Anna Strzałkowska o TVP. Jest zszokowana skalą przeinaczenia
09.06.2021 21:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O Annie Strzałkowskiej zrobiło się głośno pod koniec maja, gdy działaczka społeczna zarzuciła dziennikarzowi "Alarmu!", że sugerował jej udział w morderstwie przyjaciółki sprzed lat. Kobieta po raz kolejny napisała o programie TVP1 na swoim profilu na Facebooku. Wspomniała m.in. o tym, że wykorzystano w nim nagrania oraz zdjęcia bez wiedzy i zgody osób, które na nich są.
Anna Strzałkowska to psycholog, wykładowczyni akademicka i działaczka na rzecz osób LGBT w Gdańsku. Kobieta w młodości była jedną z przyjaciółek Darii Relugi, która została zgwałcona i zamordowana 26 lat temu w oliwskim lesie, gdzie poszła pobiegać. Do tej pory nie odnaleziono sprawcy. TVP postanowiła wrócić do tej sprawy i pokazała ostatnio materiał o śmierci Darii w programie "Alarm!". Jedną czwartą czasu antenowego poświęcono najnowszej "hipotezie" ojca 19-latki o tym, że morderstwo zleciła jej przyjaciółka.
Autor materiału, Krzysztof Plona, wyjaśniał, że spotkał się z rzeczoną przyjaciółką i rozmawiał o wspomnieniach związanych z Darią. Oczywiście chodzi o Strzałkowską. Swoje przeprawy z pracownikiem TVP działaczka opisała po raz pierwszy 26 maja. – Dziennikarz zapytał, czy słyszałam o hipotezie, że to ja mogę stać za tą zbrodnią. Zamarłam. W pierwszej chwili w ogóle nie rozumiałam, co on mówi. Byłam zszokowana. Odpowiedziałam, że brzmi to absurdalnie, zapytałam, skąd wziął taki pomysł – powiedziała w rozmowie z WP.
Strzałkowska wspomniała także o tym, że Plona pytał ją, czy podpisać ją w materiale jako "aktywistkę LGBT". – Dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że to jedna wielka prowokacja i "ustawka". Że wcale nie chodzi o to, żeby zrobić materiał przypominający o zbrodni i o Darii, ale żeby szukać skandalu – przyznała.
W swoim ostatnim poście na Facebooku wróciła jeszcze raz do tej sprawy. Na wstępie przyznała, że zgodziła się wystąpić w programie na prośbę taty Darii. "Zadzwonił, że będą się zgłaszać dziennikarze, prosił, żebym pomogła. Zawsze uważałam, że to moja powinność i jedyne, co mogę zrobić dla wyjaśnienia tej sprawy, to nadać jej rozgłos. Nie sądziłam jednak, że ktoś w bezwzględny sposób będzie chciał to wykorzystać przeciwko mnie" – napisała.
W dalej części podkreśla, że już na początku została wprowadzona przez dziennikarza w błąd. "Reporter chciał nagrać moją reakcję na to, że to ja stoję za zbrodnią. Jak to usłyszałam, to zdębiałam, spodziewałam się rozmowy o Darii…" – stwierdziła. Wspomniała też o wątku z "aktywistką LGBT". "Uświadomiłam sobie skalę przeinaczania, że może to być materiał przedstawiający osoby LGBT jako tych, którzy zabijają z zemsty i zazdrości, więc należy ich izolować od 'zdrowej części społeczeństwa'" – dodała.
Strzałkowska poruszyła też inną sprawę, która sprawiła jej przykrość. "W materiale użyto nagrań i zdjęć, na których jest Daria i my, jej przyjaciele z liceum – zresztą bez wiedzy i zgody osób tam pokazanych. Zobaczyłam między innymi nagranie Darii, na którym składa mi życzenia na 18-ste urodziny. Powiedziała wtedy, że ma nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami do końca życia… Trudno wyrazić ból, który czuję, gdy widzę te zdjęcia w takim programie" – czytamy.
Na końcu podziękowała za wsparcie, jakie otrzymuje od ludzi. Wiele ciepłych słów można przeczytać w komentarzach pod jej wpisem. Internauci przy okazji nie mogą uwierzyć w to, co spotkało kobietę. "Aniu, mam dreszcze od potylicy do stóp. To w jak bestialski sposób zostało nadużyte twoje człowieczeństwo, jest nieludzkie. Ciężko mi z tym, co cię dotknęło", "Aniu, bardzo mi przykro, że doznałaś kolejnego zranienia, wykorzystania, manipulacji" – pisali.