"Wojenne dziewczyny": Serial przyzwoity... i nic więcej [RECENZJA]

Wiosenna ramówka TVP w dużym stopniu poświęcona została narodowym rocznicom. Z tej okazji w najbliższych miesiącach nie zabraknie koncertów i specjalnych programów, ale także seriali. Telewizyjne debiuty mają już za sobą dwie produkcje odcinkowe - "Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać" oraz "Wojenne dziewczyny". Te drugie, jeszcze zanim trafiły na antenę, nazywane były żeńską wersją "Czasu honoru" - serii docenionej przez widzów i część krytyków. Czy opowieść o okupacji hitlerowskiej widzianej z perspektywy trzech Polek ma szansę odnieść podobny sukces? Po emisji pierwszego odcinka twórcom premierowej serii wytyka się brak logiki części scen i zachowań bohaterek oraz absurdalne rozwiązania fabularne. A to dopiero początek zarzutów!

"Wojenne dziewczyny": Serial przyzwoity... i nic więcej [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Serial "Wojenne dziewczyny" rozpoczyna się scenami ataków lotniczych. Obserwujemy bombardowanie więzienia, z którego zostaje wypuszczona Ewa. Pod ostrzałem znajduje się też szpital, gdzie jako sanitariuszka pomaga rannym Irka. Ta ociera się o śmierć podobnie, jak trzecia z tytułowych bohaterek. Marysia, córka bogatego żydowskiego przedsiębiorcy z Łodzi, wraz z najbliższymi cudem ratuje się przed egzekucją z rąk hitlerowców. Gdy rodzina dziewczyny trafia do getta, ona ucieka do Warszawy, gdzie jej losy w zaskakujących okolicznościach łączą się z pozostałymi postaciami.* To właśnie te wydarzenia wywołały dużo nieprzychylnych komentarzy.*

Mowa o scenie, w której Irka wykorzystuje chwilę nieuwagi, by wykraść broń niemieckiego oficera, krzyczącego na Marysię. Dziewczyny nie mają problemu z obezwładnieniem mężczyzny, mimo że ten łatwo powinnien zorientować się, że wycelowany w niego pistolet nie jest odbezpieczony. Bohaterkom bez przeszkód udaje się związać, zakneblować i zamknąć oprawcę w toalecie. I pomyśleć, że mowa o dwóch zdawałoby się bezbronnych kobietkach. Nie tylko wychodzą cało z opresji, ale też nikt nie próbuje ich powstrzymać, łącznie z oszołomionym funkcjonariuszem, poddającym się bez jakiejkolwiek walki.

Obraz
© Materiały prasowe

*Jak na serial o tragicznych i trudnych czasach, mało w nim scen ukazujących zagrożenie. Żeńskiemu trio wszystko uchodzi na sucho. *Po pierwszym odcinku można odnieść wrażenie, że Marysia, Irka i Ewa bardziej bawią się w wojnę, niż faktycznie w niej uczestniczą. Oczywiście, na ekranie pojawiają się żołnierze z bronią, ale dziewczyny nawet specjalnie nie starają się przed nimi ukryć. *W takiej sytuacji trudno budować napięcie i dramaturgię prezentowanych wydarzeń. *

Niemal wszyscy recenzenci i internauci są zgodni, że niski budżet przełożył się negatywnie na jakość produkcji, a zwłaszcza scenografii. Twórcy nie zadbali o wszystkie szczegóły. W oczy rzuca się nieskazitelny wygląd prezentowanych miejsc i serialowych postaci. Wydawałoby się, że ciężkie warunki życia w okupowanej Warszawie nie sprzyjały dobałości o powierzchowność. Inne wrażenie odnosi się, patrząc na główne bohaterki.* Co więcej, na próżno szukać widoków zbombardowanych budynków i ruin, jak i ujęć miejsc typowych dla Warszawy. Praktycznie nic nie sugeruje, że miejscem akcji jest stolica Polski. *

Obraz
© Materiały prasowe

Mało co ukazuje przygnębiającą rzeczywitość strasznego okresu w historii świata. Unikanie pokazywania mroku tamtych czasów od początku było zresztą założeniem twórców "Wojennych dziewczyn". W przeciwieństwie do "Czasu honoru", nowa produkcja miała być serialem przygodowym, dla którego okupacja jest jedynie tłem akcji. O ile w pierwszym przypadku żaden bohater nie był bezpieczny, o tyle w drugim możemy mieć niemal pewność, że kobiece trio w niezmienionym składzie dotrwa przynajmniej do końca sezonu.

Na plus na pewno można zapisać wybory związane z obsadą. Dobrym posunięciem było postawienie na wschodzące gwiazdy, nieopatrzone jeszcze widzom. Aleksandra Pisula, Marta Mazurek oraz Vanessa Aleksander stworzyły na ekranie wiarygodne kreacje. Serial o losach granych przez nie postaci wypada zdecydowanie lepiej niż wspomniana wcześniej "Historia Roja", będąca nieudaną produkcją zarówno pod względem realizacyjnym, aktorskim, jak i fabularnym.

"Wojenne dziewczyny", wcześniej zapowiadane jako "Morowe panny", są serialem przyzwoitym i nic więcej. Mimo istotnej tematyki, nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle konkurencji. Blisko mu do "Pensjonatu pod różą" i to nie tylko dlatego, że znany z polsatowskiego hitu hotelik pojawia się w serii TVP jako dom rodzinny Irki, co od razu zauważą telewizyjni fani. Uczuciowe wątki mogą łatwo przysłonić dramatyzm inspirowanych książką Łukasza Modelskiego poruszających historii, na podstawie których oparto scenariusz. Po pierwszym odcinku nie da się wywnioskować, w jaką stronę pójdą losy bohaterek. Być może kolejne odsłony produkcji przyniosą ciekawe zwroty akcji, na jakie liczą widzowie.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (403)