"1983": Agnieszka Holland ma rację. To nie jest serial dla Polaków
Wystarczy jeden prosty trik, by "1983" stał się lepszy - zmienić dźwięk z polskiego na dubbing angielski. Miażdżony przez polskich widzów serial Netfliksa nie jest jednak tak zły, jak wskazywałyby hektolitry żółci wylane na niego w miniony weekend. Co więcej - jest to produkcja, jakiej nigdy w historii jeszcze nie było.
"Ciężko przebrnąć", "odradzam", "katastrofa pod każdym względem", "prezentacja mopa w telezakupach miała lepiej napisany scenariusz" - to najdelikatniejsze opinie, jakie spłynęły na wyreżyserowany m.in. przez Agnieszkę Holland dystopijny dramat rozgrywający się w alternatywnej Polsce A.D. 2003. Większość internautów (nie wiemy, czy wszyscy są subskrybentami strumieniowego serwisu) była zdecydowanie bardziej dosadna, ale to właśnie te pierwsze, pobłażliwe i niewulgarne komentarze wywołały ostrą reakcję twórczyni "Tajemniczego ogrodu".
Agnieszka Holland, widząc powyższe, wparowała na Facebooka cała na biało, zarzucając komentującym "brandzlowanie się hejtem" i "niezrozumienie konwencji". Wzbudziła tym samym jeszcze większy niesmak niż serial, którego starała się bronić niczym Rejtan polskiej niepodległości, gołą klatę zastępując niewyszukanym słownictwem i argumentem, że na Zachodzie się podoba. Problem w tym, że jakkolwiek fatalny by nie był styl jej reakcji na pierwsze recenzje "1983"... pani Agnieszka ma rację.
Nigdy nie sądziłem, że stanę po stronie autorki fatalnego "Janosika. Prawdziwa historia", ale trudno nie odmówić jej racji. Serialu takiego jak "1983" jeszcze w Polsce nie mieliśmy. I nie tylko dlatego, że po raz pierwszy dostaliśmy do ręki niemal nieograniczony budżet (krążą plotki, że na planie w rolkach nie było papieru toaletowego, tylko dolary), ale przede wszystkim ze względu na wspomnianą konwencję, odejście od typowej polskiej smuty, kultowego "czucia się wyobcowanym przez Niemców" Jacka Braciaka i zastąpieniu jej niezwykle udaną, mającą niewiele wspólnego z polską historią wizją techno-PRL. Wykreowaniu świata, w którym odnalazłby się i Deckard z "Łowcy androidów", i Birkut z filmów Wajdy.
Na tle polskich seriali po 1989 roku "1983" jawi się jako majstersztyk. Co więcej, mając na uwadze hurtową liczbę tasiemców wypuszczanych z trzewi Netfliksa w ostatnich latach - dodajmy, że w wielu przypadkach bardzo wątpliwej jakości - "1983" jest jak kolejne zagraniczne (po "Dark" i "Domu z papieru") światełko w tunelu dla strumieniowego giganta. Widzą to zwłaszcza odbiorcy niepolskojęzyczni, którzy nie szukają niczym nasi krajanie wtrętów i komentarzy do przeszłej czy aktualnej sytuacji politycznej, nie skupiają się na nienaturalnych dialogach (kwestia świata przedstawionego), a emocjonują się orwellowskim klimatem, historią alternatywną i scenariuszowymi zagadkami.
Czy widz zagraniczny jest w takim razie mniej wymagający? W pewnym sensie tak. Widz zagraniczny nie miał tak bardzo rozbudzonych oczekiwań (możemy wręcz założyć, że nie miał oczekiwań wcale), historia i faktografia nie ma dla niego większego znaczenia (u nas kontrowersje i politowanie wzbudza nawet żartobliwa mapa warszawskiego metra za plecami głównego bohatera w pierwszym odcinku), a legendarne już drewniane dialogi nie istnieją. Miast nich zagranica dostaje bardzo przyzwoity dubbing, sugerujący, że to w tym języku wszystkie wymiany między bohaterami zostały oryginalnie napisane.
Nie jest więc "1983" serialem dla Polaków. To serial dla rozsianego po całym świecie pokolenia Netfliksa, tylko rykoszetem stworzony w naszym kraju, z Polakami w obsadzie i polską alt-historią w tle. To, że Gdynia udaje w nim Szczecin, a Katowice Warszawę, że Wałęsa nie istnieje, a do Kaczyńskich nawet nikt nie próbuje nawiązywać, nie ma dla nikogo, oprócz tej garstki subskrybentów nad Wisłą, jakiegokolwiek znaczenia. Mnie dawno żaden nowy serial nie wciągnął tak bardzo i tak szybko - a jestem po zaledwie dwóch pierwszych odcinkach. Nie wiem, co będzie się działo w kolejnych sześciu, ale na razie kupuję tę komunistyczną dystopię Made in Poland. Kupuję i daję sowity napiwek dostawcy, bo czegoś takiego się szczerze nie spodziewałem.
Z oceną całości wstrzymam się jeszcze kilka dni, ale już teraz mogę napisać, że jakiekolwiek nie byłoby rozwiązanie pogmatwanych wątków "1983", zdecydowanie warto rzucić na niego okiem. Bez uprzedzeń, bez oczekiwań. Przymykając nieco wyczulone na wszelkie dialogowe niedoskonałości ucho, zanurzając się w wizji świata (nie tylko Polski!), w którym nie wszystko poszło po myśli totalnej antypartyjnej opozycji. Tak jak zrobiliby to siedzący na kanapach widzowie z popcornem, a nie zakochani w poprawnej polszczyźnie, uzbrojeni w notesy śledczy z IPN-u.