Zostałam zamknięta w domu "Big Brothera". Bez telefonu, telewizora i internetu
Panika i ekscytacja ogarnęły mój umysł, kiedy zabrano mi komórkę. Jedno jest pewne - nie dałabym się tam zamknąć na trzy miesiące.
Luksusowy dom pod Warszawą wygląda jak z katalogu. W środku nie ma telewizora, komputera, a telefon zabrano mi jeszcze przed wejściem do środka. W każdym kącie znajduje się malutka kamera, która obserwuje wszystko, co robię. W sumie jest ich kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt. Jedna, zalepiona znajduje się nawet w łazience. Szybko jednak można przyzwyczaić się do ich obecności i zachowywać całkiem naturalnie.
Dom, w którym za chwilę zamieszkają uczestnicy "Big Brothera" robi kolosalne wrażenie. Jego wystrój jest bardzo surowy i nowoczesny. Znajduje się pod Warszawą w bardzo spokojnej i cichej okolicy. To idealne miejsce na głośne imprezy albo, jak kto woli, na obcowanie z naturą.
Uczestnicy mają tu dosłownie wszystko. Z wyjątkiem urządzeń elektronicznych, które umożliwiłyby im kontakt ze światem zewnętrznym. Przez trzy miesiące nie będą mogli napisać SMS-a do bliskich, wrzucić na Instagrama wyretuszowanego selfie z dzióbkiem ani pochwalić się umięśnioną klatą na Facebooku.
Miałam okazję na własnej skórze sprawdzić, jak będzie wyglądało życie osób, które zdecydują się na przygodę w programie "Big Brother". Dziennikarze z największych redakcji w Polsce jako pierwsi mogli sprawdzić, w jakich warunkach będą żyli śmiałkowie.
Byłam w domu Wielkiego Brata
Na początku odebrano nam telefony. Pierwsza myśl: jak ja wytrzymam? Non stop mam komórkę w kieszeni, co chwilę sprawdzam maile, dzwonię, smsuję, podpatruję, co u znajomych. To moje narzędzie pracy. A jeśli nie korzystam, to mam komfort psychiczny, że w każdej chwili mogę coś sprawdzić. W zamian otrzymaliśmy mikroporty i koszulki z naszymi imionami na plecach. Panika przerodziła się w ekscytację i oczekiwanie na nieznane. Później zostaliśmy zaprowadzeni przez obsługę pod drzwi domu, gdzie przywitała nas Agnieszka Woźniak-Starak. Prowadząca upewniła się, że żadna z czternastu osób nie ma ze sobą telefonu, a następnie życzyła nam dobrej zabawy.
Po wejściu do domu wszyscy zaczęliśmy się rozglądać po ogromnej willi. Głośno zastanawialiśmy się, co nas tutaj czeka. Nasze wątpliwości szybko zostały rozwiane. Głos Wielkiego Brata zaprosił dziennikarzy do konkretnego pokoju. Podobnie jak uczestnicy dostawaliśmy różne polecenia i byliśmy wzywani do tzw. pokoju zwierzeń. I to było najbardziej ekscytujące! W programie to właśnie tutaj uczestnicy opowiadali o swoich przemyśleniach, nominowali innych, uzewnętrzniali się. Mogliśmy nawiązać relację z Wielkim Bratem, który widzi nas, a my go tylko słyszymy. Fajnie było zobaczyć, jak to wygląda i choć przez chwilę poczuć te emocje.
Abyśmy się nie nudzili, otrzymaliśmy do wykonania różnego rodzaju zadania w dwóch grupach. Finałowym zadaniem był quiz dotyczący wiedzy na temat reality-show. Musieliśmy ze sobą współpracować, naradzać się, podejmować decyzje razem dla dobra drużyny. Oczywiście wszystko w formie zabawy, ale emocje i rywalizacja i tak były!
Na koniec nie zabrakło nominacji, co zaskoczyło nas wszystkich. Każda osoba przebywająca w domu musiała pójść do pokoju zwierzeń, porozmawiać z Wielkim Bratem, a następnie wytypować dwie osoby, które jej zdaniem powinny opuścić dom. Na koniec tajemniczy głos zawiadomił nas, kto otrzymał najwięcej głosów. Na szczęście dom opuściliśmy wszyscy, a na zewnątrz czekał na nas Bartek Jędrzejak. Redaktor znany z "Dzień Dobry TVN" będzie wyprowadzał uczestników z domu po eliminacjach.
Przeczytaj: Co się stało z gwiazdami "Big Brothera"?
Nie dam się zamknąć na dłużej
My, dziennikarze, byliśmy zamknięci w pięknym domu ponad trzy godziny. Ja miałam wrażenie, że to trwało znacznie dłużej. Okazało się, że kompletnie nie brakowało mi telefonu i nie miałam odruchu, aby po niego sięgnąć. Natomiast wiem, że niektórzy z moich kolegów i koleżanek złapali się na tym, że sięgają do kieszeni. Ja byłam tak skupiona na tym, co dzieje się tam na miejscu, że nawet nie myślałam o tym, że mógł ktoś do mnie dzwonić lub napisać maila.
To było naprawdę ciekawe doświadczenie z punktu psychologiczno-socjologicznego. My wszyscy się znaliśmy, dlatego przebywanie ze sobą przez kilka godzin non stop nie było dla nas tak uciążliwe. Nawet jeśli ktoś za kimś nie przepada, to pocieszała go z pewnością myśl, że to przecież za chwilę się skończy. Uczestnicy, którzy do domu zawitają 17 marca nie mają takiego komfortu. Po pierwsze nie znają się. A po drugie będą skazani na siebie przez trzy miesiące.
Podczas naszego pobytu w domu wszyscy byli dla siebie życzliwi, żartowaliśmy, wymienialiśmy się uprzejmościami. Wydaje mi się jednak, że z czasem byłoby coraz trudniej. Już po tak krótkim czasie dało się zauważyć, kto jest duszą towarzystwa, kto żartownisiem, a kto woli trzymać się na uboczu. Zderzenie ze sobą tylu osobowości może powodować konflikty, do których w ciągu tych trzech godzin na szczęście nie doszło. Ale kto wie, co działoby się po trzech miesiącach? Choć dom jest przestronny, to ciężko tam znaleźć przestrzeń dla siebie. Trudno o chwilę prywatności. I to mnie najbardziej "uderzyło".
Lubię czasami sobie poleżeć sama w pustym domu i nic nie robić. Potrzebuję czasu i przestrzeni dla siebie. Miewam dni, gdy kompletnie nie chce mi się z nikim rozmawiać, a moi najbliżsi o tym wiedzą i dają mi wtedy spokój. W domu Wielkiego Brata nie ma na to szans. Zawsze ktoś tam będzie, zawsze ktoś podejdzie i zagada. Kilkanaście osób pod jednym dachem generuje różne konflikty, nieprzewidziane sytuacje, ciągle się coś będzie działo. I właśnie ten brak intymności przeraża mnie najbardziej.
Jedna z koleżanek, która tam była razem ze mną zażartowała, że nawet nie będzie można podłubać sobie w nosie, bo obserwują cię miliony Polaków. Choć nie zwracałam uwagi na kamery, to i tak czułam się dość nieswojo w tym dużym domu. Miałam świadomość, że każda moja reakcja, każda rozmowa, każdy gest, wszystko, co mówię jest nagrywane. Nawet w pokoju zwierzeń nominowanie kogoś do odpadnięcia było dla mnie trudne, bo przecież wszystkich lubię i mamy jakieś relacje. A przecież to tylko zabawa! Nic nie znaczące wskazanie imienia. Psychologicznie to było rewelacyjne doświadczenie!
Przebywanie kilka godzin w domu, który za chwilę widzowie będą znali jak własny, było świetną przygodą. Szczerze mówiąc, uczestnicy wykazują się dużą odwagą decydując się na wspólne mieszkanie z obcymi osobami. Co prawda, trzy miesiące to nie wieczność, ale tam czas płynie znacznie wolniej. Ludzie są na siebie skazani i nawet, żeby wyjść zapalić, to trzeba sobie zasłużyć. Ja na pewno nie dałabym się zamknąć na trzy miesiące!
Przed uczestnikami naprawdę wymagający i intensywny czas, a poczynania osób, które pojawią się w "Big Brotherze" możecie śledzić już od 17 marca na antenie TVN7.