Alan Andersz apeluje: "Artyści i artystki powinni zabierać głos. Dość siedzenia w bezpiecznych kryjówkach"
06.10.2023 16:50, aktual.: 06.10.2023 18:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Alan Andersz i Barbara Wysocka, aktor serialowy i aktorka znana z ekranu, ale także ze sceny teatralnej, wzięli udział w spocie nawołującym do nieuczestniczenia w referendum. Mowa w nim o tym, że to głosowanie, które "szerzy uprzedzenia".
Referendum jako "manipulacja"
Przed wyborami w mediach pojawia się mnóstwo materiałów przygotowywanych przez poszczególne komitety wyborcze. Ale nie tylko. Co rusz do przestrzeni publicznej trafiają także spoty najróżniejszych kampanii, które nie promują konkretnych kandydatów i kandydatki, ale dotyczą ogólnych spraw związanych z wyborami.
Najczęściej są to kampanie profrekwencyjne, zachęcające do wzięcia udziału w wyborach, ale niewskazujące, na jaką partię głosować. O kilku takich akcjach było ostatnio głośno, np. "Nie śpij, bo cię przegłosują" czy "Kobiety na wybory".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale niedawno premierę miał spot zupełnie innego rodzaju. To materiał nawołujący do niebrania udziału w referendum, część większej kampanii pod hasłem "Nie daj sobie wcisnąć referendum!" prowadzonej przez kilka organizacji, m.in. Amnesty International i KOD.
Pod filmem podpisane jest Forum Obywatelskiego Rozwoju. To krótka opowieść o wyborcy, który mimo podchwytliwych namów członkini komisji wyborczej odmawia wzięcia udziału w referendum. Na koniec padają znamienne słowa: "Nie daj się zmanipulować [...] nie bierz karty do głosowania w szerzącym uprzedzenia referendum".
Zagrać zły charakter w dobrej sprawie
- Wziąłem udział w tej kampanii, ponieważ jej przekaz pokrywa się dokładnie z tym, co sam myślę. Znam też dobrze organizacje, które stoją za tym spotem, a wręcz konkretnych ludzi, którzy zajmują się tym projektem. Wiedziałem, że mogę im zaufać, co na pewno przyczyniło się do tego, że wziąłem udział w tej akcji - tłumaczy Wirtualnej Polsce Alan Andersz.
Także dla Barbary Wysockiej nie była to pierwsza okazja, żeby robić coś wspólnie z organizatorami kampanii.
- Działania Fundacji Helsińskiej wspieram od dawna, współpracowaliśmy przy spektaklu "Odpowiedzialność" (to dokumentalne przedstawienie, próbujące odpowiedzieć na pytanie, kto ponosi tytułową odpowiedzialność za cierpienie i śmierć uchodźczyń i uchodźców na granicy polsko-białoruskiej - red.), więc propozycję zagrania w spocie przyjęłam bez żadnego wahania - opowiada aktorka.
W spocie Wysocka gra osobę, która ma poglądy polityczne wyraźnie inne niż ona sama.
- Spot jest napisany w przewrotny sposób. Czasem trzeba zagrać czarny charakter, szczególnie w słusznej sprawie. Przeraża mnie, do jakiego stopnia ludzie dają sobą manipulować. Jak pisze Orwell w "1984": "Przełykali wszystkie kłamstwa i to bez najmniejszego dla siebie uszczerbku, bo przelatywały przez nich, niestrawione, niczym kamyki przez układ pokarmowy ptaka" - komentuje artystka.
Hejtu nie było, pełna kultura (polityczna)
Na osoby tak jasno deklarujące swoje poglądy polityczne w gorącym czasie kampanii wyborczej często spada potężny hejt. Tak było choćby w przypadku osób zaangażowanych w produkcję filmu "Zielona granica" na czele z jego reżyserką Agnieszką Holland. Spotkało to także aktorkę Aleksandrę Popławską, która wzięła udział w kampanii profrekwencyjnej. W przypadku sporu antyreferendalnego było jednak inaczej.
- Na szczęście, przynajmniej na razie, nie dotarły do mnie żadne nieprzychylne reakcje. Nie było żadnego hejtu. Na jednym z portali sprzyjającym władzy znalazła się informacja o spocie, ale ton komentarza zdecydowanie utrzymany był w granicach kultury politycznej. W jakiś sposób szanuję takie stawianie sprawy: oni mają inne zdanie na ten temat, my inne. Każdy ma prawo przedstawić swoje stanowisko i przekonywać do niego innych. Bez agresji, bez napadania na siebie. Na tym powinno polegać uprawianie polityki w mediach - przekonuje Alan Andersz.
Z negatywnymi reakcjami nie spotkała się także Barbara Wysocka. Było wręcz odwrotnie.
- Dotarły do mnie pozytywne reakcje, ale oczywiście są to reakcje osób o podobnych poglądach i zaangażowanych po tej stronie co ja - mówi aktorka.
"Artyści i artystki muszą brać stronę"
Andersz zajął też przy okazji mocne stanowisko w sprawie politycznego i społecznego zaangażowania osób ze świecznika: gwiazd ekranu, estrady i sceny.
- Przeczytałem kiedyś słowa amerykańskiego artysty i aktywisty Paula Robesona, o tym, że "artyści i artystki muszą brać stronę". Bardzo mi to zapadło w głowę i tego się trzymam. Mamy głos, ludzie nas słuchają, mamy zasięgi. Ne tylko możemy, ale wręcz powinniśmy to wykorzystywać, aby mówić głośno o sprawach, które są dla nas ważne i w które wierzymy. A że to czasem wywołuje negatywne reakcje? Trudno, nie można zawsze żyć w bezpiecznej kryjówce. Trzeba czasem, jak to się mówi, wychodzić ze strefy komfortu. Te wybory to jest właśnie taki moment - zapewnia aktor.
Jego koleżanka także zwraca uwagę na to, jak ważne są nadchodzące wybory.
- Staram się przekonać jak najwięcej osób, że głosowanie ma sens, że nie chodzi o władzę idealną, ale o zmianę obecnej. Bo śmierć kobiet na porodówkach, śmierć uchodźców w lasach na granicy, śmierć pacjentów nowotworowych z powodu braku dostępu do leków, dyskryminacja osób LGBT+ oraz zatruwanie polskiego powietrza i rzek do poziomów śmiertelnych to nie jest rzeczywistość, w jakiej chcemy żyć. To dystopia - stwierdza Barbara Wysocka.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" sprawdzamy, jak bardzo Netflix zmasakrował "Znachora", radzimy, dlaczego niektórych seriali lepiej nie oglądać w Pendolino oraz żegnamy się z "Sex Education", bo chyba najwyższy już czas, nie? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.