Wróżbita Maciej: "Wolałem sam to ludziom powiedzieć"

Maciej Skrzątek, znany jako wróżbita Maciej, popularny telewizyjny specjalista od ezoteryki, dokonał publicznego coming outu. Na radiowej antenie opowiedział, że od 20 lat żyje w szczęśliwym związku z mężczyzną. Jego partner życiowy jest jednocześnie jego współpracownikiem. W wywiadzie dla WP wróżbita opowiada o powodach swojej decyzji.

Wróżbita Maciej jest najpopularniejszym wróżbitą telewizyjnym w Polsce
Wróżbita Maciej jest najpopularniejszym wróżbitą telewizyjnym w Polsce
Źródło zdjęć: © East News
Przemek Gulda

19.07.2021 19:27

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Przemek Gulda: Czemu zdecydował się pan na coming out i dlaczego właśnie teraz? 

Maciej Skrzątek: Jest kilka powodów. Pierwszy i najważniejszy to sytuacja polityczna w Polsce. Nie mogłem już spokojnie znosić wypowiedzi polityków, w których pobrzmiewały bardzo konserwatywne, zacofane poglądy. Nie mogłem słuchać o wykluczaniu osób LGBT ze społeczności, o odbieraniu nam praw. To skandaliczne i bolesne.

Do dziś zapamiętałem, kiedy kilka lat temu ówczesna posłanka Pawłowicz mówiła publicznie o tym, że osoby homoseksualne nie są w stanie stworzyć prawdziwego związku, bo myślą tylko o seksie i nie potrafią dochować wierności. Powinna się z nami spotkać i sama się przekonać, jaka jest prawda. Jesteśmy ze sobą już 20 lat. Tworzymy bardzo udany związek. Udowodnilibyśmy jej, jak bardzo nie ma racji i jak krzywdzące poglądy wygłasza.

A inne powody?

Nie powiem, że inspiruję się osobami publicznymi, które przyznają się do swojej homoseksualnej orientacji, ale mam wrażenie, że nie zaszkodzi do tej listy dopisać kolejne nazwisko. Kolejna sprawa: jestem dorosły, mam ugruntowaną pozycję, nie boję się i nie spodziewam się, żeby coś mi groziło. Domyślam się, że osobom młodszym jest zdecydowanie trudniej. Chciałbym im trochę pomóc i pokazać, że nie muszą się bać.

Jeszcze jeden argument jest taki, że nasze środowisko, najbliżsi i przyjaciele - wszyscy od dawna wiedzą, że jesteśmy w związku. Udawanie wobec pozostałych ludzi, że jest inaczej, było zupełnie bez sensu. No i wreszcie Eliza Michalik i jej audycja. Chciała rozmawiać o miłości. Zastanawiałem się, co mam zrobić. Nie chciałem kłamać, że jestem sam albo że jestem z kobietą. To był więc ostatni, najbardziej bezpośredni impuls do tego, żeby powiedzieć publicznie prawdę. No dobrze, muszę dodać, że jest jeszcze jeden argument.

Jaki? 

Chodzi o praktyki firm telemarketingowych, które wykorzystują moją popularność do sprzedawania swoich produktów. Podszywają się pode mnie i tworzą fałszywy obraz mojej osoby. Wszystko po to, żeby filtrować z kobietami i naciągać je na wydatki. To często samotne panie poszukujące miłości, łatwo wpadające w takie pułapki. Chcieliśmy im oszczędzić rozczarowań, a sobie - niezręcznych sytuacji, kiedy dzwoniły do nas z wyznaniami miłości. 

Jakiej reakcji na swój coming out się pan spodziewał? Nie bał się pan hejtu?

Najważniejszym uczuciem, które mnie teraz wypełnia, jest ulga. Wiedziałem, że już najwyższy czas, żeby to zrobić. I powiem szczerze, kiedy wypowiedziałem to głośno na antenie, poczułem w środku takie wielkie "uff!". Hejt? Nie, nie bałem się go. I powiem wprost: kiedy umieściłem link do artykułu na temat coming outu na moim profilu na Facebooku, pojawiło się tam kilkaset lajków i tylko jeden niemiły komentarz.

I co pan o tym myśli?

Że na szczęście żyjemy już dziś w innych czasach niż np. w latach dziewięćdziesiątych, w czasie mojej młodości. Wtedy takie oświadczenie to byłby ogromny szok, a dziś nie jest to wielka sensacja. Ludzie zaczynają się oswajać z tym, że wokół nich są osoby, które jasno określają się jako homoseksualne. Duże miasta są bardzo otwarte na to środowisko, są kluby, restauracje. Nie trzeba się specjalnie ukrywać, można mówić otwarcie o swojej orientacji.

Wspominał pan na antenie, że nie spotykał się pan z hejtem. Ale jednak wasze wspólne życie wygląda w Polsce inaczej niż życie par heteroseksualnych. Nie denerwuje to pana?

Ale jak inaczej? Przecież to tylko drobiazgi, bez których można żyć. Owszem, nie możemy zawrzeć związku małżeńskiego. Ale czy naprawdę związek trzeba legalizować? Sprawy spadkowe? Tutaj też przepisy można łatwo obejść, zawierając umowę przed notariuszem. Tak właśnie zrobiliśmy z moim partnerem. Najbardziej niepokoję się kwestiami związanymi z opieką medyczną. Bo rzeczywiście, to są poważne różnice. Gdyby mój partner miał zabieg w szpitalu, nie mógłbym przy nim być. W tej kwestii rzeczywiście powinniśmy mieć równe prawa z ludźmi żyjącymi w związkach heteroseksualnych.

Ale nie możecie sobie otwarcie okazywać uczuć na ulicy.

Powiem szczerze, nie potrzebujemy tego. Jesteśmy już dojrzali, nie musimy na siłę pokazywać swoich uczuć ani sobie, ani innym. Jesteśmy ze sobą od dawna, dobrze się znamy, mamy do siebie pełne zaufanie. Nie potrzebujemy ostentacyjnych demonstracji.

A chodzicie na Parady Równości?

Do tej pory nie chodziliśmy. Chciałem uniknąć sytuacji, kiedy ktoś zrobiłby mi zdjęcie i opublikował z komentarzem, że wróżbita Maciej jest homoseksualistą. Wolałem sam powiedzieć to ludziom. Ale teraz, kiedy wszystko jest już jasne, niewykluczone, że wybierzemy się na taką paradę. Chociaż muszę powiedzieć, że jesteśmy trochę innymi homoseksualistami niż środowiskowi aktywiści. Nie udzielamy się za bardzo ani w żadnych organizacjach, ani w klubach, nie pojawiamy się na zgromadzeniach. Że tak to ujmę: nie jestem specjalnie "paradowy". 

Jak się poznaliście?

Chyba dość standardowo: przez czat internetowy. Obaj korzystaliśmy wtedy z czata na stronie, notabene, Wirtualnej Polski. Zaczęliśmy rozmawiać, szybko okazało się, że pochodzimy z tego samego miasta, czyli z Wałbrzycha, rozmowa się kleiła i tak się zaczęło.

A jak wyglądało pana życie młodego homoseksualisty w latach dziewięćdziesiątych?

Miałem szczęście, bo od młodości mieszkałem w dużych miastach. Kilka lat spędziłem we Wrocławiu, potem w Berlinie, teraz w Warszawie. To wszystko miasta bardzo otwarte i tolerancyjne. Bycie homoseksualistą jest w nich naturalne i dobrze przyjmowane przez otoczenie. Ale to nie znaczy, że nie współczuję bardzo mocno ludziom z małych miast czy ze wsi, tam otoczenie nie jest tak otwarte.

Ludzie potrafią być zacofani, dyskryminować każdą inność. To oczywiście przede wszystkim wina propisowskich mediów i polityków z rządzącej partii. Na każdym kroku tworzy się negatywną atmosferę wokół środowiska LGBT. Podam bardzo prosty przykład. Niedawno oglądałem film fabularny, w którym pada pytanie: "are you gay", czyli "czy jesteś gejem". W polskiej wersji językowej przetłumaczone było: "czy jesteś pedziem". To mnie bardzo dotknęło. Właśnie o to chodzi: w Polsce na forum publicznym kreuje się obraz "pedzia", a nie geja.

Zaczyna się od takich drobiazgów, a kończy na bardzo niebezpiecznych sytuacjach. Ludzie, którzy nie znają osobiście nikogo ze środowiska LGBT i nawet nie chcą poznawać takich ludzi, wierzą w te bzdury i budują sobie ich bardzo negatywny obraz.

Można się spodziewać, że będą się teraz zgłaszać do pana najróżniejsze organizacje LGBT i prosić o udział w ich kampaniach społecznych i innych działaniach. Czy wziąłby pan udział w tego typu akcjach?

Tak! Bardzo chętnie. Z przyjemnością zaangażuję się i wezmę udział w tego typu działalności. Nasze społeczeństwo potrzebuje wyjścia z jaskini. Najwyższy czas, żeby się zmieniło i otworzyło na inność. 

Komentarze (188)