Anthony Jeselnik w Polsce: "Gdy byłem mały, myślałem, że jestem Polakiem. A później się okazało, że jednak miałem szczęście"
Nieustannie przekracza granice dobrego smaku. Nie zna tematów tabu. Za żarty grożono mu śmiercią. Ale żyje i ma się dobrze. Anthony Jeselnik przyjechał do Polski, by przetestować poczucie humoru warszawskiej publiczności. I roznieść scenę Teatru na Woli.
04.09.2018 | aktual.: 04.09.2018 12:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Donald, wiesz co łączy cię z Michealem Douglasem z filmu "Wall Street"? Nikomu nie będzie smutno, jak któryś z was umrze na raka. – Taki żart Jeselnik powiedział Donaldowi Trumpowi podczas transmitowanego w telewizji kilka lat temu roastu. Na drugi dzień obudził się sławny. Wieść o nim rozniosła się nie tylko po USA, ale dotarła też do Polski, gdzie stand-up ma się coraz lepiej. Świadczyć o tym mogą kolejki przed wejściem i tłumy na widowni show amerykańskiego komika, zorganizowanym w warszawskim Teatrze na Woli.
Zanim gwiazdor wieczoru wyszedł na scenę, jako support wystąpiła Mo Welch – Prawie zginęłam nagle w zeszłym miesiącu – powiedziała na początku swojego występu – a wiecie co jest najgorsze w nagłym umieraniu? To, że nie macie czasu by zalogować się na Twittera i upewnić się, że wasz ostatni tweet był zabawny.
Tym żartem komiczka ustawiła nastrój wieczoru. Jeśli ktoś na sali jeszcze nie wiedział, czekał nas maraton czarnego humoru.
- Jestem lesbijką, więc technicznie rzec ujmując, za każdym razem, gdy nie śmiejecie się z mojego żartu, popełniacie zbrodnię nienawiści – zaczęła Mo, po czym wypaliła – nie wiem, czy w Polsce lubicie homoseksualistów, ale jeśli pójdę do więzienia – co będzie w porządku, bo pójdę do żeńskiego więzienia – to będę podążać śladami mojego ojca.
Po jej świetnym, nagrodzonym gromkimi brawami, występie, przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Anthony Jeselnik zaczął od… żartów o Polakach:
- Wspaniale być tu, w Warszawie. Zasypywano mnie pytaniami, gdy bukowałem ten występ. Wszystkie brzmiały: "Dlaczego?" – po salwach śmiechu kontynuował - "Wiesz, że Polacy się nie śmieją." "Wiem" odpowiadałem. "Bo nigdy mnie tam jeszcze nie było".
Na tym nie poprzestał: - Pochodzę z Pittsburga. Jest tam ogromna społeczność polska. Dorastałem myśląc, że jestem Polakiem, bo wszyscy inni byli. A później się dowiedziałem, że jednak miałem szczęście.
Dalej Jeselnik opowiadał o spotkaniu z analitykami, którzy powiedzieli mu, że ludzie w Polsce często wyszukują go w Google – "Dlaczego tak robią?" zapytałem. Odpowiedzieli: "pewnie myślą, że jesteś Polakiem".
Po wstępie o Polakach żarty Jeselnika oscylowały wokół fundamentalnych wartości: rodziny, religii, życia i śmierci. Rozniósł je na strzępy. Ale przekraczanie tabu zaczęło się, gdy za cel Jeselnik wziął sobie na cel dzieci. Te niewinne istoty w starciu z ciętym humorem komika nie miały szans. - Mam koleżankę, która niedawno dowiedziała się, że nie może mieć dzieci – powiedział, po czym dodał: – zdaniem sądu.
Długa historia o ulubionym zajęciu Jeselnika – upuszczaniu dzieci – rozgrzała publiczność do czerwoności. Ale najzabawniejsze miało dopiero nadejść: komik sprzedał nam opowieść o dziewczynce, której regularnie kradnie szklane oko. – Jak sobie wyobrażacie, że to robię? – zapytał publiczność. Nie zawiedliśmy. Metoda została zdemaskowana. Nie napiszemy jednak, co zrobić, gdyż tekst nie nadawałby się do publikacji. Taki jest własnie Jeselnik.
- Wiecie, że w tej chwili na świecie jest więcej niewolników niż kiedykolwiek w historii? Myślicie, że wasza praca jest okropna? Wyobraźcie sobie tych, którzy muszą liczyć niewolników – pod koniec występu Jeselnik przeszedł do żartów z rasizmu. A później wziął na warsztat temat aborcji serwując nam historię o tym, jak odwiózł koleżankę do kliniki aborcyjnej. Przez dwie i pół godziny spędzone w poczekalni wymyślał żarty. Efekt jest powalający – niektórzy na widowni dostali ataku spazmatycznego śmiechu.
Polska publiczność przyjęła Jeselnika z otwartymi ramionami. Sala była pełna. Nikt się nie oburzał. Nikt nie wyszedł. A komika pożegnały owacje na stojąco. Czy na sali byli sami fani artysty? A może sami miłośnicy stand-upu? W każdym razie wieczór z Jeselnikiem pokazał, że jesteśmy spragnieni kontrowersyjnych żartów, które pozwalają nabrać dystansu do poważnych spraw. I do siebie samych. Oby więcej takich występów.