Żartują z Mojżesza, Schindlera i Holocaustu. Granice? Zapomnijcie

Żartują z Mojżesza, Schindlera i Holocaustu. Granice? Zapomnijcie
Źródło zdjęć: © YouTube
Magdalena Drozdek

14.07.2020 19:58, aktual.: 15.07.2020 12:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Oskar Schindler siedzi w swoim biurze i popija kawkę z kubka z napisem "Najlepszy szef". - Wszyscy mówią: "Schindler to bohater, anioł, nasz strażnik, człowiek sukcesu, bardzo przystojny". Ale to wszystko nie ma znaczenia. Przede wszystkim muszą mieć mnie za przyjaciela - przyznaje. I dodaje po łyczku kawy: - I za bohatera. I człowieka sukcesu. Ale to wszystko. I za zabawnego człowieka!

- Oczywiście, że próbowaliśmy mu coś powiedzieć. Tyle że nie ma wiele opcji. Albo to, albo udawanie trupa w dole - mówi jedna z pracownic fabryki; bohaterka skeczu izraelskiego programu "The Jewsa Are Coming".

Schindler żartuje sobie ze swoich pracowników na każdym kroku. Krzyczy za nimi "Schnell!" i "Achtung", paradując z czerwonym nosem klauna. Szczyci się, że przed "całą tą sprawą z wojną" był znanym komikiem, ale nie udało mu się na tym zarobić.

W żartach Oskar nie ma granic. Pewnego dnia do fabryki przychodzi dwóch SS-manów. Chcą zabrać jedną z kobiet i gdy ta płacze, że ma dziecko, Oskar idzie jej z pomocą. Szepcze coś na ucho oficerom, po czym mówi, że udało się załatwić, że wezmą tylko jego zegarek i... Josepha, innego pracownika.

Oficerowie ciągną mężczyznę w stronę wyjścia z fabryki, sytuacja jest dramatyczna, a po chwili Oskar Schindler krzyczy "Mazel tov!". Joseph dał się wkręcić. Fałszywi wojskowi wskakują na stół, zdejmują mundury, pod którymi mają tylko majtki w cekiny. Striptizerzy jako urodzinowa niespodzianka. No kto by na to nie wpadł...

Obraz
© YouTube

"The Jews Are Coming"

To jeden z ostatnich skeczy satyrycznego show "The Jews Are Coming" - "HaYehudim Ba’im". W lipcu opublikowano czwarty już sezon programu, który budzi kontrowersje od samego początku istnienia. A robienie sobie żartów z Schindlera i ludzi, których uratował przed Zagładą w stylu popularnego amerykańskiego show "The Office", to jeszcze nic.

Odcinki satyrycznego show są w całości dostępne na YouTube. Najnowszy sezon zbiera po ponad 2 mln wyświetleń na różnych platformach. Program jest tak popularny, że odcinki poprzednich serii można oglądać z angielskimi napisami.

"The Jews Are Coming" to dość niespodziewany fenomen, o którym w Polsce mało kto słyszał. A być może powinien z kilku powodów. Po pierwsze show wyjątkowo ciekawie wypada na tle naszego podejścia do satyry. W naszym społeczeństwie pokutuje przekonanie, że są pewne tematy, z których nie powinno się "kręcić beki". Łatwo wyobrazić sobie skandal, jaki wywołałoby żartowanie sobie z biblijnych postaci i to kompletnie bez zahamowań.

Trudno sobie wyobrazić, że coś takiego mogłoby być pokazywane w Telewizji Publicznej. A show "The Jews Are Coming" nadawane jest od lat przez Channel 1, publiczną stację, finansowaną w dużej części z podatków.

Za pieniądze podatników żartuj

Z "The Jews Are Coming" od początku było ciekawie. Natalie Marcus i Asaf Beiser napisali scenariusz, powstał cały sezon, wystarczyło pokazać go ludziom. Pieniądze w projekt włożył publiczny Channel 1. Tyle że wtedy stacja przechodziła reformy w Knesecie, izraelskim parlamencie. Politycy musieli zatwierdzić całą ramówkę i kurs stacji. I był problem.

Bo z jednej strony jak można pozwolić na to, żeby żartować sobie z najczulszych tematów i tym samym narazić się na potężną krytykę części społeczeństwa, której nie będą bawić żarty z nazistów, Holocaustu czy Mojżesza?

Z drugiej: kasa już na to poszła. Cały sezon sfinansowano z pieniędzy podatników i trzeba byłoby tłumaczyć się, że pieniądze poszły w błoto.

I gdy politycy debatowali, Natalie Marcus i Asaf Beiser (scenarzyści i pomysłodawcy) zdecydowali, że nie ma co marnować nakręconego materiału. Zorganizowali comiesięczne seanse odcinków "The Jews Are Coming" w jednym z barów w Tel Awiwie. Szybko stworzyła się z tego miejska legenda. Seanse cieszyły się taką popularnością, że twórcy poszli krok dalej.

Z urywków show zmontowali materiał promocyjny, który zaczął krążyć w mediach społecznościowych pod tytułem "Czy Żydzi nadchodzą?". Zwrócili na siebie tym ogromną uwagę. O satyrze było głośno w mediach i w sieci. I to tak, że zarząd Channel 1 był pod wrażeniem. Pierwszy sezon opublikowali u siebie 7 listopada 2014 roku.

Od Abrahama do Eichmanna

Twórcy show żartują sobie z całej historii Żydów. Jest odcinek o tym, jak Mojżesz przychodzi do Izraelitów z 10 przykazaniami. Ci czepiają się, że tablice mają kształt... ludzkich pośladków. Miriam, siostra Mojżesza, próbuje przekonać brata, żeby ten przekazał ludziom, że Bóg zakazał nie tylko zabijać, kraść i wzywać go nadaremno, ale zakazał także gwałcić. Mojżesz próbuje przekonać towarzystwo, że gwałty są od tej pory zakazane. - Ale jeśli jest nieprzytomna? - zaczyna się wyliczanka.

Jest i o Abrahamie, który próbuje przekonać wyznawcę innego boga do Boga. Zachwala, że nic nie trzeba robić, nie potrzebne są dary i gesty poświęcenia. Bóg jest od wszystkiego i kocha wszystkich. I gdy "niewierny" już dał się przekonać, Abraham informuje, że trzeba "uciąć tam niżej sobie kawałek", wskazując na krocze.

Jest odcinek, w którym Noe próbuje przekazać synom, że zbliża się powódź i muszą zbudować Arkę. Nagle wpada prawnik Gilgamesza i oskarża Noego o plagiat, wręcza pozew cywilny i straszy sądem.

Nie brakuje też skeczy dotyczących drugiej wojny światowej, Holocaustu, nazistów. W trzecim sezonie można obejrzeć np. skecz, w których dwóch Żydów kłóci się o to, czy Hitlera można nazywać nazistą. Jeden jest zdania, że przecież Hitler jest liderem nazistowskiej partii i odpowiada za Zagładę. Drugi, że nazywanie go nazistą to niesłuszne stygmatyzowanie i że powinien się wstydzić, bo skoro tak szufladkuje ludzi, to pewnie sam jest nazistą. I gdy tak się kłócą na środku kawiarni, Hitler za ich plecami dusi mężczyznę.

Są skrajne komentarze

Nie będzie tu zaskoczenia: "The Jews Are Coming" budzi skrajne emocje i komentarze. Jedni piszą, że to "świetna komedia". Inni, że "potężna obraza", że uderza w wierzących, że coś takiego w ogóle nie powinno być pokazywane w telewizji. Tym bardziej w telewizji publicznej.

Ariel Schnabel z gazety "Makor Rishon", prezentującej raczej konserwatywny punkt widzenia, pisze tak: "Program jest wszystkim tym, czym powinniśmy gardzić". Autor przyznaje, że to herezja i próba rozbicia żydowskiego społeczeństwa, uderzenie w święte symbole, z których nie można żartować.

"Ale z drugiej strony: tu wszystko jest w punkt. Scenografia, teksty piosenek, aktorstwo, wybór tematów i ich zmiksowanie. To niekończący się koszmar konserwatysty. Nie można od tego oderwać oczu, które są jednocześnie pełne łez ze śmiechu, ale i z wściekłości" - pisze recenzent.

"To jest nasze dziedzictwo"

Natalie Marcus, współtwórczyni satyrycznego show punktuje, że "The Jews Are Coming" ma prawo istnieć. Zwraca uwagę, że historię narodu żydowskiego można opowiadać w różny sposób, także prześmiewczy. "To nasze dziedzictwo i nie ma powodu, dla którego nie moglibyśmy drążyć w tym materiale jak w naszym DNA. Czas, by ludzie świeccy mogli odzyskać swoje historie, należące do tej pory jakby tylko do duchownych" - cytuje ją portal forward.com.

Izraelczycy nie od dziś żartują sobie ze swojej wiary i historii. Na początku lat 70. (!!) popularne było satyryczne show "Nikui Rosh". W jednym z odcinków Bóg jako płonący krzew zwraca się do Mojżesza, by ten zanim go wysłucha, zdjął buty. Taki wyraz szacunku. Mojżesz zdejmuje, ale nie wytrzymuje długo boso na rozgrzanym pustynnym piachu. Wkłada buty pod pachę i ucieka od Boga.

A całkiem niedawno doszło do małego powrotu ekipy komediowego programu "Zehu Ze". Żartują sobie z pandemii i dystansu społecznego. Jeden z rabinów pije żel antybakteryjny zamiast alkoholu. Potem przyznaje w rozmowie z kolegami, że ostatnio odwiedzili go w końcu wnukowie. - Mieli rękawiczki, maski. Zabrali mój portfel i telewizor - mówi. - Jesteś pewny, że to byli wnukowie? - pyta kolega.

"The Jews Are Coming" to dobry przykład na to, jak można przesuwać granice w satyrze. Program nadawany jest już 6 lat i przy okazji publikacji 4. sezonu nie słychać nic o internetowych petycjach z prośbami o usunięcie odcinków z sieci. Ciekawy wyjątek? Nie tak dawno temu głośno było o aferze wokół "Mesjasza" na Netfliksie, czy wokół satyrycznego filmu "Pierwsze kuszenie Jezusa". Komików z brazylijskiej grupy Porta dos Fundos nazwano heretykami, a nawet demonami. I kto wie, co się stanie, gdy Netflix kiedyś zainteresuje się izraelską satyrą...

Komentarze (3)