Wystąpił w "Nauce jazdy". Zdradził, co było reżyserowane
W ubiegłym roku wznowiono produkcję programu TTV "Nauka jazdy". Jeden z uczestników ujawnił, ile z tego, co zobaczyliśmy na ekranie, było prawdą.
Pierwsze wyczyny adeptów sztuki prowadzenia pojazdu osobowego można było śledzić w 2001 r. w programie TVN. Po latach format powrócił do stacji-siostry, zachowując jednak pierwotną formułę. W serwisie Plejada ukazała się szczegółowa relacja uczestnika z udziału w "Nauce jazdy".
Okazuje się, że po zgłoszeniu się na casting trzeba też nagrać krótki filmik o sobie i uzasadnić, dlaczego powinno się zdobyć miejsce w programie. Przyszły kursant czekał dwa tygodnie na odpowiedź z produkcji o zakwalifikowaniu się do kolejnego etapu. Po rozmowie online z osobą z ekipy czas oczekiwania był jeszcze dłuższy - ponad miesiąc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Warto było jednak czekać - produkcja "Nauki jazdy" opłaca w całości kurs oraz egzamin na prawo jazdy. Co może zaskakiwać, nie wszystkie godziny jazdy (obowiązkowe 30 godzin - red.) zostały wyjeżdżone przed kamerami z instruktorem z programu.
"Producenci wykupili dla nas oddzielny kurs, w którym poza kamerami uczyliśmy się naprawdę jeździć. Nie mogliśmy sami wybrać, gdzie chcemy zdawać prawo jazdy. Egzamin teoretyczny mieliśmy w Białymstoku [...], jeżeli chodzi o egzamin praktyczny, to producenci narzucili, że będzie to Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Warszawie na ulicy Odlewniczej" - zdradził uczestnik.
Mężczyzna zakwalifikowany do programu wyznał, że niektóre ze scen były reżyserowane. Reżyser prosił go w trakcie pierwszych jazd np. by jeździł gorzej, bo "trzeba coś fajnego pokazać w telewizji". Zdarzały się jednak sugestie, na które kursant nie chciał się zgodzić.
- W jednym z odcinków reżyser chciał, abym zaśpiewał swoją autorską piosenkę. Zrobiłem to. Po krótkim występie wykonałem także z instruktorem jeden z utworów Krzysztofa Krawczyka pt. "Parostatek". Reżyser poprosił mnie jednak jeszcze, abym na sam koniec przeżegnał się i podniósł ręce do góry, mówiąc: "To dla pana, panie Krzysztofie". Nie zgodziłem się na to, gdyż było to dla mnie już too much (ang. za dużo) - wyznał w tekście dla Plejady.
Były uczestnik programu zaznaczył jednak, że "większość dialogów czy wydarzeń była spontaniczna i działa się bez żadnego reżyserowania". Udział w "Nauce jazdy" nie pozwolił mu jednak zdać za pierwszym razem. Prawo jazdy zdobył już poza kamerami TTV.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.