglądanie Eurowizji to w waszych domach tradycja, pewnie ucieszyliście się, że konkurs powrócił w tym roku. Niestety w transmisji TVP zabrakło jednego bardzo istotnego elementu. Artura Orzecha. Dziennikarz muzyczny przez niemal 30 lat komentował Konkurs Piosenki Eurowizji na antenie Telewizji Polskiej. Ale w marcu br. został dyscyplinarnie zwolniony po tym, jak nie stawił się na nagraniu jednego z odcinków "Szansy na sukces". Zastąpił go Marek Sierocki, który wraz z Aleksandrem Sikorą został też komentatorem tegorocznej Eurowizji.
Jednak Artur Orzech nie zostawił swoich fanów bez tradycyjnego komentarza i zaprosił ich na swój kanał na YouTubie, gdzie komentował konkurs na żywo. Sprawdziliśmy, jak mu poszło.
Artur Orzech nie mógł transmitować konkursu na swoim kanale, w związku z czym na nagraniu widzieliśmy jego twarz, a pod wideo dziennikarz zamieścił link do transmisji na oficjalnym kanale Eurowizji na YT. W związku z tym początek jego nagrania wypadł dość dziwnie. Orzech po prostu siedział przed kamerą bez dźwięku. Włączył się dopiero po prezentacji uczestników.
- W tym roku dwudziestu kilku artystów to ci sami, którzy mieli wystąpić w zeszłym roku. Piosenki się przeterminowały, więc słuchamy nowych – powiedział.
Wiele osób w Polsce ogląda Eurowizję właśnie dla komentarzy Artura Orzecha. Dziennikarz sypie z rękawa żartami, a do tego jego wiedza na temat Eurowizji jest imponująca. Orzech zawsze jest przygotowany i w zasadzie o każdym muzyku potrafi przytoczyć jakąś anegdotę. Po każdym z występów dzieli się swoją opinią, a ta nie zawsze jest miła i przyjemna.
W jego transmisji nie mogło zabraknąć tych elementów. Po występie Albanii nie krył, że mu się nie podobał: - Sprawdzałem listę zwycięzców z poprzednich lat i nie ma na niej Albanii. Mam nadzieję, że w tym roku również nie dopisze się do tej szacownej listy.
Od Orzecha dostało się też Belgii, choć, jak zapewnił, bardzo ceni sobie reprezentujący ją zespół Hooverphonic: - Hasło "you're in the wrong place" znajdzie tutaj odzwierciedlenie - powiedział.
Dziennikarz zdradził też kulisy komentowania Eurowizji na żywo dla TVP: - Jeśli ktoś myśli, że siedziałem do tej pory podczas Eurowizji w jakimś komforcie, to jest w błędzie. To jest taka płyta paździerzowa, mieści się w niej dwóch komentatorów. Jeśli ma się trochę szczęścia, to jest jakaś klimatyzacja, jak ktoś siedzi bliżej tej rury, to najlepiej w płaszczu. Ale nie o to chodzi, by była wygoda, ale o emocje.
Niestety w pewnym momencie transmisja Orzecha się zerwała. Dziennikarz wrócił po dobrych kilku minutach.
Mimo wpadek technicznych i nieco dziwnej formy (momenty ciszy między komentarzami), transmisja Orzecha broniła się jego profesjonalizmem, poczuciem humoru i wiedzą. I choć podobno nie ma ludzi niezastąpionych, w tym przypadku naprawdę trudno znaleźć godne zastępstwo. Bo też trudno wyobrazić sobie Eurowizję bez Artura Orzecha. Na szczęście w tym roku nie trzeba było tego robić.