100 proc. na Rotten Tomatoes. Serial Netfliksa nie zasługuje na więcej niż 3 na 10

W netfliksowym "Parasyte: The Grey" przejęci przez pasożyty ludzie zamieniają swoje głowy… w zabójcze macki. Fani szalonych azjatyckich produkcji być może spojrzą na nowy serial serwisu przychylnym okiem, ale widzowie mniej zorientowani w mangowym horrorze raczej nie znajdą tu nic dla siebie.

Obcy z serialu Netfliksa mają dość ciekawy design
Obcy z serialu Netfliksa mają dość ciekawy design
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

"Parasite" z 2019 r. trzeba uznać za prawdziwą filmową cezurę. Obsypany nagrodami na festiwalu w Cannes czy na Oscarach film Bong Joon-ho zwrócił uwagę masowej publiczności na fakt, że w Korei Południowej od lat 90. powstają niezwykłe filmy. Rozgłos wokół filmu szybko wykorzystał m.in. Netflix, który nie tylko ochoczo zabrał się za udostępnianie na swojej platformie koreańskich seriali, ale także zaczął finansować własne oryginalne treści. Kulminacją tego był "Squid Game" z 2021 r., jak na razie największy hit w historii Netfliksa.

Od tamtego czasu fani koreańskich seriali czy filmów są rozpieszczani przez streamingowego giganta. Właściwie co rusz pojawia się jakiś nowy tytuł. Jedną z takich nowości jest "Parasyte: The Grey", sześcioodcinkowa adaptacja bardzo popularnej japońskiej mangi "Pasożyt". To dzieło doczekało się już serialu anime (również dostępny na Netfliksie) oraz dwóch filmów aktorskich.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz: zwiastun serialu "Parasyte: The Grey"

Takie wzięcie nie dziwi, bo, po pierwsze, mamy tutaj do czynienia z horrorem z elementami science fiction, a to zawsze ma spory potencjał komercyjny. Po drugie, w mandze występuje motyw "obcy wśród nas", który literatura, kino czy telewizja od wielu dekad mielą na wszelkie możliwe sposoby.

Oryginał, a co za tym idzie też i "Parasyte: The Grey", niczego nowego do tego tematu akurat nie dorzuca, ale zwraca uwagę konceptem obcego, który po przejęciu człowieka zmienia kształt jego głowy w macki o różnych kształtach. Jeśli akurat nie czytaliście mangi Hitoshiego Iwaakiego, to możecie kojarzyć dość podobny obrazek z późniejszych dzieł popkultury - mowa o Demogorgonie ze "Stranger Things" i zainfekowanych ludziach z gry "Resident Evil 4".

To niejedyne znajome elementy. W "Parasyte: The Grey" najeźdźcy robią generalnie to, co widzieliśmy już w takich filmach jak "Inwazja porywaczy ciał" czy "Oni". Mianowicie, udają zwykłych obywateli i z ukrycia rozglądają się za kolejnymi ofiarami. Problem w tym, że ludzkość wie o nich po ataku kosmity na festiwalu muzyki elektronicznej. Powołano nawet specjalny oddział o nazwie Grey, który ma zwalczyć zagrożenie.

"Parasyte: The Grey" ma motyw znany z wielu filmów science fiction
"Parasyte: The Grey" ma motyw znany z wielu filmów science fiction© fot. mat. pras.

Głównym wątkiem "Parasyte: The Grey" są jednak losy Jeon So-nee, młodej kobiety z traumatyczną przeszłością, która zostaje pewnej nocy zaatakowana przez niezrównoważonego psychicznie mężczyznę. Odnosi poważne obrażenia, ale życie ratuje jej nieoczekiwanie pasożyt, który zabija agresora.

Co więcej, z racji, że pasożyt nie był w stanie pożreć mózgu kobiety, bo tylko w ten sposób mógłby przejąć nad nią kontrolę, postanowił ją uratować, wchodząc z nią w koegzystencję. Bohaterka, będąc mutantem, z jednej strony musi uważać na Grey, a z drugiej na swoją rasę, dla której staje się zagrożeniem.

Nic tu nie działa jak należy

Brzmi to wszystko dziwnie? I takie właśnie jest, ale niestety poza dziwactwem produkcja nie oferuje zbyt wiele. Choć mackowate potwory na początku mogą budzić zainteresowanie, to jednak w żadnym stopniu nie są przerażające. Szybko stają się też komiczne, gdy widzimy po raz dziesiąty tę samą sztuczkę z rozszczepiającą się głową. To sprawia, że "Parasyte: The Grey" kompletnie nie działa jako horror. Jest to niemały szok, bo serial nakręcił Yeon Sang-ho, odpowiedzialny przecież za kapitalne "Zombie Express".

Twórca serialu najwyraźniej zapomniał, że dobre, wartkie tempo to podstawa w kinie gatunkowym, jeśli akurat nie mamy do czynienia z arthouse'owym horrorem. Bardzo ciężko jest przebrnąć przez pierwszy odcinek, w którym jeśli nie grzęźniemy w rozciągniętej ponad miarę ekspozycji, to musimy śledzić kilka zbędnych wątków. Na przykład jeden z nich związany jest z gangsterem, który poszukuje siostry. W pewnym momencie dołącza do Jeon So-nee, ale jego obecność niczego nie dodaje do fabuły.

Nawet gdy serial zaczyna się lekko rozkręcać pod kątem akcji, zwłaszcza pod koniec, to napięcia w nim niewiele, więc wielu widzów po prostu może nie dotrwać do finału. Jako ogólny zwolennik tego typu gatunkowych historyjek ledwo dałem radę przełykać kolejne odcinki, które działają co najwyżej jako dobre usypiacze.

W przeciwieństwie do wspomnianej wyżej "Inwazji porywaczy ciał", "Parasyte: The Grey" nie działa również na poziomie metaforycznym. W tym przypadku chodzi o wątek, w którym kosmici udają, że są kongregacją, ale szybko poddają się manipulacjom "pastora" rodem z najgorszych sekt. Czyli istoty pozaziemskie ostatecznie nie różnią się od nas? Ziew.

Na razie za sprawą pięciu recenzji serial może pochwalić się perfekcyjnym wynikiem na Rotten Tomatoes. Coś jednak czuję, że ten wynik po czasie zmieni się na gorszy. W Polsce "Parasyte: The Grey" jest obecnie trzecim najpopularniejszym serialem Netfliksa, co oznacza, że sporo ludzi musiało sprawdzić to kuriozum. Ci, co jeszcze tego nie zrobili, raczej powinni trzymać się od niego z daleka. Z mojego punktu widzenia to strata czasu.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

W 52. odcinku podcastu "Clickbait" rozwiązujemy "Problem trzech ciał" Netfliksa, zachwycamy się "Szogunem" na Disney+ i wspominamy najlepsze seriale 2023 roku nagrodzone na gali Top Seriale 2024. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)